[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się nie kłóciliśmy.
Nieszczęście przyjaciółki wytrąciło Celię z równowagi.
 Jak wiele smutnych rzeczy dzieje się na świecie  powiedziała do Dermota.
 Ten jej mężulek musiał być niezłą kanalią  stwierdził Dermot.  Wiesz co,
Celio, ty chyba czasami myślisz, że jestem samolubny, lecz popatrz tylko, co
mogłoby cię spotkać. Tak czy inaczej, jest ze mnie dobry, uczciwy, niezawodny
mąż. Prawda?
W tonie jego głosu było coś komicznego. Celia pocałowała go i roześmiała się.
Trzy tygodnie pózniej, zabrawszy ze sobą Judy, pojechała do domu Miriam. Dom
trzeba było opróżnić i wysprzątać. Było to zadanie, przed którym się wzdragała.
Niestety, nikt inny nie mógł tego zrobić. Dom bez matczynego uśmiechu? To nie do
pomyślenia& Gdybyż tak Dermot mógł jej towarzyszyć.
Dermot usiłował ją pocieszać na swój własny sposób.
 Wierz mi, sprawi ci to przyjemność, Celio. Znajdziesz mnóstwo rzeczy, o
których dawno zapomniałaś. I zobaczysz, jak tam teraz jest pięknie. Odrobina
odmiany dobrze ci zrobi. Wystarczy, że ja zaharowuję się całymi dniami.
Na Dermota nie można było liczyć! Jak zwykle ignorował wszelkie uczucia.
Uciekał od nich jak spłoszony koń.
 Mówisz tak, jakbym wyjeżdżała na wakacje!  wybuchnęła gniewem,
przynajmniej raz.
Odwrócił od niej wzrok.
 No cóż, w pewnym sensie tak& On nie jest dobry& nie jest&
Celia poczuła się samotna. Przeszył ją strach. Jak nieprzyjazny był świat bez
matki&
3
115
Następne miesiące były dla Celii ciężkim doświadczeniem. Musiała spotykać się
z prawnikami i uzgadniać z nimi sprawy majątkowe.
Matka nie zostawiła prawie żadnych pieniędzy. Należało rozważyć, co zrobić z
domem  utrzymywać go nadal czy sprzedać. W stanie, w jakim się znajdował,
raczej trudno byłoby znalezć zdecydowanego nabywcę. %7łeby cała posiadłość nie
popadła w ruinę, trzeba było prawie natychmiast wyłożyć sporą sumę. Tak czy
inaczej remonty były nieuniknione, a Celia nie miała na nie odpowiednich
funduszy.
Celia szarpało niezdecydowanie.
Nie mogła znieść myśli o rozstaniu z domem Miriam, a przecież zdrowy rozsądek
podpowiadał jej, że byłoby to najlepsze rozwiązanie. Dom leżał zbyt daleko od
Londynu, aby ona i Dermot mogli w nim zamieszkać, nawet gdyby Dermot uległ jej
namowom (a Celia była przekonana, że nie ulegnie). Dla Dermota wieś sprowadzała
się do pierwszorzędnych terenów golfowych.
Czy zatem uczucie, które kazało jej się kurczowo trzymać tego miejsca, nie
było zwykłym, niewiele wartym sentymentalizmem?
A jednak nie zniosłaby tego rodzaju porażki. Miriam tyle lat dzielnie
walczyła, by dom utrzymać, i to nie dla kogo innego, a tylko dla niej. To ona,
Celia, odwiodła kiedyś matkę od zamiaru sprzedaży& Miriam zatrzymała go dla
niej, dla niej i dla jej dzieci.
Czy Judy zależało na nim tak jak jej? Pomyślała, że nie. Judy zawsze odnosiła
się do wszystkiego z rezerwą, Judy nie przywiązywała się do nikogo i do niczego,
Judy była jak Dermot. Ludzie pokroju tych dwojga, myślała Celia, mieszkają w
jakichś domach dlatego, że te domy są wygodne. Wreszcie postanowiła zapytać
córkę o zdanie. Celia często odnosiła wrażenie, że Judy, przy swoich ośmiu
latach, jest o wiele rozsądniejsza i praktyczniejsza od własnej matki.
 Czy dostaniesz dużo pieniędzy, jak go sprzedasz, mamusiu?
 Obawiam się, że nie. Widzisz, to staroświecki dom, no i położony na wsi,
daleko od miasta.  No cóż, wobec tego raczej go zatrzymaj  powiedziała Judy. 
Możemy tu przyjeżdżać latem.
 Naprawdę chciałabyś, Judy? Nie wolisz naszego małego domku?
 Nasz domek jest bardzo mały  odparła Judy.  Chciałabym mieszkać w
internacie. Lubię wielkie, wielkie domy.
Celia roześmiała się. Pomyślała sobie, że Judy ma rację. Nie było sensu
pozbywać się domu za parę funtów. Z handlowego punktu widzenia należało
poczekać, aż domy na wsi znów staną się chodliwym towarem. Pomyślała, że trzeba
ograniczyć się w wydatkach do najbardziej niezbędnych napraw, a potem rozejrzeć
się za osobami chętnymi do wynajęcia umeblowanego domu.
Tak wyglądała praktyczna strona zagadnienia. Celia, pochłonięta sprawami
remontowo porządkowymi, nie miała czasu myśleć o swoim smutku i o żałobie.
Teraz przyszła pora na coś, co ją najbardziej przerażało. Na porządki. Jeśli
dom miał być wynajęty, najpierw należało go opróżnić. Niektóre z pokoi były
zamknięte od lat. Były w nich stare kufiy, kredensy i niezliczone szuflady,
wszystkie pełne pamiątek z przeszłości.
4
Pamiątki&
W domu pusto i obco. Nie ma Miriam&
Jedynie kufry pełne starych ubrań& szuflady pełne listów i fotografii&
To boli&
Pudełko z czarnej laki z bocianem na wieczku, które ją zachwycało, kiedy była
dzieckiem. Wewnątrz  listy. Jeden od mamusi. Moje najdroższe jagniątko,
nieopierzona gołąbeczko& Po policzkach Celii zaczęły spływać sznureczki palących
łez&
Suknia wieczorowa z różowego jedwabiu, z bukiecikiem różyczek, upchnięta na
dnie kufra ( jeszcze się ją kiedyś odświeży ), zapomniana& Jedna z jej
pierwszych wieczorowych sukien& Kiedy ostatni raz miała ją na sobie, była takim
niezdarnym, rozgorączkowanym, głupiutkim stworzonkiem&
Listy babuni  cała skrzynia. Na pewno przywiozła je ze sobą w czasie
przeprowadzki. Fotografia starego dżentelmena w wózku inwalidzkim, Twój oddany
116
wielbiciel, poniżej niewyrazne inicjały. Babunia i jej  mężczyzni . Nigdy nie
mówiła o nich inaczej, nawet wówczas, kiedy pozostał im mały skrawek brzegu
morskiego i wózek inwalidzki, nic ponadto&
Kubek, a na nim obrazek dwóch kotków  prezent od Susan na któreś urodziny&
Dalej i dalej w przeszłość&
Dlaczego to aż tak bardzo boli?
Gdyby tylko nie była tu sama& Gdyby był z nią Dermot!
Lecz Dermot powiedziałby:  Dlaczego nie spalić wszystkiego naraz, bez
wdawania się w szczegóły?
Tak, to byłoby rozsądne, a jednak coś ją przed tym powstrzymywało.
Otwierała następne szuflady.
Wiersze. Kartki z wierszami& pochyłe, wyblakłe litery. Pismo matki, z jej
panieńskich lat& Celia zaczęła czytać& Sentymentalne, koturnowe, w stylu epoki.
Tak, lecz było w nich coś  niekonwencjonalna myśl, zaskakująco oryginalna fraza
 coś, co bezbłędnie wskazywało na autorkę, jej matkę& Na jej błyskotliwy umysł&
Wiersz dla Johna na jego urodziny&
Ojciec& jej brodaty, jowialny ojciec&
Obok wiersza dagerotyp. Chłopiec o skupionym wyrazie twarzy, ledwo wchodzący
w wiek męski&
Młodość, potem dorastanie, starzenie się  jakie to wszystko dziwne, jakie
straszne. Czy w życiu człowieka bywa taki szczególny moment, w którym się jest
bardziej sobą niż w jakimkolwiek innym?
Przyszłość& Co ją, czeka w przyszłości?&
Cóż, to przynajmniej było dość przejrzyste. Dermot, zarabiający pieniądze&
duży dom& kolejne dziecko& może dwoje. Choroby dzieci, dziecięce dolegliwości&
Dermot trochę bardziej nieprzystępny, z trochę większym zniecierpliwieniem
broniący swoich praw do robienia tego, na co ma ochotę& Dorastająca Judy&
stanowcza, zdecydowana, pełna energii& Dermot i Judy, jak zwykle razem& Ona
sama, trochę grubsza, trochę bledsza, traktowana przez tych dwoje odrobinę
pogardliwie&  Mamo, to, co mówisz, nie brzmi najmądrzej&  No cóż, z trudem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl