[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stajnię, i podsunąwszy się pocichu pod okienko, ujrzałyśmy, jak
przeszedł podwórko i wszedł do oberży. Zaczęłyśmy się naradzać co
uczynić, obawiałyśmy się opuścić naszą izdebkę, żeby nie zwrócić
uwagi, a chciałyśmy uciekać. Tymczasem stajenny wyszedł,
zamykajÄ…c na
klucz stajniÄ™.
 Musimy próbować wydostać się przez okno... a może lepiej byłoby
nie ruszać się wcale  zauważyła Amanda.
Po namyśle przyszła rozwaga. Wzbudziłybyśmy stanowczo podejrzenie
uciekając, nie zapłaciwszy nawet rachunku; a żeśmy musiały iść
piechotą, łatwo nas było dogonić. Usiadłyśmy tedy na krawędzi łóżka
szepcąc i przyciskając się do siebie z przerażenia; a tam na dole
bawiono się ochoczo i wybuchy śmiechu dochodziły naszych uszu.
Wkoń-cu towarzystwo się rozeszło, widziałyśmy przez okno światła,
przesuwajÄ…ce siÄ™ po schodach, i wszyscy udali siÄ™ na spoczynek do
swoich pokoi.
Wsunęłyśmy się do łóżka, tuląc się do siebie i nasłuchując, czy nie
usłyszymy jakiego szmeru, zwiastującego nam chwilę śmierci;
czułyśmy bowiem, że on był na naszym tropie. W głębokiej ciszy nocy
nad samem ranem dosłyszałyśmy ciche tajemnicze kroki, skradające się
przez podwórze. Klucz przekręcono i ktoś wsunął się do stajni, można
powiedzieć, żeśmy to raczej odczuły, niż usłyszały. Koń poruszył się,
uderzył kopytem o podłogę, poczem zarżał poznawszy swego pana. Ten
cmoknął nań zcicha, odwiązał i wyprowadził wierzchowca na
podwórze. Amanda skoczyła jak kot ku oknu, wyjrzała, lecz nie
wyrzekła słowa; usłyszałyśmy, jak otwierano ostrożnie bramę, potem
chwila ciszy, podczas której jezdziec dosiadł konia, i uszu naszych
doszedł oddalający się tętent.
Dopiero gdy odgłos ten ustał w oddaleniu, Amanda wróciła do mnie,
mówiąc:
 Tak, to był on, ale już odjechał.
Wtedy drżące jeszcze z przerażenia, położyłyśmy się napowrót do
łóżka i spałyśmy aż do póznej godziny. Zbudził nas dopiero odgłos
przyśpieszonych kroków i pomieszanych głosów; zdawało się, że
wszyscy sÄ… zaniepokojeni jakiemÅ› zdarzeniem.
Zerwałyśmy się i ubrały czem prędzej i zeszedłszy do stajni
upewniłyśmy się jednym rzutem oka, czy niema jego w zgromadzonym
na podwórzu tłumie.
Zaledwie nas ujrzano, przyskoczyło do nas kilka osób.
 Czy wiecie? Czy słyszeliście? Ta biedna młoda pani... pójdzcie
zobaczyć!
I zostałyśmy mimowoli wciągnięte przez podwórze do oberży, tam
tłum nas prawie wniósł na wielkie schody do pokoju, gdzie na łóżku
leżała blada i nieruchoma postać młodej, pięknej pani. Przy niej stała
Francuzka, płacząc i zawodząc.
 Ach moja pani, gdybyś mi była pozwoliła zostać ze sobą! Ach! Cóż
pan baron powie!
I tak dalej lamentowała. Nieszczęście to zostało dopiero co odkryte,
przypuszczano bowiem, że baronowa, zmęczona podróżą, spoczywa
długo. Oberżysta posłał po chirurga, sam zaś starał się utrzymać
porządek, popijając dla animuszu wódeczkę i częstując nią gości,
którzy tłoczyli się na-równi ze służbą.
Nareszcie przybył chirurg i wszyscy cofnęli się trochę, żeby mu
zostawić miejsce.
 Ta pani  objaśniał gospodarz  przyjechała wczoraj wieczorem
dyliżansem ze swoją służącą; widocznie musiała być wielką damą, bo
zażądała prócz sypialni oddzielnego bawialnego pokoju.
 To była pani baronowa von Roeder  oświadczyła Francuzka.
 Trudno ją było zadowolić, tak była wymagająca pod względem
kolacji. Wprawdzie zmęczona podróżą, ale zdrowa zupełnie położyła
się do łóżka. Służąca opuściła pokój...
 Prosiłam, żeby mi pozwoliła zostać z sobą w tej nieznanej nam
oberży, ale nie zgodziła się na to, to była wielka arystokratka 
wtrąciła Francuzka.
 No i nocowała z moją służbą  kończył oberżysta.  Zrana
sądziliśmy, że pani zaspała, ale kiedy do 11-ej nie dała znaku życia,
kazałem pannie służącej otworzyć drzwi moim drugim kluczem i
zajrzeć do pokoju.
 Drzwi nie były zamknięte na klucz, tylko na klamkę, i znalazłam ją
umarłą, bo wszak ona nie żyje? Z twarzą na poduszkach z pięknemi
włosami rozrzuconemi w nieładzie; nie pozwalała mi nigdy wiązać ich
na noc, mówiąc, że ją głowa od tego boli. Takie cudne włosy! 
mówiła służąca, podnosząc złoty splot do góry.
Przypomniałam sobie słowa, jakie wyrzekła wieczorem Amanda, i do
niej się przytuliłam.
Tymczasem lekarz badał ciało, włożywszy rękę pod kołdrę, której
dotąd gospodarz nie pozwolił ruszyć. Niebawem wyciągnął rękę całą
zakrwawioną, trzymając w niej krótki sztylet z przywiązaną doń kartką.
 Tu popełniono zbrodnię  rzekł  ta pani została zamordowana,
sztylet tkwił w sercu ofiary.
Włożywszy okulary, z trudem przeczytał nakreślone słowa na mocno
zakrwawionym papierze:
Numéro Un. Comment les Chauffeurs se vengent.*
 Pójdzmy  szepnęłam do Amandy  uciekajmy z tego strasznego
miejsca.
 Lepiej  odrzekła  żebyśmy się trochę zatrzymały.
Wszyscy jednogłośnie orzekli, że nikt inny nie mógł być mordercą,
tylko ów pan, który przyjechał konno i wszedł do sali jadalnej zaraz
potem, kiedyśmy ją opuściły; wszyscy podróżni rozmawiali wtedy o
młodej jasnowłosej pani, której postępowanie krytykowano; ów
jegomość interesował się mocno tą panią, wypytywał skwapliwie o
wszystkie szczegóły jej dotyczące, i dopiero dowiedziawszy się o nich
oświadczył, że ważny interes zmusza go do wyruszenia o brzasku w
dalszą podróż, zapłacił zatem rachunek i otrzymał klucze od stajni i
bramy, ażeby nikogo nie budzić. Słowem jeszcze przed nadejściem
policji, po którą lekarz posłał, powszechnie uznano go za mordercę;
cóż, kiedy słowa wyryte na karteczce wszystkim zmroziły krew w
żyłach. Les Chauffeurs! Kimże oni byli? nikt ich nie znał, ktoś z ich
bandy mógł się znajdować pomiędzy publicznością i zanotować ofiarę
nowej pomsty. - W Niemczech mało słyszałem o tej potwornej bandzie,
w Karlsruhe opowiadano o niej, ale słuchałam tak, jak się słucha bajki o
ludożercach. Tu jednak w ich ojczyznie, poznałam dopiero w całej
pełni trwogę, jaką wzbudzali. Nikt nie chciał przeciwko nim świadczyć,
nawet agent policyjny cofnął się przed wypełnieniem swego
*
Numer pierwszy. Tak siÄ™ mszczÄ… Przypalacze.
obowiązku. Jakże się dziwić, nawet my, któreśmy mogły dostarczyć
wyczerpujących i druzgocących wiadomości o sprawcy morderstwa,
nie śmiałyśmy ust otworzyć i udawałyśmy, że o niczem nie wiemy.
Czyż mogłyśmy biedne, samotne, zgnębione i przerażone kobiety, wal
czyć przeciw tym, przed którymi wszyscy drżeli, a których zemsta i tak
nas ścigała, czego dowodem martwe ciało biednej ofiary, którą za mnie
wzięto.
Wkońcu Amanda podeszła do gospodarza i zupełnie otwarcie prosiła o
pozwolenie opuszczenia oberży, co też jej dozwolono; zapłaciwszy tedy
rachunek, puściłyśmy się w drogę i w kilka dni pózniej byłyśmy po [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl