[ Pobierz całość w formacie PDF ]

fatalnie  powiedział, spoglądając na krzyżujące się szwy zbierające skórę na
czubku głowy delikwenta.
 Tylko bez osobistych wycieczek  upomniał przełożonego Pasterr.
 To straszne. Czym dostał?
 Nie mam pojęcia. Ale przez jakiś czas obejdzie się bez fryzjera.
 Niech licho porwie tych heretyków! Czy ich niewybaczalne zepsucie nie
zna granic? Najpierw owce, a teraz. . . to! Czy ktoś widział, co się stało?
 To znaczy ktoś poza D vanouinami? Nie mam pojęcia  odburknął Pasterr
i spuścił głowę. Zwiatło niewielkiej świeczki przez chwilę odbijało się od kręgu
jego tonsury.
 Co? W takim razie spytajcie kogoś! Szybko!
 Eee. . . kogo?  odezwał się mnich.
Jerz warknął, odciągnął zasłony i spojrzał na puste hamaki.
 Zwolniłeś ich bez wysłuchania sprawozdania? Zwołać ich. Potrzebuję ze-
znań naocznego świadka!
 Wasza Zwiątobliwość ma wprawę w zabawach ze stoliczkiem i talerzy-
kiem?
 Hę?
 Trzeba by nie lada wprawy, żeby uzyskać jakieś odpowiedzi od tych chłop-
ców.
81
Papa zdjął swoją wielką fioletową infułę i zakłopotany podrapał się po głowie.
 Czy to znaczy, że. . .
 Tak. Wrócił tylko brat szeregowiec Szlam Dżi-had. . .
Ukryty pod hamakiem Xedoc zaczerpnął gwałtownie powietrza. Wrócił tylko
Szlam Dżi-had? Chłopiec wiedział o nim wszystko; rzadko zdarzał się dzień bez
doniesień o jego popisach niekompetencji, które potem odbijały się od krużgan-
ków Nawtykanu szerokim echem gromkich wybuchów śmiechu.
 Był przymocowany do grzbietu tej bestii  zakończył Pasterr i wskazał na
ogłupiałą lamę podgryzającą jeden z hamaków.  A to zwierz miał za uchem. 
Mnich podał Papie małą pergaminową przywieszkę.
  To chyba wasza własność  odczytał Papa Jerz zduszonym głosem. 
O bogowie, nawet D vanouini go nie chcą!
Nagle Dżi-had podniósł powieki, a jego zrenice poruszyły się szybko i bez-
ładnie jak złote rybki atakowane przez kota. Nie widziały jednak zakłopotanych
twarzy tłoczących się wokół niego. Interfejs oko/mózg kręcił się niespokojnie, usi-
łując znalezć coś, na czym mógłby skupić uwagę, coś, co by rozpoznał. I w jednej
przerażającej sekundzie interfejs się zorientował, że gdziekolwiek rozgrywała się
ostatnia bitwa Owczych Wojen, to na pewno nie tu.
Przed oczyma duszy Dżi-hada pojawiło się zdecydowanie zbyt świeże wspo-
mnienie światła o barwie płynnej lawy. Zaciskając pięści, starał się pojąć, co
D vanouini dla niego przygotowali, jakie piekielne męczarnie mu zgotowali. Tor-
tury? Przesłuchanie? Nic z niego nie wycisną. Tylko nazwisko, stopień, numer
hymnu i być może jeden czy dwa obrazliwe psalmy, jeśli sobie jakieś przypo-
mni. Dziwne, ale przez chwilę to wszystko wydało mu się takie odległe. . . No,
ale przecież jeszcze nic z niego nie wyciągnęli.
I w tamtym właśnie momencie, w tamtym miejscu, postanowił podać te dane.
Mgliście przypominał sobie bulgotliwy charkot, jaki wydobył się z jego gardła
w miejsce konkretnych słów.
Rysująca się na tle karmazynowego światła zniekształcona twarz zakryta chu-
steczką wyjrzała ku niemu przez opary chłodzącego gazu, przekręciła się to w jed-
ną, to w drugą stronę i cmoknęła. Zanim zniknęła, zerknęła na jeszcze kilkanaście
skręcających się przed oczami Dżi-hada rurek.
Ku własnemu przerażeniu Dżi-had stał się świadom odrażającego bulgoczące-
go dzwięku, pulsującego w rytm jego serca. Dałby sobie głowę uciąć, że płynem
przelewającym się przez rozliczne rurki była jasna, utlenowana krew, i że twarz
ukrytą za maseczką pokrywały czarne chitynowe łuski, i że ten, do którego nale-
żała twarz, miał w rękach wiertło i świder, i że. . . Ale to była tylko gra świateł.
Prawda, że była?
Usiłował podnieść głowę, żeby mieć lepszy widok, ale usłyszał gniewne wark-
nięcie i jedna z par przypominających imadło kleszczy przygniotła mu czoło do
stołu. Zimny pot oblał go, gdy zauważył, że podobne szczypce przytrzymują jego
82
kostki i nadgarstki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl