[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dostrzegł, że wszystkie starożytności zostały zniszczone. Skorupy rozbito na drobne kawałki, a owe
kawałki roztarto na proch. Ktoś potłukł płaskorzezby; po nagrobku chorążego Flawinusa pozostała
zaledwie kupka gruzu.
- Kto to zrobił?
- Ja - odpowiedział Reynolds.
- Dlaczego?
Archeolog przedarł się przez gruzy i wyjrzał przez szparę w zasłonach.
- On wróci, zobaczysz - powiedział, ignorując pytanie.
- Ale po co było to niszczyć? - upierał się Gavin.
- To choroba - wyjaśnił Reynolds. - Potrzeba życia przeszłością.
Odwrócił się od okna.
- Większość tych rzeczy ukradłem - dodał. - To trwało całe lata. Nadużyłem cudzego
zaufania. - Kopnął jakiś kawałek gruzu, wzbijając chmurę kurzu. - Flawinus żył i skonał. To
wszystko, co należy wiedzieć. Fakt, że się poznało jego imię, nie oznacza nic albo prawie nic. To go
nie ożywi. Jest martwy i szczęśliwy.
- A posąg w wannie?
Reynoldsowi na chwilę zabrakło tchu. Przed oczami znowu stanął mu drewniany posąg.
- Myślałeś, że ja to on, prawda? Tam pod drzwiami?
- Tak, myślałem, że już dopiął swego.
- On kopiuje? Reynolds skinął głową.
- O ile zrozumiałem jego naturę, masz rację - odpowiedział. - Kopiuje.
- Gdzie go znalazłeś?
- Nie opodal Carlisle. Prowadziłem tam wykopaliska. Znalezliśmy go w łazni; posąg,
przedstawiający zwiniętego w kłębek człowieka, a tuż obok szczątki dorosłego mężczyzny.
Prawdziwa zagadka. Rzezba i nieboszczyk, ramię w ramię. Nie pytaj, co mnie zafascynowało. Nie
wiem. Może on działa swą wolą nie tylko na ciała, ale i na umysły? Dość, że go wykradłem i
przywiozłem tutaj.
- Karmiłeś go? Reynolds zesztywniał.
- Lepiej nie pytaj.
- Pytam. Karmiłeś go?
-Tak.
- Chciałeś mojej krwi, tak? Po to mnie tu sprowadziłeś? %7łeby mnie zabić i urządzić mu
kąpiel w...
Gavin przypomniał sobie, jak potwór tłukł pięściami w wannę niczym dziecko w swoje
łóżeczko, niecierpliwie domagając się pokarmu. Otarł się o śmierć; był barankiem przeznaczonym
na rzez.
- Dlaczego nie zaatakował mnie, tak jak ciebie? Dlaczego nie wyskoczył z wanny, by mnie
zabić? Reynolds otarł usta wierzchem dłoni.
- Zobaczył twoją twarz.
"Jasne, zobaczył moją twarz i zapragnął jej dla siebie, a skoro nie mógł skraść twarzy
trupowi, darował mi życie." W zdemaskowanej nagle logice działań potwora było coś
fascynującego. Gavin czuł przedsmak tego, co tak pasjonowało Reynoldsa - uchylił rąbka tajemnicy.
- A tamten człowiek w łazni? Tamten, którego szczątki odkryłeś?
- Tak...
- Uniemożliwił przeprowadzenie takiego samego procesu, zgadza się?
- Zapewne dlatego nigdy nie usunięto jego ciała, a tylko zapieczętowano łaznię. Nikt nie
rozumiał, że zginął, walcząc z potworem okradającym go z życia.
Obraz był już niemal kompletny; należało tylko dać upust wzburzeniu. Ten facet o mało go
nie zamordował, żeby nakarmić posąg. Gavin nie mógł już dłużej tłumić wściekłości. Złapał
Reynoldsa za koszulę i skórę i potrząsnął nim. Co tak zagrzechotało: kości czy zęby?
- Już prawie ma moją twarz. - Utkwił wzrok w przerażonych oczach Reynoldsa. - Co się
stanie, kiedy postawi na swoim?
- Nie wiem.
- Podaj najgorszy wariant, powiedz mi!
- To wszystko przypuszczenia - odparł Reynolds.
- No to przypuszczaj!
- Sądzę, że kiedy stworzy doskonałą imitację strony fizycznej, sięgnie po to jedno, czego nie
potrafi skopiować: twoją duszę.
Reynolds przestał się obawiać Gavina. W jego głosie pojawiła się nuta ciepła, jakby
rozmawiał ze skazańcem. Nawet się uśmiechnął.
- Skurwiel!
Gavin przyciągnął go do siebie. Starannie mierząc; plunął mu w twarz.
- Wszystko ci jedno! Gówno cię to obchodzi, tak?
Dał Reynoldsowi w twarz, raz i drugi. I jeszcze, i jeszcze. Tłukł, aż zabrakło mu tchu.
Stary człowiek przyjmował ciosy w absolutnym milczeniu. Po każdym uderzeniu odwracał
głowę w oczekiwaniu na następne, ocierając coraz bardziej opuchnięte oczy z napływającej wciąż
krwi.
Wreszcie lawina ciosów ustała.
Reynolds klęcząc pluł krwią, przemieszaną z kawałkami zębów.
- Zasłużyłem na to - wymamrotał.
- Jak mam go powstrzymać? - zapytał Gavin. Reynolds potrząsnął głową.
- Niemożliwe - wyszeptał, łapiąc Gavina za rękę. - Proszę.
Dotknął pięści chłopaka, otworzył ją i ucałował wnętrze dłoni.
Gavin zostawił Reynoldsa pośród ruin Rzymu i zszedł na ulicę. Rozmowa z nim nic mu nie
dała. Pozostawało mu jedynie znalezć ową bestię, która zawładnęła jego twarzą i przechytrzyć ją. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl