[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szę się nie fatygować.
 Jak pan sobie życzy, lordzie Taltos.
Powitania w wydaniu lady Teldry zawsze wyglądały w ten sposób. Co cie-
kawsze, każdy wierzył w trakcie rozmowy, że jego widok naprawdę sprawia jej
radość.
* * *
Morrolana znalazłem w bibliotece. Siedział przy stole nad otwartą księgą
i trzymał szklaną fiolkę zawieszoną na nitce nad czerwoną świecą. Na mój wi-
dok odłożył ją.
 Parasz się czarami  oznajmiłem potępiająco.  Wstyd. Czary są dobre
dla ludzi, Dragaerianie używają magii. . .
40
Pociągnąłem nosem podejrzliwie i dodałem:
 Poza tym użyłeś bazylii, a powinieneś użyć rozmarynu!
 Vlad, byłem niezłym czarnoksiężnikiem już trzysta lat przed twoim przyj-
ściem na świat  zwrócił mi delikatnie uwagę.
Prychnąłem.
 To niczego nie zmienia: powinieneś użyć rozmarynu.
 Nie mogłem się doczytać  przyznał.  Tekst jest mocno nadpalony.
Pokiwałem głową ze zrozumieniem i spytałem:
 A gdzie próbowałeś zajrzeć?
 Za róg. To był tylko eksperyment. Proszę, usiądz. Jak mogę ci pomóc
i w czym problem?
Usiadłem w wielkim i jak na mój gust zbyt miękkim fotelu z czarnej skóry
i poszukałem na stojącym obok stoliku kawałka kartki i ołówka. Podczas gdy pi-
sałem, Loiosh przeleciał na ramię Morrolana. Ten obowiązkowo podrapał go pod
gardłem, co Loiosh przyjął niczym należny hołd i wrócił na moje ramię. Wręczy-
łem Morrolanowi kartkę.
 Trzy nazwiska  skomentował.  Jakoś nie rozpoznaję żadnego.
 Wszyscy należą do Domu Jherega  wyjaśniłem.  Kragar powinien być
w stanie skontaktować cię z którymś z nich.
 Dlaczego?
 Są naprawdę dobrzy w zapewnianiu bezpieczeństwa, zwłaszcza miejsc,
choć osób także.
 Chcesz, żebym najął ci asystenta?
 Niezupełnie. Możesz chcieć nająć któregoś z nich na moje miejsce.
 Spodziewasz się być nieosiągalny?
 Można to i tak ująć. Spodziewam się być martwy.
 Co?!
Westchnąłem i sprecyzowałem:
 Spodziewam się być wkrótce martwy.
 Dlaczego?
 Bo nie mam szans. Ktoś chce zająć mój teren, a ja mu na to nie pozwolę.
Sądzę, że uda mu się to wkrótce, a to oznacza, że będę martwy.
Morrolan zmarszczył brwi i przyglądał mi się z namysłem.
 Dlaczego sądzisz, że mu się to uda?  spytał po chwili.
 Ma więcej środków niż ja.
 Zrodków?
 Pieniędzy. A to oznacza lepsze informacje, więcej sił. Mówiąc w skrócie:
 środków .
 Hmm. . . Bądz tak miły i oświeć mnie, Vlad. Ile  środków kosztuje taka
wojna?
41
 Co?. . . Około pięciu tysięcy sztuk złota tygodniowo przez cały czas trwa-
nia.
 Rozumiem. A jak długo może potrwać?
 Cóż. . . zwykle trzy do czterech miesięcy. Czasami pół roku. Słyszałem
o kilku trwających dziewięć miesięcy i jednej rekordowej, która trwała rok.
 Rozumiem. . . Wybacz insynuację, ale zakładam, że ta wizyta nie jest nie-
ortodoksyjnym sposobem na wyrównanie dysproporcji tychże  środków .
Udałem święte oburzenie:
 Morrolan! Co ci przyszło do głowy?! Prosić Smoka o pomoc w wojnie
z Jheregiem? Nawet by mi to przez myśl nie przeszło.
 Tak sobie tylko głośno myślałem. . .
 Cóż, skoro załatwiłem to, co miałem, będę wracał do siebie  wstałem
z fotela.
 Tak. . . Cóż, powodzenia. Może się jeszcze zobaczymy.
 Może  zgodziłem się uprzejmie.
Po czym ukłoniłem się i wyszedłem.
Nie spiesząc się zbytnio, zszedłem na parter, przemierzyłem korytarz i do-
tarłem do masywnych wrót wejściowych, mijając po drodze uśmiechniętą lady
Teldrę.
 Proszę wybaczyć, lordzie Taltos. . .  usłyszałem za plecami jej głos.
Stanąłem i odwróciłem się.
 Tak?
 Chyba pan czegoś zapomniał  powiedziała, podając mi solidnie wypcha-
ną sakwę.
Uśmiechnąłem się.
 Dziękuję stokrotnie. Ta skleroza mnie kiedyś wykończy  przyznałem.
 Mam nadzieję, że wkrótce ujrzymy pana ponownie.
 Jestem prawie pewien, że tak będzie  pożegnałem ją ukłonem i ruszyłem
ku drzwiom.
* * *
Ledwie znalazłem się przed biurem, wpadłem do środka, ignorując żołądek,
i wrzasnąłem na Kragara. Potem wysypałem złoto na blat biurka i przeliczyłem.
 Jasne z modrym, Vlad! Obrobiłeś skarbiec Domu Smoka?  spytał z po-
dziwem Kragar.
 Tylko częściowo. Na jakieś drobne dwadzieścia tysięcy imperiali 
uśmiechnąłem się szeroko.
42
Kragar nadal nie mógł wyjść z podziwu.
 Pojęcia nie mam, jak to zrobiłeś  przyznał.  Ale to mi się podoba.
Cholernie mi się podoba!
 Cieszę się. Teraz pomóż mi wymyślić, jak najrozsądniej je wydać.
* * *
Do wieczora Kragar skontaktował się z siedmioma niezależnymi silnorękimi
i przekonał pięciu z nich, by do zakończenia kłopotów pracowali dla mnie. Ja
w tym czasie skontaktowałem się z Temekiem.
 O co chodzi, szefie? Dopiero zaczęliśmy się orien. . . 
 Co macie w tej chwili?
 Niewiele.
 Konkrety! Masz choć jedno pewne miejsce? Albo jedno nazwisko?
 Miejsce tak. Raczej popularny burdel u zbiegu Pier i Silversmith.
 Dokładnie gdzie? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl