[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tak, dlatego, że chłopiec go ukrył. A z tym koniem też jest problem, bo pan go sobie
po prostu wziął jakiś czas temu od ojca tego chłopca...
- Naprawdę nie muszę tu siedzieć i wysłuchiwać jakichś bzdurnych oskarżeń. Miałem
pełne prawo wziąć tego konia, bo wszystko, co należy do moich poddanych, jest moje.
- Głupstwa! Pański ojciec, baron Ernst, był szlachetnym człowiekiem, który dbało
dobro swoich poddanych.
- Radykalne idee mojego ojca świadczyły o jego słabości.
- Nie wydaje mi się. A wracając jeszcze do tego chłopca. On się wychował z tym
koniem i pragnął uratować mu życie. Czy za to należało go karać?
- Sentymentalny smarkacz!
- I dlatego dostał baty! Mamy jeszcze jedną nie wyjaśnioną sprawę.
- Nie, nie pozwalam!
Prefekt sprawiał wrażenie, że nie słyszy.
- Chodzi o pierwszego męża pańskiej drugiej żony, tej, która tu siedzi. My w
Feldkirch wiemy, że spotykaliście się potajemnie za życia jej męża. I mąż zginął w wypadku,
kiedy jego koń potknął się w parku na równej drodze. Ale znaleziono za drzewami ślady
wskazujące, że ktoś tam w czasie wypadku leżał, znaleziono też resztki sznura przywiązanego
do drzewa. Bardzo to wszystko niezdarnie zrobione, czy naprawdę był pan aż tak pewien
bezkarności?
- Ależ, Albercie! - baronowa zrobiła wielkie oczy. - Tym razem to także byłeś ty?
Nigdy mi nie mówiłeś.
- Zamknij się! - ryknął Albert, a potem z lodowatym spokojem zwrócił się do prefekta:
- Nie ma pan żadnych dowodów, że to byłem ja. Zresztą mnie wtedy w ogóle nie było w
domu, podróżowałem do Lichtensteinu, o!
- Tak jest - zgodził się prefekt. - Ale my wiemy, kto to zrobił za pana. Pański
najbardziej zaufany człowiek, Claude. Byli świadkowie, którzy widzieli go tamtego wieczora
w pobliżu miejsca zbrodni, ale nie łączyliśmy go z zamordowaniem człowieka, którego nie
znał.
161
- Ale ja nie mam nic wspólnego...
- Mój Boże, to ty mnie aż tak kochałeś? - westchnęła baronowa wzruszona. - Chciałeś
mnie uwolnić od tego ciężaru, jakim był dla mnie mój mąż! Pamiętam, że mówiłeś o tym, ale
że zdecydowałeś się to zrobić? %7łeby mnie dostać!
Baron - pułkownik rzucił się na nią z wściekłym krzykiem i próbował ją udusić.
Baronowa wrzeszczała przerażona.
- No to wystarczy - zdecydował prefekt. - %7łołnierze, brać ich oboje! Zabieramy też ze
sobą Claude a i mademoiselle.
Następnie prefekt uznał, że sprawa z baronem została ostatecznie zakończona, i
zwrócił się do księżnej Theresy:
- Wasza Cesarska Wysokość... Moi państwo. Domyślam się, że nikt z państwa nie
chciałby nocować w tym domu. Nasze małe miasteczko proponuje więc lokum w najlepszej
swojej gospodzie na tę resztę nocy, jaka jeszcze nam została.
Wszyscy przyjęli jego propozycję z wdzięcznością.
Aresztanci zostali wyprowadzeni, służba księżnej pakowała to, co Rafael i Danielle
chcieli ze sobą zabrać. I to wtedy Móri rzekł niepewnie:
- No, a co będzie z przyszłością tych dzieci? Nawet jeśli matka zostanie uwolniona, to
i tak pewnie nie zechce się nimi zająć.
Erling siedział na kanapie ze śmiertelnie zmęczonym Rafaelem w objęciach, drugą
ręką tulił do siebie Danielle.
- Baronowa nie zostanie uwolniona - wtrącił prefekt. Móri poszedł przynieść więcej
ubrań dla dzieci, a Theresa stała zamyślona w salonie.
- Erlingu - powiedziała po chwili drżącym głosem. - Ja się właściwie przez cały czas
zastanawiałam nad losem dzieci. I pomyślałam, żeby... wziąć je do siebie.
- Ja też bym je chętnie wziął - powiedział prawie bez tchu. - Czy moglibyśmy.., zrobić
to wspólnie? Jeśli one by nas chciały. Czy moglibyśmy?
W oczach księżnej ukazały się łzy radości.
- Tak, mój przyjacielu. Jak najchętniej.
A więc wskazała mu drogę, teraz mógł już zapytać:
- Czy wyszłabyś za mnie, Thereso? Wiem, że stoję o wiele niżej od ciebie, ale...
Szeroki uśmiech rozpromienił jej twarz. Mój Boże, jakie znaczenie mają te głupie
przesądy? A poza tym została przecież po części  odrzucona . I Aurora wyszła za człowieka,
162
który nie jest szlachcicem, a sądząc z jej listów, jest bardzo szczęśliwa. Dlaczego więc
Theresa nie miałaby się odważyć?
- Z wielką radością, Erlingu!
Ich dłonie spotkały się w serdecznym i bardzo czułym uścisku.
Erling spojrzał na dwoje malców.
- Czy chcielibyście zamieszkać z księżną Theresą i ze mną? - zapytał przyjaznie. -
Zostać z nami już na zawsze, być naszymi dziećmi? Będziecie, oczywiście, mogli mieszkać z
dziećmi Móriego, Dolgiem, Villemannem i Taran.
Blady uśmiech pojawił się na ślicznej twarzyczce Rafaela.
- Tak, ja chcę, bardzo dziękuję. A jak ty, Danielle?
- I ja też - szepnęła jego siostra. - Tak, dziękuję bardzo, ja też chcę.
Theresa i Erling uśmiechnęli się do siebie, po czym każde wzięło na ręce swoje na pół
śpiące dziecko.
Następnego ranka w eleganckiej gospodzie w Feldkirch księżna przeżywała ciężką
rozterkę i wyrzuty sumienia. Wszystkich pytała o radę.
- Co ja mam robić? Z całego serca chciałabym towarzyszyć tym malcom do
Theresenhof, żeby być z nimi w ciągu pierwszych dni w nowym domu. A z drugiej strony
serce mi się wyrywa, żeby jechać na ratunek mojej jedynej córce, którą w dzieciństwie tak
bardzo skrzywdziłam. Nie chcę nikogo zawieść, a cokolwiek postanowię, to i tak będę miała
wyrzuty sumienia.
Rozumieli ją bardzo dobrze. Zresztą Erling przeżywał mniej więcej to samo.
I wreszcie z pomocą księżnej przyszła Edith, pokojówka.
- Wasza wysokość może na mnie polegać, zawiozę dzieci do Theresenhof i
poinformuję całą służbę, przez co te maleństwa przeszły. Zadbam, żeby zostały otoczone
miłością i życzliwością, której tak im potrzeba. Wszyscy będą je kochać, wiem o tym. Proszę
mi więc pozwolić wrócić z nimi do domu.
Całkiem nieoczekiwanie pomoc zaoferowały także dzieci. Wszyscy niemal widzieli
aureolę świętego nad głową Villemanna, kiedy mówił:
- Taran i ja podjęliśmy decyzję. Wracamy do Theresenhof razem z Rafaelem i
Danielle.
Taran kiwała głową z miną anioła.
- Bogu dzięki - mruknął Móri, a Erling musiał się uśmiechnąć widząc, jak wielką ulgę
sprawiła przyjacielowi ta wiadomość.
163
- Zwietnie! - cieszyła się Theresa. - Dziękuję wam wszystkim. Jestem pewna, że
zgotujecie dzieciom naprawdę serdeczne powitanie. Ale musisz mieć męską eskortę, Edith.
Siegbert z tobą pojedzie.
- Bernd - szepnęła nieśmiało Edith.
- Siegbert - upierała się Theresa niespokojna o opinię dziewczyny.
Służący odchrząknął i wystąpił krok naprzód:
- Gdyby wolno mi było się odważyć, wasza wysokość... Czy mógłbym pojechać do
domu? Nie najlepiej się czuję na koniu, a mam dwa pistolety i na pewno potrafię obronić
Edith i dzieci.
Theresa uśmiechnęła się.
- Ja wiem, że nie najlepiej się czułeś, chociaż nie mówiłeś nic. Edith, my naprawdę
potrzebujemy młodego i silnego Bernda, ale obiecuję ci, że oddam ci go całego i zdrowego.
Edith westchnęła cicho, ale musiała się pogodzić ze swoim losem.
Prefekt ogłosił Etana von Virneburg prawnym właścicielem majątku, który po nim
miała odziedziczyć najstarsza córka Etana i jej rodzina. Rafael i Danielle nie mieli żadnych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl