[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wszystkie okna są otwarte. Usłyszy mnie.
Nie odchodziłem jeszcze; wziąłem w dwa palce pasmo jej włosów i bawiłem się nimi.
- Pan bardzo staro wygląda, majorze - powiedziała Weronika. - Wiem. Proszę wysiąść i
iść tam do niego.
- Panu zabrakło odwagi?
- Nie będziemy ze sobą długo - powiedziałem. - Nie chcę, aby mnie ktoś pamiętał i płakał
za nucą. Lepiej niech pani idzie do niego.
Nie powiedziała niczego; wzruszyłem ramionami i przeszedłszy przez bramę wszedłem
na podwórko. Okna domu były ciemne; z wyjątkiem dwóch oświetlonych.
- Samsonow - powiedziałem głośno. - Nie czekaj na Weronikę. Nie przyjdzie do ciebie ani
dziś, ani jutro. Przykro mi, ale tak jest.
Stałem oparty o ciepłą ścianę domu i czekałem. W chwilę pózniej dojrzałem bladą twarz
Samsonowa.
- Przykro mi - powiedziałem. - To ja, Rackmann. - Czy wiesz, co ciebie czeka? - zapytał
Samsonow. - Wiem. La pózno, aby to zmienić.
- Nie możesz jej wziąć ze sobą tam, gdzie idziesz - powiedział Samsonow. - Czy ona o
tym wie?
- Powiedziałem jej o tym.
Samsonow nic odpowiadał; patrzałem z dołu na twarz jego majaczącą w teatralnym kręgu
lampy.
- Przykro mi - powiedziałem. - To wszystko, co umiem powiedzieć.
- I dlaczego mnie to spotkało? - zawołał nagle Samsonow. - A dlaczego nucie spotka to,
co ma norie spotkać? - powiedziałem. - W tym miejscu krąg się zamyka.
42
Marek Hłasko  Sowa, córka piekarza
- A ona będzie teraz wlec się za tobą, prawda?  Choćbym też chodził w dolinie śmierci,
nie będę się bał złego, albowiem tyś ze mną laska twoja i kij twój, te mnie cieszą..." Po to ci
jest potrzebna, prawda?
- Myśl o tym, jak tylko chcesz - powiedziałem. Podwórzem poszedłem ku bramie; światło
na górze zgasło.
Poszedłem do samochodu; wsiadłem i powiedziałem do niej: - Teraz pojedziemy gdzieś
potańczyć?
- Nie przypuszczałam, że umie pan raczyć - powiedziała Weronika. - Wygląda pan tak
niezgrabnie.
- Oczywiście, zle się wyraziłem. Nie umiem tańczyć. Uczono mnie co prawda, ale nie
nauczyłem się nigdy. Zagadka życia. - Za to dobrze pan jezdzi. Jak długo pan ma ten
samochód? - Krótko. Nic jest nowy, ale w zupełnie dobrym stanie.
- Czy w Anglii trudno było panu jezdzić po lewej stronie? - Nie. Ja i tak jeżdżę zawsze
pijany. Nie widzę doprawdy wielkiej różnicy.
Dojechaliśmy na miejsce, a była to mała restauracja nad Odrą
i przypuszczam, iż był tam niegdyś Klub Wioślarski. Usiedliśmy przy stoliku obok wody,
w której odbijały się już gwiazdy, a ja poprosiłem kelnera o wódkę.
- Słyszy pani? - Co?
- To granie? - Kto gra?
- Jak się nazywają te zielone zwierzęta, co grają na skrzypkach i skaczą wysoko?
- Polne koniki - powiedziała i uśmiechnęła się. - Jak można zapomnieć, że zwierzę ze
skrzypkami jest polnym konikiem, panie majorze?
- Przecież nie było mnie tu tyle lat - powiedziałem. - I dużo się mówiło po angielsku. Nic
rozmawialiśmy wtedy o polnych konikach. Proszę, niech pani nie poprawia włosów.
- Zawsze myślałam, że ludzie z dala od kraju myślą właśnie o takich rzeczach, o których
opowiadano im w dzieciństwie powiedziała Weronika. - O tych wszystkich bajkach o
rycerzach i zwierzętach... Czy ja wiem? O wąskich ulicach, po których straszno chodzić.
Czy nie było tak?
- Tak było - powiedziałem. - Powiem pani, o czym ja myślałem. ,Jako dziecko chodziłem
do szkoły taką ulicą, gdzie był wąski parkan o długości może stu metrów. Latami chodziłem
tą ulicą i nigdy nie przyszło mi na myśl, co kryje się za tym parkanem. Potem dorosłem i
zapomniałem. Dopiero w czasie wojny przypomniałem sobie o tym i zacząłem myśleć co, na
Boga, mogło by za tym płotem? Myślałem o tym w dzień i w noc, i myślałem często, iż
zginę i nigdy się nie dowiem. I to było dla mnie straszne.
Umilkłem, było teraz cicho; brzegiem rzeki szedł jakiś stary człowiek w podkasanych
spodniach, niosąc dwa puste wiadra. - Niedobry dla nas znak - powiedziała Weronika. -
Puste wiadra przynoszą nieszczęście.
- Krótko będziemy razem - powiedziałem. - Nie będzie na to czasu.
- I co było dalej?
- Po powrocie do kraju wróciłem najpierw do Warszawy. I oczywiście pobiegłem na tę
ulicę, aby zobaczyć, co było za tym płotem.
- I co tam było?
- Pusty plac.. Nigdy nie było tam niczego.
Kelner przyniósł wódkę. Nalałem; uniosłem swej kieliszek i ona także uniosła. Ręka jej
drżała i para kropel upadło na obrus. - 'Ty się boisz - powiedziałem. - Przecież jestem przy'
tobie. I zostanę przy tobie.
Wypiła wódkę, ale wciąż jeszcze nie odstawiała kieliszka. Patrzyła na norie; wyjąłem
kieliszek z jej dłoni i postawiłem na stole. - Ty nie wiesz, jak to jest z tymi, co wracają z
Zachodu
powiedziała. - Pewnego dnia commies przychodzą po nich i nigdy nie wracają.
43
Marek Hłasko  Sowa, córka piekarza
- "Tak jest na całym świecie - powiedziałem. - Jeśli mężczyzna idzie na wojnę, to nigdy
już nie wraca. Może zresztą nie przyjdą po ranie.
- Każdy z tych, którzy nie wrócili do domu, myślał tak sarno. - Najlepiej nic myśl o tym.
- Dlaczego musiałam ciebie spotkać?
- To śmieszne pytanie. Każda kobieta w tym mieście mogłaby mnie o to samo spytać.
Jestem niewinny.
- Nie mów, że jesteś niewinny - powiedziała Weronika. To nic nie znaczy. "teraz mówisz
to ty, a potem powiedzą to ci ludzie, którzy cię zabiorą. A potem na ich miejsce przyjdą
jeszcze inni i powiedzą to samo. Jeśli powiesz jednym, że jesteś niewinny, stajesz się
winnym wobec innych. Nikt nie jest niewinnym wobec wszystkich.
- Dobrze, że o tym wiesz - powiedziałem. Znów wyciągnąłem ku niej rękę i pochyliła
głowę, a ciężkie jej włosy opadły. Oczywiście, że pewnego dnia przyjdą i po omie. Jeśli
chcesz, to zawiozę cię do domu, a potem pójdę do twego narzeczonego i powiem mu, że to
był tylko głupi żart. 1 oczywiście odkupię ci rower. Wstań i odejdz.
Nic poruszyła się; patrzyła na mnie, ale jej ręce nie drżały jak przed chwilą.
- Dlaczego jesteś taka spokojna? - gestem zdecydowana.
- Tu nie ty będziesz decydować i nie ja. Niczego nie możemy uczynić, aby sobie
dopomóc. Nie wiem, dlaczego wybrałem sobie ten zawód, ale tak się już stało. Ja zabijałem
innych, a pewnego dnia oni przyjdą i zabiją mnie.
- Ale do tego dnia zostaniemy razem.
Wypiła; ja także wypiłem swój kieliszek i nalałem znowu. - Dlaczego masz starą twarz? -
zapytała.
- Nie wiem. Wielu ludzi pytało mnie o to i nigdy nie potrafiłem odpowiedzieć.
- Piłeś dużo?
- W Anglii piłem dużo. Wszyscy pili. Podobno łatwiej się umiera. Tak mówią. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl