[ Pobierz całość w formacie PDF ]

metaforą bezsenności. Pierwszy, pomimo niemieckich czy
skandynawskich nazwisk, rozgrywa siÄ™ w odrealnionym
Buenos Aires: kręta Rue de Toulon to Paseo de Julio;
Triste-le-Roy to hotel, w którym Herbert Ashe otrzymał
(i być może nie przeczytał go) jedenasty tom iluzorycznej
encyklopedii. Już po napisaniu tego opowiadania pomyśla-
łem, że dobrze byłoby rozszerzyć czas i przestrzeń, jakie
ono obejmuje: zemsta mogłaby być dziedziczona; okresy
mogłyby być mierzone latami, może wiekami; pierwsza
litera Imienia mogłaby zostać wypowiedziana w Islandii;
druga w Meksyku; trzecia w Hindustanie. Nie muszÄ™ do-
dawać, że wśród chasydów byli święci i że ofiara czterech
ludzi w celu uzyskania liter, jakie tworzÄ… ImiÄ™, jest fan-
tazją, która podyktowała mi formę mojego opowiadania.
Buenos Aires, dnia 29 sierpnia 1944
Jorge Luis Borges
Postscriptum z 1956 r. Dodałem trzy opowiadania do
tej serii: Południe, Sektę Feniksa i Zakończenie. Poza
jedną postacią, Recabarrenem, którego nieruchomość i bier-
ność służą jako kontrast, nic  lub prawie nic  nie jest
moim wymysłem podczas krótkiej akcji ostatniego opo-
wiadania; wszystko, co siÄ™ w nim znajduje, zawarte jest
w sławnej książce * i ja byłem pierwszym, który to wy-
dobył lub przynajmniej wypowiedział. W alegorii o Fe-
niksie postanowiłem zasugerować rzecz banalną  Ta-
jemnicę  w sposób chwiejny i stopniowy, który okazał-
by się przy końcu jednoznaczny; nie wiem, w jakim stop-
niu dopisało mi szczęście. Na temat Południa, które jest
może moim najlepszym opowiadaniem, powiem tylko, że
można je czytać jako bezpośrednią narrację wydarzeń po-
wieściowych, a także w inny sposób.
Schopenhauer, De Quincey, Stevenson, Mauthner, Shaw,
Chestertcai, Leon Bloy tworzÄ… niejednorodny wykaz auto-
rów, których stale czytam. Wydaje mi się, że w chrystolo-
gicznej fantazji zatytułowanej Trzy wersje Judasza do-
strzegam odległy wpływ tego ostatniego.
J.L.B.
* Chodzi tu o epopejÄ™ gauczowskÄ… José Hernáhdeza (1834-
1886) Martín Fierro (przyp. tÅ‚um.).
89
PAMITLIWY FUNES
Pamiętam go (nie mam prawa wymawiać tego wielkie-
go słowa; tylko jeden człowiek na ziemi miał do tego
prawo, ale ów człowiek już nie żyje) z ciemną piwonią
v/ ręku; widział ją tak, jak nie widział jej nikt inny, choć-
by patrzył na nią od świtu do zmierzchu, przez całe swo-
je życie. Pomiętam go: twarz milcząca, indiańska i szcze-
gólnie o d l e g ł a za tlącym się papierosem. Pamiętam
(wydaje mi się) jego szczupłe dłonie wikliniarza. Pamię-
tam nie opodal tych rÄ…k tykwÄ™ do yerby z wyrysowanym
godłem Urugwaju, pamiętam zawieszoną na oknie żółtą
matę z mglistym nadrzecznym pejzażem. Pamiętam wy-
raznie jego głos; powolny, lekceważący i nosowy głos
dawnych gauczów, bez obecnych syczących dzwięków,
które przywiezli ze sobą Włosi. Widziałem go trzy razy;
ostatni raz w 1887 roku... Projekt napisania o nim wspól-
nej książki przez wszystkich tych, którzy go pamiętają,
wydaje mi się godny pochwały; moje świadectwo będzie
może najkrótsze i na pewno najskromniejsze; nie będzie
w nim jednak tej bezstronności, której spodziewam się po
waszej książce. Godny pożałowania fakt, że jestem Argen-
tyńczykiem, nie pozwoli mi na pochwalne pienia  gatu-
nek literacki obowiÄ…zujÄ…cy w Urugwaju, kiedy temat jest
urugwajski. Pisarczyk, elegancik, ważniak z Buenos Aires;
Funes nie wymówił tych słów, ale wiem na pewno, że
byłem dla niego uosobieniem wszystkich tych okropności.
Pedro Leandro Ipuche napisał, że Funes był zwiastunem
nadludzi:  Dziewiczy, tubylczy Zaratustra"; nie przeczÄ™,
ale nie trzeba zapominać, że był także chłopakiem z Fray
Bentos, co zakłada pewne nieuchronne ograniczenia.
Moje pierwsze wspomnienie o Funesie jest bardzo wy-
razne. WidzÄ™ go o zmierzchu, w marcu albo lutym osiem-
dziesiątego czwartego roku. Owego lata ojciec wysłał
mnie na wakacje do Fray Bentos. Wracaliśmy właśnie
z moim kuzynem Bernardem Haedo z hacjendy San Fran-
cisco. Wracaliśmy konno śpiewając na głos i nie był to
mój jedyny powód do szczęścia. Po upalnym ciężkim dniu
ogromna burza koloru szkolnej tablicy zakryła całe niebo.
Podsycał ją południowy wiatr, drzewa już zaczynały sza-
leć; czułem lęk (nadzieję), że zaskoczy nas w otwartym
polu żywiołowy deszcz. Urządziliśmy coś w rodzaju wy-
ścigu z burzą. Wjechaliśmy na drogę zagłębiającą się w jar,
wysoko, po obu stronach, biegły dwie ścieżki. Pociemnia-
ło nagle; usłyszałem w górze szybkie i jak gdyby skrada-
jące się kroki; podniosłem oczy i zobaczyłem wyrostka,
który biegł po wąskiej i nierównej ścieżce, jak po wąskim
i nierównym murze. Pamiętam gauczowskie portki, płó-
cienne pantofle; pamiętam papierosa w ustach i grubo
ciosaną twarz na tle bezgranicznej już chmury. Bernardo
krzyknął niespodziewanie:  Ireneo, która godzina?" Nie
spojrzawszy na niebo, nie zatrzymując się, odparł:  Za
cztery minuty ósma, paniczu." Głos był ostry i lekko
kpiÄ…cy.
Jestem tak roztargniony, że dialog, który przytoczyłem,
nie zwróciłby mojej uwagi, gdyby nie nacisk mojego ku-
zyna, którym powodował (wydaje mi się) pewien lokalny
patriotyzm i chęć okazania, że ani słowo panicz, ani ton,
jakim zostało powiedziane, nie obeszły go wcale. ' .
Powiedział mi, że chłopak ze ścieżki nazywa się Ireneo
Funes, że jest znany z różnych dziwactw, a między inny-
mi z tego, że nie przestaje z nikim i wie zawsze, która
jest dokładnie godzina, jak zegar. Dodał, że jest synem
praczki Marii Klementyny Funes oraz że powiadają nie-
którzy, iż jego ojcem był miejscowy weterynarz, jakiś
Anglik O'Connor; a inni, że był to pewien gauczo z dys-
tryktu Salto, trudniący się ujeżdżaniem koni. Funes miesz-
kał z matką, nieco w bok od posiadłości Lopezów.
90
W roku osiemdziesiątym piątym i szóstym spędzałem
wakacje w Montevideo. W osiemdziesiątym siódmym wró-
ciłem do Fray Bentos. Zapytałem oczywiście o wszystkich [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl