[ Pobierz całość w formacie PDF ]

grüss dir Bruder Straubinger
ślusarz kochał się choć raz w córce majstra i każdy podniósł raz kiedyś młot na niedobrego
szefa i złoił siedmiu robociarzy fabrycznych. Czasem działo się to w Badeńskiem, czasem
znów w Hesji albo w Szwajcarii; zamiast młota występował nieraz w opowiadaniu pilnik albo
rozpalone żelazo, a zamiast robotników fabrycznych piekarze albo krawcy, ale zawsze były to
te same stare historie, których słucha się chętnie, ponieważ są dawne, dobre i przynoszące
zaszczyt cechowi. Przez co bynajmniej nie chcemy twierdzić, że nie było i nie ma nawet dziś
jeszcze wśród wędrownych czeladników takich, którzy potrafią genialnie przeżywać i
genialnie zmyślać, co w gruncie rzeczy na jedno wychodzi.
Zwłaszcza August był zachwycony i rozbawiony. Zmiał się bez ustanku i przytakiwał,
czując się już na wpół czeladnikiem, i z pogardliwą miną starego palacza wydmuchiwał dym
tytoniowy w złotawe powietrze. A ów pleciuga grał swoją rolę dalej, ponieważ zależało mu
na tym, aby zaznaczyć, że on tylko zniża się dobrodusznie do kompanii, bowiem jako
czeladnikowi nie wypadało mu właściwie spędzać niedzieli w towarzystwie terminatorów i
powinien był się wstydzić, że pomaga chłopcu przepuszczać zarobek.
Przeszli dobry kawał szosą w dół rzeki i teraz mieli do wyboru albo lekko wznoszący
się gościniec, wiodący łukiem pod górę, albo stromą ścieżkę, o połowę krótszą. Obrali
gościniec, chociaż był dłuższy i pełen kurzu. Zcieżki są dobre na co dzień i dla spacerujących
panów, pospólstwo jednak, zwłaszcza w niedzielę, lubi gościniec, który jeszcze nie stracił dla
niego czaru swej poezji. Wspinanie się po stromych ścieżkach to w sam raz dla chłopów albo
dla miłośników przyrody z miasta, to wysiłek albo sport, ale nie przyjemność dla pospólstwa
Co innego gościniec, gdzie nie niszczy się obuwia i odświętnego ubrania, gdzie widuje się
wozy i konie, mija i dogania innych spacerowiczów, spotyka wystrojone dziewczęta i
rozśpiewane gromady chłopaków, gdzie ścigają człowieka żartobliwe docinki, na które trzeba
odciąć się ze śmiechem, gdzie można postać chwilę i pogadać, a jeśli jest się kawalerem,
przyłączyć się do rzędu spacerujących dziewcząt i podroczyć się z nimi albo też wieczorem
wyjaśnić i uregulować za pomocą rękoczynów osobiste nieporozumienia z dobrymi
koleżkami. Głupi byłby czeladnik, który by wesoły, wygodny i obfitujący w ciekawostki
gościniec zamienił na ścieżkę. Tego samego zdania jest też każdy obywatel małego
miasteczka.
Obrali zatem gościniec, który wielkim łukiem szedł spokojnie i łagodnie w górę, jak
ktoś, kto ma czas i nie lubi się pocić. Czeladnik zdjął marynarkę i niósł ją na łasce
przerzuconej przez ramię. Zamiast opowiadać, zaczął teraz gwizdać w niezwykle zuchwały i
skoczny sposób i gwizdał cały czas, dopóki po godzinie nie zaszli do Bielach. Hansa spotkało
kilka docinków, którymi nie przejął się specjalnie i które August odparował gorliwiej niż on
sam.
A teraz stanęli przed Bielach.
Wioska o czerwonych dachach i srebrnoszarych strzechach leżała wśród jesiennych
sadów, na tle piętrzącego się za nią ciemnego górskiego lasu.
Młodzi ludzie nie mogli się zdecydować, do której gospody winni najpierw wstąpić.
 Kotwica" miała najlepsze piwo,  Pod Aabędziem" dawali najlepsze ciasto, a w  Ostrym
Rogu" właściciel miał ładną córkę. Wreszcie August orzekł, że pójdą do  Kotwicy", i mrużąc
oko napomknął, że  Ostry Róg" chyba nie ucieknie podczas tych kilku kufli i można go
będzie również potem odszukać. Wszyscy zgodzili się z tym; zeszli więc do wioski i mijając
obory oraz niskie okienka zastawione doniczkami z geranium udali się do  Kotwicy", której
złota wywieszka ponad dwoma młodymi, okrągłymi kasztanami wabiła w słońcu blaskiem.
Ku zmartwieniu czeladnika, który uparł się siedzieć w środku, gospoda była przepełniona i
musieli rozgościć się w ogrodzie.  Kotwica" należała zdaniem gości do lokali eleganckich;
nie była to więc jakaś stara karczma wiejska, tylko nowoczesny budynek z czerwonej cegły ze
zbyt dużą ilością okien, z krzesłami zamiast ławek i mnóstwem kolorowych reklam z blachy.
Była tam też kelnerka ubrana po miejsku i właściciel, którego nigdy nie widywano bez
marynarki; zawsze nosił brązowy, według mody uszyty garnitur. Właściwie był to bankrut,
ale wziął swój własny dom w dzierżawę od głównego wierzyciela, właściciela wielkiego
browaru, i stał się od tej pory jeszcze bardziej wytworny. Ogród składał się z jednej akacji i z
dużej siatki drucianej, zarośniętej, na razie do połowy tylko, dzikim winem.
 Na zdrowie, bracia!  wykrzyknął czeladnik i trącił się z wszystkimi trzema
towarzyszami. Chcąc się popisać wypił całą szklankę jednym haustem.
 Hej, ślicznotko, w tej szklance nic nie było, niech no pani od razu przyniesie drugą!
 zawołał do kelnerki podając jej przez stół swój kufel.
Piwo było doskonałe, chłodne i nie za gorzkie. Hans z przyjemnością wypił swoją
szklankę. August pił z miną znawcy, mlaskał językiem i kopcił jak zepsuty piec, co Hans w
cichości ducha podziwiał.
Jednak taka wesoła niedziela to wcale niezła rzecz  siedzisz sobie w karczmie przy
stole jak ktoś, komu wolno i kto zarobił na to, z ludzmi, którzy umieją żyć i bawić się.
Przyjemnie jest pośmiać się, a czasem nawet samemu zaryzykować jakiś dowcip, przyjemnie
po męsku rąbnąć po wypiciu kuflem o stół i zawołać beztrosko: Jeszcze jedno, panienko!"
Przyjemnie przepić do znajomego przy sąsiednim stole, trzymając wygasły niedopałek cygara
w zwisającej lewej ręce i zsunąwszy kapelusz z czoła tak jak inni.
I obcy czeladnik się teraz rozruszał i zaczął opowiadać. Słyszał o takim ślusarzu w
Ulm, co potrafił wypić dwadzieścia szklanek piwa, dobrego ulmskiego piwa, a gdy skończył,
ocierał sobie gębę i mówił:  No, teraz zdałaby się dobra flaszeczka wina!" A w Cannstatt znał
palacza, który potrafił zjeść dwanaście serdelków pod rząd i wygrał w ten sposób zakład. Ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl