[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 To prawda  przyznała.  Liczyłam chyba, że jakiś żart przyjdzie mi na myśl,
ale nic z tego.
Alvin uśmiechnął się do niej.
 A może żart przyszedł na myśl, ale należał do takich, że nie wypadałoby go
powiedzieć. Więc odszedł.
Nie podobało jej się, jak na nią patrzy  jak gdyby sądził, że wie o niej wszystko.
Nieważne, że ona pewnie patrzyła na niego w ten sam sposób  ona naprawdę wiedzia-
ła. Był tak pewny siebie, że miała ochotę rzucić w niego grudą błota, by mu pokazać,
że nie jest noszony przez anioły. Całkiem jakby nie bał się niczego, jakby wyobrażał
sobie, że potrafi osiągnąć wszystko. I nie chodziło tu o złudzenie, które usiłował stwo-
159
rzyć. Naprawdę był zarozumiały. Obawiał się tylko jednej rzeczy: że kiedy przyjdzie co
do czego, w chwili próby może okazać się jeszcze lepszy, niż mu się wydawało.
 Nie wiem, co takiego zrobiłem, by was rozdrażnić  odezwał się Smith.  Poza
tym, że kąpałem się na golasa, ale mama uczyła mnie, że tak trzeba robić, by ubranie
się nie skurczyło.
Inni zaśmiali się. Purity nie.
 Chce pani coś zjeść?  zaproponował Arthur Stuart.
 Nie wiem. A co masz?  zapytała.
Wyciągnął do niej swój kapelusz, w którym leżało kilka garści jagód. Wciąż się
w nią wpatrywał lekko rozszerzonymi oczami, odrobinę otwierając usta. Tak, to miłość,
nie ma co  z rodzaju tych cielęco-szczenięcych.
Wzięła jedną jagodę i spróbowała.
 No nie  jęknął Cooper.  Zjadła pani coś, więc teraz co roku miesiąc musi
pani spędzić w Hadesie.
 Ale te jagody dojrzewały w Nowej Anglii, nie w piekle.
 Co za ulga  stwierdził Smith.  Nie byłem pewien, gdzie przebiega granica.
160
Purity nie wiedziała, jak traktować tego Smitha. Jego zuchwałość ją niepokoiła. Nie
był nawet zawstydzony, że widziała go nagiego.
Wolała rozmawiać z Cooperem. Jego maniery, ubiór, głos, wszystko to należało do
człowieka, który  jak do tej pory sądziła  może istnieć tylko we śnie. Dlaczego tak
bardzo różnił się od innych, którzy w ten sam sposób się ubierali?
 Nie jest pan zwykłym prawnikiem  powiedziała.
Cooper spojrzał na nią zaskoczony. I nagle jego zdziwienie zmieniło się w strach.
 Nie jestem  przyznał. Czego się boi?
 Owszem, jest  wtrącił Smith.
 Nie  uparł się Cooper.  Zwyczajni prawnicy zarabiają dużo pieniędzy. Ja
przez ostatni rok nie zarobiłem ani szylinga.
 I to wszystko?  upewniła się Purity. Możliwe. Adwokatom rzeczywiście zwy-
kle dobrze się powodziło. Ale nie, tu chodziło o coś innego.  Chyba raczej wyróżnia
pana to, że nie uważa się pan za lepszego od pozostałych.
Cooper przyjrzał się swym towarzyszom  kowal, marynarz, francuski malarz,
czarny chłopak. . . Uśmiechnął się.
161
 Myli się pani  stwierdził.  Jestem stanowczo lepszym człowiekiem.
Wszyscy się roześmiali.
 W czym lepszym?  zapytał Mike Fink.  W piszczeniu jak moskit, jak tylko
zobaczysz pszczołę?
 Nie lubię pszczół  przyznał Cooper.
 One cię lubią  wtrącił Arthur Stuart.
 Bo jestem słodki.
%7łartował, ale Purity widziała, że jego lęk rośnie. Rozejrzała się, szukając zródła
zagrożenia.
Smith zauważył to i przyjął jako znak, a może zwykłe przypomnienie.
 Zbierajmy się  powiedział.  Pora ruszać.
 Nie  sprzeciwił się Cooper.
Purity widziała, że jest zdecydowany. Nie tylko się bał  postanowił działać w opar-
ciu o ten strach.
 Co się stało?  zdziwił się Smith.
 Dziewczyna.
162
 Co z nią?  zapytał Arthur Stuart tak zaczepnym tonem, że Purity spodziewała
się upomnienia od któregoś z mężczyzn. Ale nie, traktowali go, jakby jego głos ważył
tyle samo co pozostałych członków grupy.
 Doprowadzi nas do śmierci.
Teraz zrozumiała. Bał się jej.
 Wcale nie  zaprotestowała.  Nikomu nie powiem, że jest papistą.
 Kiedy włożą pani w rękę Biblię i zaprzysięgną?  zapytał Cooper.  Skaże się
pani na piekło, zaprzeczając, że on jest katolikiem?
 Nie jestem dobrym katolikiem  wtrącił skromnie Audubon.
 Więc trafisz do piekła niezależnie od tego, kto ma rację  stwierdził Smith. To
miał być żart, ale nikt się nie roześmiał.
Cooper wciąż ściągał ku sobie spojrzenie Purity i teraz ona z kolei zaczęła się bać.
Nigdy jeszcze nie widziała u nikogo takiego zapału, skupienia  może z wyjątkiem
pastora za pulpitem w czasie najbardziej dramatycznej części kazania.
 Dlaczego się pan mnie boi?  spytała.
 Właśnie dlatego  odparł Cooper.
163
 Co dlatego?
 Wie pani, że się jej boję. Wie pani zbyt wiele o tym, o czym myślimy.
 Już powiedziałam: nie wiem, o czym ktokolwiek myśli.
 No to o tym, co czujemy.  Cooper uśmiechnął się smętnie.
 To pani talent.
 Mówiłem  przypomniał Fink.
 A jeśli nawet?  spytała wyzywająco.  Kto wie na pewno, że talenty nie są
darami Boga?
 Sądy w Massachusetts  rzekł Cooper.  Szubienice.
 No to ma swój talent  przyznał Smith.  Kto nie ma?
Pozostali kiwali głowami.
Oprócz Coopera.
 Czyście rozum stracili? Spójrzcie tylko na siebie. Znacie się na talentach! Przy-
znajecie, że Jean-Jacques jest Francuzem, a na dodatek katolikiem.
 Przecież i tak wiedziała  bronił się Audubon.
 I to cię nie zaniepokoiło? %7łe wiedziała to, czego przecież nie mogła wiedzieć?
164
 Wszyscy wiemy o rzeczach, o których nie możemy wiedzieć  zauważył Smith.
 Ale póki się nie zjawiła, dość skutecznie zachowywaliśmy tę wiedzę dla sie-
bie!  Cooper podszedł do Purity.  W purytańskim kraju ludzie ukrywają swoje
talenty albo giną. To tajemnicą, którą zachowują wszyscy: że mają jakiś szczególny dar
i gdy tylko odkryją, co to takiego, uczą się go ukrywać, nie pozwalają, by ktokolwiek
się dowiedział, co takiego robią o wiele lepiej od innych. Nazywają to pokorą. Ale ta
dziewczyna obnosi się ze swoim talentem.
Dopiero wtedy Purity zdała sobie sprawę, co właściwie zrobiła. Ten prawnik miał
rację  nigdy nie dała nikomu poznać, jak łatwo zgaduje uczucia innych. Skrywała to,
była pokorna.
 Spodziewam się, że jutro o tej porze ta dziewczyna będzie w więzieniu, a za
miesiąc zawiśnie  ciągnął Cooper.  Problem polega na tym, że kiedy zapytają ją
o innych czarowników, z którymi się zadawała, jak myślicie, kogo wskaże? Przyjaciół-
kę? Ukochanego nauczyciela? Wydaje się osobą przyzwoitą, więc to nie będzie wróg.
Nie, wymieni obcych. Papistę. Czeladnika kowalskiego. Adwokata, który najwyrazniej
mieszka w lesie. Amerykańskiego człowieka rzeki.
165
 Nigdy was nie oskarżę  zapewniła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl