[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jack poczuł się pewniej, Quinn zamiast prasy brał książki żeglarskie. Po miesiącu
zdecydował się przeczytać wraz z nim jeden z uroczych wierszy Jane. Skończyło się
to sukcesem, bo Jack nie tylko w pełni pojął treść wiersza, ale zdołał go - wolno,
lecz bez błędów - przeczytać na głos. Kiedy mu się to udało, z podziwem spojrzał na
Quinna.
- Jakie to piękne. To musiała być niezwykła kobieta - wyszeptał, wciąż
poruszony wymową wiersza i faktem, że umiał go samodzielnie przeczytać.
- Była niezwykła - ze smutkiem przytaknął Quinn. - Przez wiele lat prawie jej
nie znałem. Odkryłem jej osobowość dopiero w ostatnich miesiącach naszego
wspólnego życia. Ogromnie mi żal straconych lat.
Nie dodał, że właściwie w pełni odkrył Jane już po śmierci, przez zapiski,
które odnalazł. Odczuwał jako tragedię to, że przez własną ignorancję i nieczułość
zmarnował trzydzieści sześć wspólnych lat. Nie miał się czym szczycić.
- Na zdjęciach jest bardzo ładna - cicho rzekł Jack. Jane była delikatna i
drobna - lecz kryła się w niej żelazna wola i determinacja, o której Quinn nie miał
pojęcia. Jane miała piękną duszę.
S
R
- Była ładna - powiedział Quinn, nie kryjąc miłości do zmarłej żony - i była
nadzwyczajnym, wspaniałym człowiekiem - dodał. Lekcja się skończyła.
Jack robił nadzwyczaj szybkie postępy, a Quinn dawał mu to wszystko, czego
w przeszłości nie ofiarował własnym dzieciom. Czuł się, jakby rozkuwał więznia z
łańcuchów. Nieumiejętność czytania był dla Jacka dożywotnim wyrokiem w
pojedynczej celi. Teraz Quinn otwierał przed nim żelazne drzwi. Jednocześnie
zatrzaskiwał za nimi siebie, skazany na samotność, bez możliwości odkupienia
grzechów. Choć musiał przyznać, że odkąd zaczął uczyć Jacka, dręczący senny
koszmar pojawiał się coraz rzadziej. Tak jakby dobry uczynek wymazywał
stopniowo stare winy.
Pod koniec lutego, po lekcji, Jack zaczął mówić o sąsiadce Quinna, Maggie
Dartman. Stale przyjeżdżał do niej w niedziele, powoli naprawiając uszkodzenia. Za
każdym razem poruszała go jej samotność. Na wszystkich ścianach wisiały zdjęcia
zmarłego syna. Powiedziała Jackowi, że chłopiec popełnił samobójstwo dwa dni po
ukończeniu szesnastu lat. Nie mówiła, dlaczego żyje sama, bez mężczyzny, ale Jack
nie musiał pytać. Gdyby miała kogoś, dawno naprawiłby szkody. Maggie
wspomniała raz, że jest nauczycielką, a jej mąż, odkąd umarł syn, przebywa na
półtorarocznym stypendium naukowym.
W zwyczaj weszły wspólne, Quinna i Jacka, piątkowe kolacje po lekcjach.
Quinn przygotowywał jedzenie, a Jack przywoził butelkę wina. Gadali i poznawali
się coraz lepiej. Była to klasyczna męska przyjazń, choć czasem Quinn grał rolę
ojca. Jack podziwiał jego umiejętności w bardzo wielu dziedzinach. Quinn
pochodził z rolniczej rodziny z południowego wschodu, ale po szkole średniej
otrzymał stypendium do Harvardu. Tam rozwinął skrzydła. Jane uwierzyła w niego
od momentu, gdy się poznali. Była przy nim przez całe życie - od czasu, gdy nie
miał grosza przy duszy aż do chwili, gdy obracał milionami. Jego sukces przyszedł
wcześnie i zaowocował dalszymi sukcesami. Został milionerem przed ukończeniem
dwudziestego piątego roku życia. Miał dar Midasa - wszystko, czego dotknął,
zamieniało się w złoto. Niesamowite, ale chyba nie udało mu się w życiu zrobić
S
R
złego interesu. Nienawidził dobrego - wszystko musiało być u niego lepsze. Miał
niebywały instynkt, dzięki któremu w porę wycofywał się z podejrzanych układów.
Był w jakimś sensie geniuszem, choć Jack, im lepiej go poznawał, nie mógłby
powiedzieć, że to wszystko przyniosło mu szczęście. Quinn był bardzo samotny i
bardzo nieszczęśliwy.
Mało tego, marzył o jeszcze większej samotności. Po to budował sobie łódz.
Opowiadał o niej Jackowi, jak mężczyzna opowiada o ukochanej kobiecie. Marzył o
niej dniami i nocami. Odkąd Jane umarła, a córka odmówiła wszelkich kontaktów,
całe jego życie uczuciowe przeniosło się do stoczni w Holandii. Ta kochanka nie
mogła go zdradzić ani opuścić. Pragnął pływać po morzu, daleko od lądu, to
przynosiło ukojenie. A w okresie oczekiwania pomagał Jackowi stać się
wartościowym człowiekiem.
Dla obu ta przyjazń była ważna. Jack coraz lepiej poznawał Quinna. Na skutek
cotygodniowych wizyt w domu Maggie coraz bardziej się do niej przywiązywał.
Była bardzo delikatna i wrażliwa. W niedzielę po pracy zapraszała Jacka na lunch.
Czuło się, że podobnie jak Quinn, jest niezwykle samotna. Rzadko wychodziła z
domu. Czytała i pisała albo po prostu siedziała i rozmyślała. Widział, z jakim
wyrazem twarzy patrzy na fotografie syna, i miał wtedy łzy w oczach.
- Powinieneś ją kiedyś zaprosić - zasugerował Quinnowi. - Jest bardzo miła.
Spodobałaby ci się. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl