[ Pobierz całość w formacie PDF ]

żesz okazać łaski mnie, to przynajmniej nie karz Havarda! On
można obciążać tym, że urodziÅ‚o siÄ™ za wczeÅ›nie. A jeÅ›li napraw­
nie zrobiÅ‚ nic zÅ‚ego. Ja bÄ™dÄ™ dzwigać mój grzech i poniosÄ™ wszel­
dę jest poważnie chore...
kÄ… karÄ™, ale jemu pozwól zachować syna. To ja zgrzeszyÅ‚am, Bo­
Głos odmówił mu posłuszeństwa i Mali zrozumiała, że
że. Nie on!
Havard walczy z płaczem.
Grzech pierworodny, dzwięczało jej w głowie. Grzech
- JeÅ›li nie dane nam bÄ™dzie go zachować... to to nie jest two­
pierworodny. Czy Bogu nie wystarczy, że ona zostaÅ‚a ukara­
ja wina, Mali. Nie wolno ci nawet tak myÅ›leć, tobie, która zrobi­
na? Jej grzech powinien dotknąć wszystkich, których Mali
Å‚a wszystko, by on mógÅ‚ przyjść na Å›wiat donoszony, zdrowy i sil­
kocha?
ny.
Powoli wyciągnęła rękę i po omacku szukała krzyżyka babci
O, Boże drogi, pomyÅ›laÅ‚a Mali zrozpaczona, ja tego nie wy­
leżącego na nocnym stoliku. ZnalazÅ‚a go, przyÅ‚ożyÅ‚a do ust zim­
trzymam. Nie zdołam udzwignąć sama tego ciężaru. Przywarła
ny metal i przymknęła oczy.
do Havarda i głośno przełknęła ślinę.
- Pomóż mi, babciu - szeptaÅ‚a w ciszy. - Pozwól przeżyć te­
- Havard, ja... ja zrobiłam...
mu maleństwu. Wstaw się za mną.
Uwolnił się z jej rąk i położył ją z powrotem na poduszkach.
Ostrożnie poÅ‚ożyÅ‚a krzyżyk na maleÅ„kiej główce, przytulo­
Czule głaskał ją po twarzy. Oczy miał wilgotne.
nej do jej piersi, trzymaÅ‚a go tam i z krwawiÄ…cym sercem bÅ‚aga­
- Teraz jesteÅ› bardzo zmÄ™czona, Mali. To byÅ‚o bardzo trud­
ła o łaskę. Po chwili znowu zacisnęła dłoń i przyłożyła krzyż do
ne przeżycie. Ja też się boję, bo ja... ja tak bardzo bym chciał,
ust, opadła na poduszki i zaniosła się głośnym płaczem.
byśmy mogli zachować naszego małego chłopczyka. Ale co my
możemy zrobić? Tylko czekać i mieć nadziejÄ™. Ty zaÅ› nie powin­
naś się dręczyć złymi myślami. Ty już swoje zrobiłaś.
Podskoczyła na dzwięk otwieranych drzwi. To przyszedł Ha-
Tak, Mali jęknęła cicho z rozpaczy. To akurat jest prawda!
vard, cicho niczym zwierzę. - Boże, leżysz tu i płaczesz?
Ona swoje zrobiÅ‚a, a to, co uczyniÅ‚a, teraz odbierze życie syn­
Otarł jej mokrą twarz i patrzył na nią z troską.
kowi, którego Havard tak bardzo pragnął zachować przy sobie.
- Czy ciebie coÅ› boli?
Dlaczego Bóg nie zabierze raczej mnie, pomyÅ›laÅ‚a z goryczÄ… i za­
Mali potrząsnęła głową. Cierpiała bardziej niż kiedykolwiek
słoniła rękami twarz.
w życiu, ale on nie to miaÅ‚ na myÅ›li. %7Å‚al, rozpacz i wyrzuty su­
mienia o maÅ‚o jej nie zadÅ‚awiÅ‚y, nie mogÅ‚a jednak siÄ™ tym z ni­
kim podzielić. Zwłaszcza z Havardem.
- Tak się o niego boję - powiedziała szeptem, ujmując rękę
106
ROZDZIAA 9
W dniach, które potem nadeszły, nad Stornes zaległa ponura,
złowieszcza cisza.
Mniej więcej po tygodniu Mali zaczęła wstawać. Blada,
szara i skupiona chodziÅ‚a po domu, wykonujÄ…c jakieÅ› drob­
ne prace, nie na wiele jÄ… jednak byÅ‚o stać. CzuÅ‚a siÄ™ komplet­
nie pusta, pozbawiona siÅ‚y i woli dziaÅ‚ania. Nawet pragnie­
nie życia ją opuściło. Za każdym razem, kiedy brała na ręce
małego Havarda, by spróbować choć trochę go nakarmić,
przypominało jej się, co zrobiła temu dziecku. Chłopczyk,
bezwÅ‚adny, o szarej twarzyczce, leżaÅ‚ przy jej piersi, ale wiÄ™k­
szość mleka wyciekaÅ‚a, zostawiajÄ…c duże plamy na jej ubra­
niu. Dręczyło ją to tak bardzo, że sama ledwo była w stanie
coś przełknąć.
- Nie powinnaÅ› byÅ‚a tak wczeÅ›nie wstawać z łóżka - powie­
dział Havard zatroskany pewnego dnia, kiedy Mali siedziała
przy obiedzie i dłubała widelcem w talerzu. - Jesteś kompletnie
wyczerpana, czemu siÄ™ zresztÄ… nie ma co dziwić, przeszÅ‚aÅ› cięż­
ki poród i teraz jeszcze to zmartwienie. Czy nie powinnaś iść do
sypialni i...
- Nie, bardzo nie lubiÄ™ leżeć tam sama - odparÅ‚a Mali ci­
cho. - MyÅ›lÄ™, że lepiej, żebym zostaÅ‚a tu na dole z tobÄ… i z dzieć­
mi. Wtedy nie muszę przez cały czas myśleć o tym - dodała,
spoglądając w stronę kołyski.
109
Ruth okazywała wielkie zainteresowanie małemu braciszkowi.
liÅ‚ siÄ™ ku matce i gÅ‚adziÅ‚ palcem blady, chudy policzek mÅ‚odsze­
Pulchnymi rÄ…czkami obejmowaÅ‚a ostrożnie dziecko i przytula­
go braciszka. - On jest jak pisklÄ™ - dodaÅ‚. - Taki malutki i bez­
Å‚a policzek do jego buzi.
bronny.
- Jaki malutki - powiedziała jakby zdziwiona i popatrzyła
Nagle podniósł wzrok i popatrzył na Mali. W jego oczach ze
na Mali.
złotymi plamkami zobaczyła wielką powagę i znowu uderzyło
- Tak, on jest bardzo malutki - potwierdziÅ‚a Mali i pogÅ‚a­
jÄ…, jaki urodziwy jest ten jej syn. Urodziwy i odmienny.
skała ją ciepło po główce. - Ty też byłaś taka malutka, jak się
- Ja uratowałem mnóstwo ptasich piskląt, chyba pamiętasz, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl