[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zadowolona z telefonu Bartholomew Greeleya. Po prostu wpadła w zachwyt na wieść, że ich
umowa wkrótce się zakończy.
Leżał nieruchomo, czując, że krew szybciej krąży mu w żyłach, jakby głupio na coś
oczekiwał. Co mu się, u diabła, roiło? Na co liczył? Naprawdę był na tyle głupi, by wierzyć,
że Lydia zamierzała dołączyć do niego tu, na sofie?
Najprawdopodobniej szła do kuchni. W tych okolicznościach jedynie tak dawało się to
logicznie wytłumaczyć. Nie mogła zasnąć, więc prawdopodobnie chciała sobie przygotować
kubek ciepłego mleka. Albo coś w tym stylu.
Dostrzegł blade zarysy jej białego szlafroka, gdy na palcach skradała się za róg.
Ciemny kłębek na jej ramieniu to na pewno Futrzak.
Wstrzymał oddech, pragnąc, by Lydia podeszła do sofy.
Ale zmierzała do kuchni.
Wypuścił wstrzymywane powietrze z płuc, obserwując, jak ona znika w drzwiach.
Kilka sekund pózniej usłyszał, że otwiera lodówkę. W drzwiach do kuchni na chwilę błysnęło
światło i zaraz zgasło. Rozległ się cichy brzęk.
Lydia wyjęła kubek z kredensu. Potem usłyszał odgłos wieczka zdejmowanego ze
słoika z precelkami.
No nie! Do diabła, naprawdę myślała, że cały ten hałas go nie obudzi?
Odrzucił na bok pościel i wstał.
W połowie drogi do kuchni zorientował się, że ma na sobie tylko slipy. Spojrzał w dół
i wyraznie zobaczył erekcję. Tłumiąc jęk, sięgnął do torby, wyjął dżinsy i szybko w nie
wskoczył.
- Nie chciałam cię obudzić - powiedziała Lydia, stając w drzwiach kuchni. Siedział
plecami do niej, szarpiąc się z suwakiem rozporka.
- Nie spałem.
W końcu udało mu się zapiąć spodnie. Odwrócił się do niej. Wyglądała tak świetnie,
że chętnie by ją zjadł. W jednej ręce trzymała kubek, a w drugiej parę precelków. Dała jeden
Futrzakowi.
- Mogę się poczęstować? - spytał Emmett, zdegustowany tym, że nie potrafi wymyślić
ciekawszego tematu do rozmowy.
- Jasne. Proszę.
Gdy wszedł do kuchni, jego ramię otarło się o rękaw jej szlafroka. To było tak, jakby
dotknął drutu pod napięciem. Potężna energia wstrząsnęła jego i tak już przerezonowanym
ciałem. Energicznie zdjął wieczko słoika z precelkami i sięgnął do środka.
- Tych raczej nie chcesz jeść - zauważyła Lydia. - Futrzak pewnie je oślinił. Poczęstuj
się tymi z torebki w piekarniku. Tam trzymam moje. Futrzak nie ma tyle siły, żeby go
otworzyć.
Emmett zakręcił słoik, szarpnął drzwiczki piekarnika i wpatrzył się w torebkę z
precelkami.
- Zdarzyło ci się kiedyś niechcący to włączyć, kiedy w środku była ta torebka?
- Raz - przyznała. - Od tego czasu trzymam gaśnicę pod zlewem. Wyjął garść
precelków i zamknął piekarnik.
Wyczuwał, że Lydia wciąż jest wkurzona. A wszystko dlatego, że nie opowiedział jej
o szczegółach swojego układu z Mercerem Wyattem.
Co mam do stracenia? - pomyślał. Pewnie i tak już bardziej jej nie wkurzę. To sprawa
Gildii, ale może ona ma prawo co nieco się o tym dowiedzieć.
- W porządku. Opowiem ci o moim układzie z Wyattem - powiedział z ustami
pełnymi precelków. Uniosła podbródek.
- Nie fatyguj się. Dałeś mi absolutnie jasno do zrozumienia, że według ciebie to nie
mój biznes.
- Bo to rzeczywiście nie twój biznes. Ale nie mogę znieść, że tak chłodno mnie
traktujesz.
- Coś podobnego. Szef Gildii pęka pod wpływem chłodnego traktowania.
- Były szef Gildii. - Włożył do ust kolejnego precelka. - Krótko mówiąc, Mercer
dowiedział się, że Quinn zaginął wkrótce po wizycie w pewnym schronisku młodzieżowym w
Starych Dzielnicach, w Poprzecznej Fali. Wyglądała na zamyśloną.
- Znam to schronisko. Działa od kilku lat. Oferują pomoc społeczną dzieciakom z
ulicy.
- Paru innych młodych, niewyszkolonych pararezonerów energii dysonansu również
zniknęło. Oni też mieli jakiś kontakt z tym schroniskiem. Mercer uważa, że te sprawy się
jakoś wiążą. Chce, żebym sprawdził, co się tam dzieje. I żebym był dyskretny. Przekrzywiła
głowę.
- Dyskretny? Dlaczego?
- Ponieważ od kilku miesięcy schronisko sponsoruje Fundacja Gildii z Kadencji.
- Ach!
- No właśnie. Ach! - Wsunął do ust następnego precelka.
- Gdyby się okazało, że w schronisku prowadzona jest jakaś nielegalna działalność,
mogłoby to być naprawdę kłopotliwe dla Gildii.
- Taka sytuacja byłaby niezręczna zwłaszcza dla Tamary. - Emmett się zawahał. -
Mercer ją kocha. Chce ją chronić.
- Trudno mi sobie wyobrazić, że Mercer Wyatt kocha coś innego niż władzę, którą ma
jako szef Gildii.
- Ludzie się zmieniają.
- Jedni tak, inni nie.
- Trochę to cyniczne. Ale jest coś jeszcze. Wyatt uważa, że ktoś z pracowników jego
administracji jest zdrajcą. Sądzi, że to właśnie ta osoba odpowiada za to, co dzieje się w
schronisku.
- Oho! Chyba wiem, dokąd to zmierza. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl