[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bębenkiem swojego rewolweru i dopadł mnie przy tylnych drzwiach. Zgasiłem światło
i wychyliłem się na zewnątrz. Ciemna, cicha noc. Gong w moim domu brzęknął
jeszcze kilka razy. Wyszedłem i przejrzałem tyły domków. Nie usłyszałem Nicka, co
znaczyło, że wszystko w porządku. Schyliłem się i pod osłoną mohigerana
przemknąłem pod swoje tylne drzwi. Raczej wyczułem niż zobaczyłem cień Claude a
przesuwający się w kierunku frontu domu. Odczekałem chwilę i wszedłem do
wnętrza. Pokój był jasno oświetlony. Szybko sprawdziłem łazienkę i krzyknąłem
głośno:
Już, już! Chwileczka! naciągnąłem szlafrok i wsunąłem do kieszeni biffax.
Owen! usłyszałem głos Nicka. Szarpnąłem klamkę. Za progiem stała Murzynka.
Miała może pięćdziesiąt lat, była
ubrana w pstrą, lekką suknię, a na ramionach miała narzucony cienki sweterek. Tuż
obok niej, ale zwrócony twarzą ku placykowi przed domkiem stał Nick. Claude czaił
się gdzieś w ciemnościach.
Pan Yeates powiedziała spokojnie Murzynka, co mnie przekonało, że nie dziwi jej
nasze zachowanie, a więc nie przyszła tu przypadkiem.
Usunąłem się z przejścia i wskazałem pokój. Weszła i zatrzymała się zaraz za
progiem, tak że Nick chcąc wejść również, musiał się przeciskać bokiem.
Mam przekazać pozdrowienia z fotela numer sześć powiedziała cicho. Mówić?
Skinąłem głową. Przymknęła oczy i wyrecytowała z pamięci: Monachium. Kawiarnia
Bayer na Mariahilfplatz. Proszę pytać o Jurgena.
Jakie hasło? zapytałem.
Nie trzeba otworzyła na chwilę oczy i dokończyła, znowu pomagając sobie
opuszczeniem powiek: W razie kłopotów telefon dwieście dwanaście sto
trzydzieści. Pytać o Jurgena. To wszystko odwróciła się do drzwi.
Otworzyłem usta, aby jej podziękować, ale zrezygnowałem. Moja wdzięczność i tak
nie dotarłaby do adresata. Zamknąłem za nią drzwi i pociągnąłem nosem.
Dałeś komuś swój adres? niedbale zapytał Nick.
O to chodzi, że nikomu. Teraz wiesz, o kim nie chciałem z wami mówić?
Oczywiście, że nie.
To i dobrze, bo osoba zainteresowana dowiedziałaby się o tym najdalej za pół
godziny, jak sądzę. Całe szczęście, że to nie z nim mamy na pieńku.
Claude wszedł tylnymi drzwiami i zaryglował je. Miał w kieszeni mały odrzutowiec,
który niesamowicie mu ją wypychał.
A z kim? zapytał dowcipnie.
Być może dowiem się tego w Monachium. Sięgnąłem językiem w kierunku nosa i
klasnąłem w dłonie. Posuwistym,
tanecznym krokiem przebyłem odległość dzielącą mnie od szafki, w której
schowałem kilka dni temu butelkę.
Mam namiar na Saula Bogga oświadczyłem triumfalnie. Wyduszę z niego coś
pożytecznego, choćbym miał zastosować lewatywę uniosłem szklankę i radośnie
wypiłem połowę zawartości.
Posłuż się swoim dowcipem cmoknął kącikiem ust Nick. Nie znam nikogo, kto
byłby na to odporny.
Ty się wybierzesz na wycieczkę zawtórował mu Claude a my będziemy tu
siedzieli jak dwa zgniłki. Idziesz na łatwiznę.
Wszyscy idą na łatwiznę oświadczyłem pouczająco.
Nieprawda! Najnowsze badania dowodzą, że kury znoszą jaja grubszym końcem.
Bo głupie odparłem. I dlatego kończą na rożnie. Moje zdrowie pokazałem im
swoją szklankę. Dopiłem i oblizałem wargi. Musicie się stąd wynieść. Mimo
wszystko. Ma któryś lepszy pomysł?
17
Drugi raz w życiu znalazłem się w Europie. Po wcześniejszym pobycie w Szwecji
byłem przygotowany na najgorsze. Ale tu było bardziej po naszemu hamburgery,
sex-shopy i brudno. A Holzkirchner Bahnhof, o dziwo, okazał się tylko dworcem.
Odstałem kilka minut w kolejce do taksówek. Musiałem przyznać, że są wygodniejsze
od naszych dtymobili. Mariahilfplatz zdobił potężny kościół i olbrzymi gmach
komendy policji. Kawiarnia Bayer ulokowała się tak, że goście mieli widok, na oba
budynki. Rozsiadłem się wygodnie i zamówiłem dwa piwa. Nie miałem najmniejszych
kłopotów językowych. Angielski kelnera był nienaganny, choć klasyczny,
kontynentalny. Piwo było jeszcze lepsze. Skończyłem drugie i skinąłem na
młodziana.
Jeszcze jedno piwo. I proszę mi powiedzieć, czy był tu dzisiaj Jurgen?
Jest odpowiedział krótko i odszedł w kierunku kontuaru. Obserwowałem go, ale
nie zauważyłem, kiedy i w jaki sposób zawiadomił Jurgena.
Nagle pojawił się dystyngowany, siwowłosy dżentelmen w jasnym sportowym
garniturze może nieco zbyt konwencjonalnie skrojonym, ale to on w nim chodził nie
ja. Skłonił lekko głowę i zapytał:
Mister Owen Yeates? Jestem Jurgen. Wstałem i podałem mu rękę. Energicznie, po
plebejsku potrząsnął moją dłonią i
usiadł po drugiej stronie stolika. Sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem paszport, ale
zbył mnie ruchem dłoni i skrzywieniem twarzy.
Dostałem znakomite pana zdjęcie i prowadzimy pana od wyjścia z samolotu w
Norymberdze.
Słynna niemiecka solidna precyzja pochwaliłem.
To też. Przede wszystkim jednak chcemy zadowolić naszego przyjaciela.
Odczekał, aż odstawiłem kufel i poczęstował mnie papierosem. Zapaliliśmy. Ad rem.
Interesujący pana człowiek mieszka aktualnie w Monachium, podkreślam: aktualnie.
Na wszelki wypadek przeprowadziliśmy szybkie rozpoznanie. On ucieka. Niedbale
założył nogę na nogę i zerknął na mnie.
To oczywiste powiedziałem. Inaczej bym go nie szukał aż tu.
Oczywiście zgodził się ze mną. Wydaje się, że ma powody. W Lubece ktoś
usiłował przejechać go samochodem. Zgłosił to nawet policji, ale zaraz potem
uciekł. Kupił gdzieś lewy paszport. Nazywa się teraz Paul Buze i mieszka w
pensjonacie na Feuerbachstrasse siedem.
Serdecznie dziękuję zgasiłem papierosa i podniosłem się, chcąc odejść.
Jeszcze sekundę zatrzymał mnie Jurgen. Czy pan przewiduje jakieś kłopoty?
Zastanowiłem się. Informacja o próbie zamachu na Saula nie była radosną nowiną.
Czy w tej chwili ktoś go pilnuje?
Oczywiście. Przecież taka była prośba.
A czy można utrzymać ten posterunek dopóki go nie odwołam? To najwyżej dzień,
dwa. Obawiam się, że moja pierwsza wizyta może nie przynieść spodziewanych
wyników, a nie chciałbym, żeby ktoś mi go sprzątnął, zanim dowiem się tego, po co
tu przyleciałem.
Dobrze. Coś jeszcze?
Może jakiś pistolet? zawahałem się. Coś znanego w Stanach? Skinął na kelnera
i polecił zanieść moją torbę do szatni. Popatrzył na mnie
pytająco.
Jestem pełen uznania powiedziałem. Dziękuję. Wstałem i uścisnąłem dłoń
Jurgena. Gdy zniknął za jedną ze ścian dzielących
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona Główna
- Baccalario P. (Moore Ulysses) Wrota czasu 06 Pierwszy klucz
- Jordan_Robert_ _Kolo_Czasu_t_2_cz_2_ _Kamien_lzy
- Moore Viviane Ludzie wiatru
- 062 śÂupieśźca
- DośÂćÂga Mostowicz T. Bracia Dalcz i S ka t.2
- Ellis_Lucy_Tydzien_w_Nowym_Jorku
- PAULA HAWKINS Dziewczyna z pocić gu
- Kodeks spolek handlowych
- Schiller Fryderyk Intryga i miśÂośÂć pl
- Alan Burt Akers [Dray Prescot 07] Arena of Antares (pdf)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- styleman.xlx.pl