[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ści w swoim życiu.
- Musisz coś zjeść. Nasze dzieci są pewnie głodne - powiedział łagodnym tonem z
cieniem uśmiechu na ustach.
Ten argument wreszcie do niej trafił. Przenieśli się do głównej kabiny, gdzie zjedli
posiłek uwieńczony pysznym deserem: świeżymi malinami z bitą śmietaną. Belle była
wdzięczna Loukasowi za to, że pozwala jej odetchnąć od tematu ciąży i przyszłości, py-
tając ją o Dana, Wedding Belle, ostatnio przeczytane książki czy obejrzane filmy. Do-
wiedziała się, że Larissa i Georgios wrócili już z podróży poślubnej i właśnie urządzali
się we własnym domu w Atenach. Przede wszystkim przypomniała sobie, jak czarujący i
zabawny potrafi być Loukas. Nie dziwiła się sobie, dlaczego tak łatwo dała mu się
uwieść. Nadal na nią działał; sama jego obecność elektryzowała ją. Kiedy więc w pew-
nym momencie położył rękę na jej dłoni i nachylił się do przodu, Belle wstrzymała od-
dech.
- To nie byłoby małżeństwo wyzute z miłości - oświadczył łagodnym tonem.
Serce Belle przestało bić w oczekiwaniu na dalsze słowa. Słowa, na które pod-
świadomie cały czas czekała...
- Przecież będziemy kochać nasze dzieci - wyjaśnił. Belle poczuła się jak przekłuty
balonik, z którego uleciało całe powietrze. - To wystarczający powód, aby założyć rodzi-
nę i się jej poświęcić.
Belle wstała od stołu.
- Wybacz, ale takie słowa z ust takiego człowieka jak ty wydają mi się mało prze-
konujące - odparła chłodno, gdy wrócili do zaciemnionej sypialni na tyłach samolotu. -
Masz reputację playboya, który z imponującą częstotliwością wymienia kochanki.
Machnął ręką.
- Odkąd odniosłem sukces w świecie biznesu, media nie dają mi spokoju. Przyzna-
ję, że nie żyłem jak mnich zakonny, ale większość z tych historii jest wyssana z palca.
R
L
T
Dotrzymam przysięgi małżeńskiej. Będę ci wierny, Belle. - Przyciągnął ją do siebie, jed-
ną ręką objął w talii, a drugą zanurzył w jej włosach. - Prawdę mówiąc, to nie będzie z
mojej strony żadne poświęcenie. Zapragnąłem cię od pierwszego wejrzenia. Wiem, że
wciąż czujesz tę chemię, prawda? - Nie była w stanie zaprzeczyć. - Jesteśmy idealnie do-
pasowani...
Umysł kazał Belle walczyć o swoją niezależność, lecz zdradziło ją ciało, tak nie-
odporne na jego dotyk, zapach i bliskość. Z lekkim drżeniem patrzyła, jak Loukas nachy-
la się do niej powoli, bardzo powoli... Przymknęła powieki i czekała na ciąg dalszy. Na
to, za czym tak bardzo tęskniła. Ich romans na Aurze wydawał jej się dalekim wspo-
mnieniem. Zmysłowość pocałunku była obezwładniająca. Dotknęła jego twarzy drżący-
mi rękami. Namiętność to niepewny fundament małżeństwa, ale przecież właśnie od tej
potężnej żądzy wszystko się zaczęło. Dzieci również były jej owocem. Może więc miało
to jakiś sens? Przecież sama całe życie marzyła o tym, aby mieć kochającego ojca. Jak
mogłaby skazać swoje dzieci na cierpienie, które tak długo ją zatruwało?
Loukas, jakby odgadując jej myśli, spojrzał jej w oczy i zapytał szeptem:
- Wyjdziesz za mnie, Belle? Pozwolisz mi chronić ciebie i nasze dzieci?
Jego słowa dotknęły jej duszy. Nie miała wątpliwości, że Loukas kochałby ich
dzieci. Jej nie darzyłby miłością, lecz przyrzekł, że byłby jej wierny. Nie rozbiłby ich ro-
dziny, przynajmniej nie z powodu innej kobiety. To nie była jej idealna wizja szczęśli-
wego życia, ale przypomniała sobie, że choć projektuje bajecznie piękne suknie ślubne,
sama nie wierzy w bajki.
- Tak - odrzekła głosem cichym jak oddech.
Objął ją mocniej, zamykając szczelnie w swoich silnych ramionach. Oparła głowę
o jego pierś i usłyszała głośne, miarowe bicie serca. Czuła, jak gładzi ją delikatnie po
włosach i pomyślała, że przez te kilka chwil może się słodko łudzić, że obchodzą go nie
tylko ich dzieci, ale też ona...
Dłużej nie mogła tłumić uczucia frustracji, które każdego dnia przybierało na sile.
- Muszę wracać do Londynu - oświadczyła przy śniadaniu. - Nie mogę stąd kiero-
wać firmą, Jesteśmy na Aurze już od dwóch tygodni i mimo że Jenny świetnie daje sobie
radę, niedługo stracę firmę, jeśli nie wrócę do pracy.
R
L
T
- Jesteś zbyt zmęczona, żeby pracować - odrzekł spokojnie. - Przez kilka tygodni
nie możesz się stresować. To bardzo ważny etap ciąży.
- Dobrze się czuję, nic mi nie jest - upierała się. - W Londynie mam pilne sprawy.
Muszę przedłużyć umowę najmu lokalu z właścicielami budynku. Moje studio znajduje
się w starej, zaniedbanej kamienicy i tylko dlatego mnie na nie stać.
- To nie problem.
- Co masz na myśli?
- Nie ma potrzeby, żebyś pracowała. Jestem zamożnym człowiekiem. Jestem w
stanie zapewnić tobie i naszym dzieciom luksusowe życie - oświadczył z powagą.
- Chcesz, żebym porzuciła moją firmę?
- Niekoniecznie. Chcę tylko, żebyś do czasu porodu ograniczyła działalność zawo-
dową. Tu chodzi o zdrowie blizniąt.
Miała ochotę krzyknąć, że to szantaż, podły emocjonalny szantaż, lecz wiedziała,
że tak naprawdę Loukas ma rację. Ostatnio pracowała tak intensywnie, że każdego dnia
wracała do domu zupełnie wyczerpana. Za mało spała, za mało jadła. Teraz nie była już
sama. W jej brzuchu rosły dwie kruche istoty, za które była w pełni odpowiedzialna.
- Muszę już iść - rzucił Loukas, wstając od stołu. - Przestań się zamartwiać. To
szkodzi dzieciom. Musisz się odprężyć. Poczytaj książkę albo obejrzyj film.
Znowu poczuła się jakby była jego własnością. Jak zakładniczka uwięziona w jego
pięknej willi na tej rajskiej wyspie. Tęskniła za Londynem, za pracą. Tutaj czuła się sa-
motna i znudzona. Loukas całe dnie spędzał w Atenach. Postanowiła mu udowodnić, że
bycie w ciąży nie jest równoznaczne z byciem inwalidką!
A przede wszystkim chciała znowu odzyskać kontrolę nad swoim życiem. Tylko w
jaki sposób?
Po śniadaniu Belle postanowiła wybrać się na spacer, aby chociaż na chwilę wy-
rwać się z tego luksusowego więzienia. Samotnie zwiedziła zakątki malowniczej Aury, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl