[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przebraniu. To ona naciskała, \ebym zgodziła się na rendez vous z Maureen.
- A czy moja matka zdawała sobie sprawę, czyją jesteś córką?
- Nie. - Rose zaczerpnęła powietrza, gdy\ winda właśnie się zatrzymała. - Zresztą nie
wiem. Mo\e coś podejrzewała.
Drzwi rozsunęły się niczym kurtyna w teatrze, a scena, którą ujrzeli, była gwałtowna i
pełna przemocy. Maureen i Bridget tarzały się po podłodze, wydając niezrozumiałe
wrzaski. Pojedynek był bardziej wyrównany ni\ mo\na się było spodziewać. Bridget
była zwinna, lecz Maureen górowała nad nią wagą. Z kolei ciasna odzie\ matki
Daniela krępowała jej ruchy, podczas gdy strój matki Rose zapewniał większą
swobodę. Dokoła nich niczym sędzia krą\ył Jimmy. Jedno z krzeseł było
przewrócone, dekoracja ze sztucznych kwiatów roztrzaskana w drobny mak.
Daniel był przera\ony, lecz momentalnie przyszedł do siebie.
- Rozdzielę je. Niech ka\de zajmie się swoją mamuśką. Jeśli nie dasz rady, ten
chłopak ci pomo\e.
- Okay.
Rose z ufnością patrzyła, jak jej gość przystępuje do tego trudnego zadania. Kiedy but
Bridget trafił go w \ołądek, skrzywiła się nieco. Trochę ni\ej, a ten wyszkolony
policjant zostałby wyłączony z akcji.
- W porządku, drogie panie! - odezwał się głosem człowieka nawykłego do
wydawania poleceń. - Mo\e zrobimy małą przerwę?
- To mój Daniel! - zawołała Maureen. - Danielu, zabierz ode mnie tę wariatkę!
- Mamo, to ty le\ysz na niej. - Postawił obie kobiety na nogi, wcisnął się pomiędzy
nie. - Rose? Jimmy? Mo\ecie mi pomóc?
Rose natychmiast podbiegła do Bridget.
- Chodz, mamusiu. - Pociągnęła ją za rękę, lecz Bridget zaparła się i nie dała odsunąć
na bok.
- Maureen Fiona, jesteś zwykłą rajfurką! - wrzasnęła w stronę rywalki.
- Tak? Wiedz Bridget, \e mój Daniel poślubi raczej kaczkę z Central Parku ni\ twoją
córusię!
- W porządku, moje panie, proszę się cofnąć do swoich naro\ników. - Daniel opasał
matkę ramionami i odsunął na bok.
Rose z kolei przytrzymała swoją i szepnęła jej do ucha:
- Mamo! Co ty, u diabła, tutaj robisz?
- Co ja robię? Ośmielasz się o coś mnie oskar\ać, młoda damo? Popatrz lepiej na
siebie! Masz zaczerwienione policzki. Całowałaś się!
Rose ściszyła głos.
- Na Boga, mam ju\ trzydzieści lat.
- Wystarczająco du\o, \eby mieć rozum i nie uganiać się za typami pokroju synalka
Maureen Keegan!
- Uwa\aj, Bridget! Wszystko słyszałam! - wydarła się Maureen z drugiego końca
holu. - Nikt nie będzie zniewa\ał mojego Daniela!
- Spokojnie, mamusiu. Nie teraz - uspokajał matkę Daniel. - Rose! - zawołał - sądzę,
\e musimy zamówić dwie taksówki.
- Zaraz zadzwonię. - Spojrzała na Jimmy'iego. - Trzymasz ją?
- Tak. - Chłopak był bardzo przejęty. - Panno Kingsford. nie wiem, co właściciele
powiedzą na ten bałagan.
- Nie martw się. Zaświadczę, \e to nie twoja wina. Nie miałeś szans, \eby tego
uniknąć. - Wykręciła numer radio taxi. - Moja mama pokryje koszty...
- Ja?! - wrzasnęła Bridget. - A co z nią? Zawsze umiała się wywinąć. Naopowiadała
sędziom tych koszmarnych kłamstw i...
- A ty specjalnie spaliłaś mi twarz! - Szarpnęła się Maureen. - No, puść mnie,
Danielu! Czy pozwolisz, \eby w ten sposób mówiła do twojej matki?
- Puszczę cię, mamo. I zadzwonię po oddziały specjalne, jeśli nie przestaniecie!
- Spokojnie, Daniel. Taksówki ju\ jadą - Rose próbowała załagodzić sytuację. - O, ju\
są!
- Zwietnie. Idziemy.
- Twoja kurtka. - Rose przypomniała sobie, \e zostawił ją w jej mieszkaniu.
- Odbiorę innym razem. - Spojrzał na nią przelotnie i zniknął z naburmuszoną matką
za obrotowymi drzwiami.
Rose tylko odrobinę ucieszyła się z tej ostatniej uwagi. Odebranie kurtki przy okazji
spotkania w bli\ej nieokreślonej przyszłości to nie to samo, co obietnica kontynuo-
wania znajomości. A przecie\ trudno było sobie wyobrazić, \eby po tym wszystkim
Daniel O Malley nadal miał na to ochotę.
- Wyszła. Ju\ mo\esz mnie puścić, Jimmy - odezwała się Bridget nieoczekiwanie
spokojnym głosem.
Rose zwróciła się do niej z gniewną miną.
- Mamo, jak mogłaś! I w ogóle co ty tutaj robisz, szpiegujesz mnie?
- Sprawdzałam po prostu, czy jesteś w domu. - Nawet z oberwanym rękawem
płaszcza przeciwdeszczowego i w rozdartych na kolanie spodniach Bridget potrafiła
zachowywać się wyniośle. - Udało mi się zdobyć bilety do Kennedy Center na koncert
poświęcony pamięci tego muzyka jazzowego, którego tak lubisz. Chciałam ci o tym
powiedzieć, a \e byłam w pobli\u...
- Gadka szmatka...
- Rose, twój język jest nie na miejscu.
- Przychodzi mi do głowy parę mocniejszych określeń i zapewniam cię, mamo, \e
wszystkie one znakomicie pasują do sytuacji.
- Panno Kingsford, zdaje się, \e jest ju\ druga taksówka - wtrącił się Jimmy. W jego
głosie znać było ulgę.
- Dobrze. Wyjdziemy, kiedy odjadą tamci.
- Właśnie pan O'Malley wpychają do samochodu... To znaczy, chciałem powiedzieć,
\e pomaga jej wsiąść.
- W porządku. Posłuchaj, mamo. Jimmy teraz cię puści. Obiecujesz wejść spokojnie
do taksówki?
- Nie ma powodu, \ebyś zwracała się do mnie takim tonem, Rose. Twoja babka
przewróciła by się...
- Niewątpliwie nasza babunia od dawna kręci się w grobie jak bąk - odgryzła się
Rose. - Lecz na pewno nie z mojego powodu. To ty urządziłaś całą tę burdę. Więc jak,
przyrzekniesz mi?
- Przyrzekam. - Bridget wygładziła odzie\, poprawiła zmierzwione włosy. - wcale nie
musisz ze mną jechać, Rose. Wybieram się prosto do domu.
- Wolę cię odwiezć. Mamy kilka spraw do wyjaśnienia. Były ju\ przy drzwiach
taksówki, gdy matka zatrzymała się i obejrzała z satysfakcją przez ramię.
- Widziałaś to? Jeszcze pięć minut, a błagałaby mnie o litość.
Rose przewróciła oczami.
- Dobrze, mamuś. Zabiorę cię jutro do Zwiatowej Federacji Zapaśniczej, chcesz?
Ju\ w taksówce Bridget wybuchnęła śmiechem.
- No, dalej mamo, nie krępuj się... - Rose wzruszyła ramionami.
- Powinnaś ją widzieć, kiedy powiedziałam jej, kim jestem! - Bridget dosłownie
krztusiła się ze śmiechu. - Zupełnie jakby ktoś zdzielił ją młotem między oczy.
Jezusie, Mario, święty Józefie, to była wspaniała chwila! śe te\ nie było przy tym
kamery!
- Była. Cały incydent został sfilmowany. - Rose uśmiechnęła się wbrew sobie. - Nad
biurkiem Jimmy'ego zainstalowane są kamery. Nagrywają wszystko, co dzieje się na
korytarzach.
- A więc musisz zdobyć dla mnie tę taśmę. Będę miała rozrywkę na stare lata. śe te\
zabrakło mi tych pięciu minut, \eby przyszpilić ją do podłogi!
- Naprawdę \ałujesz, \e ci przeszkodziliśmy?
- Całe \ycie czekałam na ten moment! Jako dziewczynki uwa\ałyśmy, \e przemoc
fizyczna jest poni\ej naszej godności, ale teraz, kiedy jesteśmy dorosłe...
- .. .nie musicie ju\ strzec tej godności?
- Rose, stajesz się sarkastyczna?
- Ja?
- W ka\dym razie my te\ wam przeszkodziłyśmy. Mo\e to nawet wa\niejsze ni\ ta
nasza niedokończona walka. Bo ju\ raczej nie zobaczysz się z Danielem O Malley. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl