[ Pobierz całość w formacie PDF ]

lata temu. Ktoś zadzwonił do domu prosząc mnie do aparatu. Telefon odebrała mama i
zawołała mnie. Głos w słuchawce był jakiś dziwny... Jakby ktoś nie mógł złapać
oddechu.
Słowa wypowiadane z przerwami... Zapytałem, kto mówi, ale otrzymałem tylko
odpowiedz,
że znajomy, dobry znajomy. Spytałem więc: kto? Jakie nazwisko? Ale nie otrzymałem
odpowiedzi. Zaraz zaczął pytać, jak się czuję, jak mi się powodzi w szkole, co słychać
w domu i... czy pamiętam jeszcze ojca. Odpowiadałem niewiele: parę, jak się to mówi,
zdawkowych słów... I znów próbowałem dowiedzieć się, kto dzwoni, ale usłyszałem
tylko  do widzenia i połączenie zostało przerwane. Mama pytała, kto dzwonił, a ja
powiedziałem,
że jakiś znajomy, ale że się nie przedstawił. To jej wystarczyło. Lecz mnie ta
rozmowa wydała się jakaś dziwna. Po trzech miesiącach, kiedy już prawie zapomniałem
o
tym głosie, znów się odezwał. Tym razem dzwonił do szkolnego klubu. Musiał dobrze
wiedzieć, w jakich godzinach tam bywam. Głos wówczas był trochę inny, bardziej
naturalny
i jakby znajomy. Prosił mnie, abym nikomu nie mówił o tej rozmowie. Znów pytał,
jak mi się powodzi, a także, czy mi czegoś nie potrzeba. Powiedziałem, że nie, i znów
zapytałem
o nazwisko, lecz on tylko odrzekł, że to nieważne, że zresztą znam go dobrze. I
wtedy powiedział do mnie:  Jet .
 Jak?  nie zrozumiał Alberdi.
  Jet . Tak mógł powiedzieć tylko ojciec. Nikt inny. To było nasze tajemne słowo.
Rodzaj hasła... którego używaliśmy tylko w największej tajemnicy, w czasie zabawy w
podróż po kraju  Jet . Znaliśmy je tylko dwaj. Oczywiście, biorąc na zdrowy rozsądek,
odrzucałem
początkowo kategorycznie, aby to mógł być głos ojca. Bo skąd? I wtedy, chociaż
absolutnie nie wierzę w duchy, zacząłem interesować się tym, co w ogóle ludzie mówili i
pisali na temat śmierci i tego, co się z człowiekiem pózniej dzieje. U jednego z kolegów
natrafiłem na książki o spirytyzmie i okultyzmie. Być może trochę byłem pod ich
wrażeniem...
Ale nie miałem z kim tego wszystkiego przedyskutować. I wtedy napisałem do
wuja. Czekałem też telefonu, lecz dopiero po siedmiu miesiącach się odezwał. Niestety,
niczego nowego się nie dowiedziałem. Tyle, że nabrałem jeszcze większej pewności. To
był głos ojca. Ale nie zdobyłem się wówczas na zadanie mu pytania, czy to on.
 Gdzie odebrałeś telefon?
 Znów w domu. Tym razem wieczorem, i to jakoś tak, gdy nikogo nie było w domu.
De Lima był w podróży służbowej, a mama w kinie. Rozmowa miała podobny przebieg
jak poprzednio. Tylko przy końcu zapytałem, czy jeszcze będzie dzwonił. Powiedział mi,
że tak, ale nie prędzej jak za pół roku. I abym nikomu nie mówił. Ostatnią, czwartą
rozmowę
telefoniczną miałem trzy miesiące temu. Było to w Instytucie Burta.
 Więc byłeś tu, w Punto de Vista? I nie wpadłeś do mnie?  powiedział ksiądz z
wyrzutem.
 Nie mogłem. Była wówczas niedziela i pojechaliśmy z mamą i de Limą do  casa
grande na cały dzień. Po południu przyjechał ksiądz dziekan Alessandri. Jak zasiedli do
bridża, wziąłem skuter i pojechałem do Instytutu. Profesor prosił, abym koniecznie wpadł
do niego, gdy będę w Punto.
 Często widywałeś się z profesorem Bonnardem?
 Czasami...  odrzekł Mario wymijająco.
 Czy mama wiedziała, że pojechałeś do Bonnarda?
 Nie pytałem jej o pozwolenie  odparł hardo.
Rozmowa urwała się.
 Jak to było z tą rozmową telefoniczną?  podjął Alberdi.  Wspomniałeś, że różniła
się od trzech poprzednich.
 Rozmawiałem z profesorem, gdy zadzwonił telefon. Profesor powiedział, że do mnie.
Byłem przerażony, że to mama. Ale to był on... Zapytałem go wówczas... czy to on.
 No i co odpowiedział?
 Nie odpowiedział na to pytanie w ogóle. Tylko tyle, abym się nie przejmował, że
wszystko będzie dobrze i że znów zadzwoni.
 Jakaż więc była różnica między tą rozmową a poprzednimi? Bo z tego, co mówisz,
nic nie wynika. Mario milczał.
 Czy dowiedziałeś się czegoś nowego?  nacierał Alberdi.
 Tak. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl