[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zakończyć tę rozmowę i dlatego mówi:
 Zazdroszczę wam. Ja bym czegoś takiego nie potrafił.
 Nie bój nic  triumfuje  bramkarz"  najgorszy jest początek. Jak ju\ rąbniesz w
pierwszą wystawę, to do drugiej sama ci się ręka przyło\y. Przyjdzcie do nas, to was
nauczymy.
Rozdńał dziesiąty
w którym Wojtek patrzy w oczy śmierci. Na Rudzkiej zabito człowieka. Kozy sier\anta
Jaszcza
A jednak paliła go zazdrość. Starał się zbagatelizować rozmowę z  bramkarzem", starał się w
ogóle o niej nie myśleć, ale to wspomnienie powracało do niego jak ból zęba. Takiego bólu
nie wyleczysz bezczynnością  myślał Lisowski i zwierzył się nawet Wojtkowi ze swych
kłopotów. Zwierzył się Wojtkowi, bo po pierwsze  Wojtek był przecie\ świadkiem tamtej
rozmowy z  bramkarzem", a po drugie  znany był w  Zemście" z tego, \e większym
zaufaniem obdarzał walkę na słowa ni\ na kamienie, nie mówiąc ju\ nawet o pistoletach. A
Michałowi potrzebny był teraz właśnie taki rozmówca.
 Nigdy bym się po nich tego nie spodziewał  powiedział szczerze i wpatrywał się
uwa\nie w Wojtka  rozwalić wystawy to nie taka prosta sprawa. W dzień niebezpiecznie,
bo pełno ludzi, a w nocy jeszcze gorzej, bo ulice puste i mo\na łatwo wpaść na patrol.
 Mnie się to w ogóle nie podoba  podchwycił natychmiast Wojtek  to ju\ lepiej było
nakleić na tę wystawę jakieś dowcipne hasło.
109
 Hasło mo\na zeskrobać  mruknął Michał.
 A rozbitą szybę mo\na wprawić  Wojtek z pełnym zaanga\owaniem bronił swych
przekonań.
 Ale za taką wielką szybę trzeba zapłacić sporo forsy i na ludziach robi to większe
wra\enie, jak widzą, \e z wystawy pozostały tylko drzazgi.
 A widziałeś, jak się ludzie cieszą, gdy na murach pojawią się jakieś dowcipne
antyniemieckie napisy?
 Widziałem, tylko \e nie mo\na wygrać wojny samymi napisami. Czasami pistolet jest
lepszy.
 Jaki pistolet? Przecie\ oni kamieniami walili w wystawy.  To była taka przenośnia 
powiedział Michał patrząc ze
zdziwieniem na poetę, który tej prostej przenośni nie zrozumiał.
Lisowski nie był zadowolony z rozmowy. Miał nadzieję, \e Wojtek pomo\e mu swymi
argumentami przygasić sukcesy bojowe  bramkarza" i jego grupy. Niestety, sprawa
zagmatwała się teraz jeszcze bardziej, i Michał czuł, był tego prawie pewny, \e dotąd go
będzie prześladować niespokojny duch  bramkarza", dopóki  Zemsta" nie odpowie na ten
zew jeszcze wspanialszym wyczynem.
Więc dowódca  Zemsty", nie ujawniając jeszcze przed nikim swych zamiarów, zaczął snuć
plany takiej akcji, która by przyćmiła to wszystko, co dotychczas udało im się zrobić.
Tymczasem jednak nastąpiły dwa wielkie wydarzenia, które na kilka dni całkowicie
pochłonęły uwagę mieszkańców Marii Kazimiery i sąsiednich ulic. Na rogu Rudzkiej i Marii
Kazimiery zabito człowieka. Uczyniono to w biały dzień, prawie w samo południe, akurat
wtedy, gdy na pobliskim przystanku zatrzymał się tramwaj i gdy na trotuar wysypała się
gromadka powracających ze śródmieścia mieszkańców Marymontu. Wśród nich był tak\e
Wojtek Wiśniewski, którego od samego rana bardzo bolała głowa, i kierownik szkoły zwolnił
go po czterech lekcjach do domu.
Więc kiedy tramwaj zatrzymał się na przystanku, rozległy się nagle dwa strzały, a
zdenerwowani ludzie, nie wiedzÄ…c jeszcze, o co chodzi, rozbiegli siÄ™ natychmiast na
wszystkie strony. Wojtek przykleił się plecami do drewnianej budki, która teraz była
zamknięta, a w której latem sprzedawano wodę sodową z sokiem, kwas chlebowy i
wyjątkowo piękne owoce skupowane przez właściciela budki bezpośrednio od właścicieli
marymonckich ogrodów.
110
Widział dokładnie całą scenę, chocia\ chciał od tego odwrócić oczy. Dwóch nieznajomych,
ubranych w zgrabne kurtki, uciekała w kierunku piekarni Scholla, a dziesięć metrów od
Wojtka, pc* drugiej stronie ulicy, osuwał się pomału na ziemię, czepiając się? kurczowo
płotu, bardzo wysoki mę\czyzna w skórzanym płaszczu..
Nie chciał tego oglądać, a jednak patrzył, bał się, a jednak, nie-zdając sobie sprawy z tego, co
robi, zaczął iść machinalnie w kie runku le\ącego nieruchomo na brudnym trotuarze
człowieka.
Le\ący miał białą jak płótno twarz i oczy ciągle jeszcze otwarte, chocia\ ju\ chyba nic nie
widzÄ…ce.
 ProszÄ™ pana, co panu jest?  zapytaÅ‚ lÄ™kliwie i naiwnie» Wojtek  jak panu pomóc?
Umierający milczał, ale nie milczeli ludzie, którzy zaczęli się nagle wokół niego gromadzić.
Dyskutowali teraz głośno i zawzięcie, jakby chcieli nadrobić ten zmarnowany na ucieczkę
czas.
 Zobaczcie, ju\ nie \yje. Celnie strzelali, z bliska.
 Uciekli w stronÄ™ Rudzkiej.
 A co to pana obchodzi, w którą stronę uciekli?
 Zabili człowieka.
 Jakiego tam człowieka? Przecie\ to od razu widać, kto te* jest. Kto teraz nosi takie
skórzane płaszcze?
 Racja. Przecie\ to nie Niemcy strzelali do niego.
 A skÄ…d pan taki pewny?
 A widział pan w Warszawie takich Niemców, którzy zabijają człowieka i uciekają? Oni
nie potrzebują uciekać. Stuknij pan się w głowę i pomyśl trochę.
 A mo\e to po prostu jakieÅ› bandyckie porachunki?
 Pewnie, \e porachunki, tylko dlaczego zaraz bandyckie? Nie rób pan z siebie takiego
prokuratora. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl