[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Rozweselenie nagle go opuściło i przyjrzał jej się uważnie.
- Musimy porozmawiać, Libby. Teraz albo pózniej, kiedy zechcesz. Zjedz ze mną
kolację, dobrze? Wszystko ci wyjaśnię...
Potrząsnęła głową bez słowa.
R
L
T
Czemu się tak upierał? Są chyba jeszcze inne kobiety? Jego notes z telefonami ma
pewnie grubość książki adresowej St. Louis, a wymienione tam panie marzą, żeby do
nich zadzwonił.
- Czego się boisz? - spytał wyzywająco, przeszywając ją spojrzeniem płonących
zielonych oczu.
- Niczego - odparła sztywno. - Czemu niby miałabym się bać?
- Więc to udowodnij. Zjedz ze mną kolację. Proszę cię. Daj mi szansę, Libby, po-
zwól sobie wszystko wytłumaczyć. Jeśli dalej będziesz mnie uważała za zasługującego
na rozdeptanie robaka, to dam ci już na zawsze spokój. - Podniósł prawą rękę. - Obiecu-
ję.
Dopiła cydr i poszła jeszcze raz napełnić kubek. Ciekawe, jak David zamierza jej
wyjaśnić swoje oszustwo. Co powie, żeby mu wybaczyła. Wątpiła, by osiągnął cel, lecz
musiała zarazem przyznać, że nie powinna mu tego odmawiać. Miał prawo się wytłuma-
czyć.
Jej dłoń podczas nalewania cydru lekko drżała. Umysł był jednak spokojny, podję-
ła już bowiem decyzję. Spojrzała mu prosto w oczy.
- No dobrze, Davidzie, uważam, że masz prawo mi wszystko wyjaśnić. Zjem z tobą
kolację i wysłucham cię, ale nie w twoim penthousie. I nie proś, bo zdania nie zmienię.
Nie dodała, że wspomnienia ich cudownej nocy będą ją nawiedzać przez resztę ży-
cia.
Na jego napiętej twarzy odmalowała się ulga.
- Rozumiem - powiedział. - Skończyli właśnie urządzać główną salę restauracyjną,
więc będziemy w niej pierwszymi gośćmi. Chrzest bojowy - dodał ze śmiechem.
Wyobraziła sobie kadłub statku, na którym rozbija się butla szampana. Przy jej
szczęściu to zapewne Titanic.
- O ósmej? - zaproponował.
- O ósmej - powtórzyła chłodno.
Najpózniej o jedenastej będzie z powrotem w motelu, David zaś stanie się tylko
pięknym wspomnieniem.
R
L
T
ROZDZIAA DWUNASTY
Po zakończeniu imprezy ciocia Elizabeth uparcie odmawiała przytoczenia swojej
rozmowy z Davidem Halstromem. Wykrzykiwała jedynie, że to przystojny i wpływowy
mężczyzna.  Muszę przyznać, że bardzo tobą zainteresowany, droga Libby!" - ale nic
ponad to. Doug wrócił wraz z Libby do motelu i zajął się przeglądaniem poczty.
Libby nie miała ochoty na pogawędki. Minęło wpół do piątej po południu, zaczy-
nała ją boleć głowa. O bólu serca lepiej nie wspominać. Myśl, że to ostatni wieczór w
towarzystwie Davida, kładła jej się na piersi nieznośnym ciężarem, choć przecież sama
tego chciała.
- Wiesz co, skarbie - zagadnął Doug, zsuwając okulary na czoło. - Pięćdziesiąt lat
temu ten motel niezle prosperował, lecz musisz przyznać, że czasy jego świetności minę-
ły już raczej bezpowrotnie.
- Tak, wiem, ale mamy plan, jak to przywrócić - odrzekła Libby. - Za dwa dni od-
będzie się narada zarządu fundacji ojca Jamesa i...
- I zapewne odrzuci ten pomysł - wtrącił Doug.
- To dość konserwatywne towarzystwo, jak się zorientowałem. Wolą robić to, co
już było, a nie wypuszczać się w nieznane. Musisz być tego świadoma. Nasz plan jest
dobry, ale może się nie powieść.
- To dla nich świetna okazja - odparła.
- Oni mogą na to patrzeć inaczej, maleńka.
Odchylił się wraz z krzesłem i położył nogi na biurku. Libby czuła, że nie spodoba
jej się to, co zaraz usłyszy.
- Ciocia Elizabeth robi się coraz starsza. I choć to może być dla ciebie niespo-
dzianką, ja także.
- Starszy pan próbował żartować.
Och, Doug, nie chcę tej rozmowy, jęknęła w duchu.
- Wiem, że przykro ci to słyszeć, skarbie - powiedział, jakby czytał w jej myślach. -
Ale trzeba się zmierzyć z faktami.
R
L
T
Poczuła się jak małe przerażone dziecko. Wydała z siebie rozdzierające westchnie-
nie.
- Libby, dziś po południu David Halstrom przedstawił cioci wspaniałą ofertę.
Teraz poczuła się jak zdradzona kochanka.
- Nie wątpię.
- Ten teren jest sporo wart - kontynuował Doug - on zaś zaproponował znacznie
więcej i to w gotówce. %7ładnych rat, żywa gotówka prosto do ręki.
Chciała odpowiedzieć:  I co z tego?" zimnym tonem, ale zmilczała. Obgryzając
paznokieć kciuka, czekała na dalsze słowa swojego starego przyjaciela.
- Elizabeth rozważa ofertę.
- To chyba dobrze.
- Owszem. Mam nadzieję, że będzie miała na tyle rozumu, żeby ją przyjąć. A jeśli
spyta cię o radę, zachęcisz ją do tego. Gdybyś nie miała na to ochoty, to przynajmniej
zatrzymaj swoje uwagi dla siebie.
Libby nie zamierzała się tak łatwo poddać.
- A co z planami remontu? Co z pieniędzmi, które mam na koncie?
Doug kołysał się w milczeniu na tylnych nogach krzesła. Złożonymi dłońmi pod-
parł brodę, jakby się modlił.
- Jeżeli będziesz bardzo tego chciała... jeśli pragniesz tego całym sercem, to ciocia
nie sprzeda motelu. Mogę ci tylko jedno poradzić, Libby, uważaj, czego sobie życzysz.
Bądz naprawdę ostrożna.
Nie dał jej szansy na odpowiedz. Nachylił się w przód, postawił krzesło i wstał,
przeciągając się.
- To był długi dzień, maleńka. Idę się wreszcie przespać w swoim wygodnym łóż-
ku.
Libby odprowadziła go do drzwi i objęła na pożegnanie.
- Czy ktoś ci już kiedyś mówił, że jesteś najlepszym ojcem na świecie?
Cmoknął ją w czubek głowy.
- Uhm, właśnie teraz - odrzekł ze śmiechem.
R
L
T
Kilka godzin pózniej Libby stała przed szafą z dużym lustrem, poprawiając długą
suknię koloru brzoskwini. Porzuciła zamiar wymyślnego upięcia włosów i rozpuściła je
na plecy, nie troszcząc się o splątane loki.
Wmawiała sobie, że nie stroi się dla Davida, lecz na inaugurację sali restauracyjnej
hotelu Markiz, ale sama w to nie wierzyła. Skoro miał to być ich ostatni wieczór, pragnę-
ła, by David wiedział, co traci.
Zachrobotał żwir na podjezdzie i po chwili rozległo się stukanie do drzwi. Libby
wzięła głęboki oddech, po raz ostatni spojrzała w lustro, chwyciła torebkę i szal i otwo-
rzyła.
- Dobry wieczór, panno Jost - przywitał ją Jeff.
- Dobry wieczór, Jeff - odparła, zamykając starannie drzwi.
Ciekawiło ją, czy od początku współdziałał przy oszustwie Davida. Skoro jednak
znajdował się na jego liście płac, nie miał wielkiego wyboru. Postanowiła ugryzć się w
język i nie zadawać mu pytań, na które lojalność i tak każe mu nie udzielać odpowiedzi.
Lepiej zapytać szefa.
Limuzyna sprawnie przewiozła ją na przeciwległą stronę autostrady. Fronton hote-
lu Markiz jarzył się światłami, jakby przyjmowano już gości.
W wejściu stał David, wyglądając, jakby zatrudnił samego siebie na stanowisku
głównego odzwiernego. Brakowało mu tylko kapelusza.
Na jego widok Libby zapragnęła zatrzasnąć drzwi limuzyny i kazać Jeffowi odje-
chać z piskiem opon. Odechciało jej się słuchać litanii jego usprawiedliwień. Obawiała
się, że mogłaby mu przebaczyć.
A co potem? Kilka odurzających nocy w jego hotelu i pożegnanie? Libby pożało-
wała, że w ogóle spotkała mężczyznę, który pomógł jej wysiąść z auta.
W duchu poprzysięgła sobie, że nawet gdyby powołał się na ciężkie dzieciństwo,
kiedy to regularnie go bito i odbierano ukochane pieski i kotki, nie wybaczy mu, że ją
oszukał.
David nie przywykł rozmawiać o swoim życiu prywatnym. W ostatnich latach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl