[ Pobierz całość w formacie PDF ]
skłonie malutka czarna plamka przecinała horyzont z szybkością meteoru i za
chwilę znikła za dalekimi górami. Mógł to być ów wieprz.
Czesanie krów nie należy chyba do zwyczaju nawet w stanie Michigan. Ta
jednak nigdy nie wymagała dojenia, więc musiał znalezć się na nią jakiś
zastępczy środek, równie dokuczliwy. Drażnienie jej skóry zgrzebłem uznano
widać za najdotkliwszy dowód troskliwej opieki. Przynajmniej ona tak
uważała. Podejrzewam jednak, że ciotka naprawdę myślała, że zabieg ten
wychodzi dobremu bydlęciu na korzyść. W każdym razie wynajmując parobka,
stawiała mu zawsze jako warunek czesanie krowy każdego ranka. Nie mam
pojęcia, ilu parobków krowa usunęła z pracy na farmie mojej ciotki, ale sądząc
po liczbie kulawych w tej części kraju, powiedziałbym, że sporą ilość. Kulały
nawet dzieci, ale chyba dziedzicznie.
Myślę, że ciotka prowadziła wadliwą gospodarkę. Wprawdzie robocizna
nic ją nie kosztowała, gdyż wszyscy parobcy rzucali pracę, zanim uzbierało im
się wynagrodzenie, ale w miarę jak sława krowy rozprzestrzeniała się na
sąsiednie stany, coraz trudniej było wynająć kogoś do roboty. A na dodatek
krasula była stale zle uczesana. W okolicy zaczęło kursować powiedzonko: A
niech krowa kopnie takie gospodarstwo! prostacka metafora, z której miało
wynikać, że ziemia leży odłogiem, a zagroda chyli się do ruiny.
Do ciotki nie przemawiały żadne perswazje zgadzała się na wszystko,
ale nie naprawiała niczego. Mąż jej usiłował właśnie metodą perswazji ratować
gospodarkę i wygrywał wszystkie dyskusje, aż wyperswadował się szybko na
tamten świat. Pogrzeb jego opóznił się o cały dzień, zanim udało się ściągnąć
drugiego przedsiębiorcę pogrzebowego, pierwszy bowiem na prośbę wdowy
zgodził się nieopatrznie uczesać krową.
Od tego czasu moja ciotka Pacjencja nie figurowała na rynku
matrymonialnym; miłość do krowy nie zostawiła w jej sercu miejsca na
bardziej naturalne i korzystniejsze uczucie. Kiedy jednak ujrzała nieobsiane
pole, niezebrane plony, miedze zarośnięte wybujałym głogiem, a łąki ozdobione
pysznym kanadyjskim ostem, pomyślała sobie, że musi mieć partnera.
Gdy wyszły na jaw matrymonialne zamiary ciotki Pacjencji, w okolicy
wybuchła panika. Księgi stanu cywilnego wykazują, że w ciągu tego jednego
roku zawarto więcej małżeństw niż w obu dziesięcioleciach przedtem i
potem. Panowie żenili się z kucharkami, z praczkami, z matkami swoich
zmarłych żon, z siostrami swoich wrogów z kim tylko się dało; a kto nie
potrafił w uczciwy sposób zdobyć sobie żony, szedł do sędziego pokoju i pod
przysięgą składał oświadczenie, że ożenił się dawno z pewną panią w Indianie.
Taki był strach przed dostaniem się żywcem w związki małżeńskie z moją
ciotką Pacjencja.
Otóż ciotka była raczej stanowczą niewiastą, jak czytelnik zdołał
zauważyć. Ponieważ niezwykła epidemia małżeńska oszczędziła jednego tylko
kawalera do wzięcia w całym powiecie, ciotka zagięła parol na tego właśnie
jedynaka. Wzięła furę i przywiozła go sobie do domu. Okazało się, że był to
długi jak tyczka pastor metodystów, nazwiskiem Huggins.
Mimo niebotycznego wzrostu wielebny Berosus Huggins należał do
sympatycznych ludzi i nie pozwalał wystrychnąć się na dudka. Przypuszczam
jednak, że tak szpetnego osobnika nie było w całej Ameryce Północnej
chudy, kanciasty, z trupim obliczem i ponury nie do pojęcia. Nie rozstawał się
z czarnym kapeluszem, który wbijał na głowę tak głęboko, że rondo niemal
zakrywało mu oczy, a uszy w swej wybujałej ozdobie ginęły pod kapeluszem.
Na widok jego pomarszczonych butów zdawało się, że słowo pucować wyszło
dawno z użycia. Nosił dopasowany czarny surdut, którego poły o nadprzy-
rodzonej długości wlokły się za nim po ziemi, zgarniając rosę. Zapinał go
zawsze na wszystkie guziki. Wyglądał w tym stroju jak całkiem przyzwoite
straszydło. Ilekroć wyszedł na pole, zlatywały się do niego całe chmary wron i
walczyły zaciekle, aby zająć na nim najlepsze miejsce na znak pogardy dla
kiepskich pomysłów gospodarza.
Następnego dnia po ślubie ciotka Pacjencją zawezwała wielebnego
Hugginsa na naradę i tak mu przedstawiła swoje zamiary:
Otóż, drogi Huggusiu, powiem ci, co masz do roboty. Najpierw masz
naprawić płoty, oczyścić miedze z chwastów i głogów bezlitosną ręką. Potem
masz wyplenić kanadyjski oset, naprawić wóz drabiniasty, pochodzić trochę za
pługiem, no i w ogóle zrobić jaki taki porządek. To ci wybije figle z głowy co
najmniej na dwa lata. Naturalnie zrezygnujesz na razie z obowiązków
duszpasterskich. Kiedy tylko wykonasz, co ci... Och, zapomniałam o biednej
Febe! Jeśli chodzi o nią...
Szanowna małżonko przerwał jej dostojny mąż z chęcią zaprowadzę
wszelkie reformy gospodarcze, jeśli taka jest wola Opatrzności. Ale
wspominasz o siostrze... Ufam, że nie jest to płocha osoba. Czyżbym miał
przyjemność ją znać? Imię rzeczywiście kogoś mi przypomina, ale...
On nie zna Febe! zawołała ciotka w szczerym zdumieniu. Myślałam,
że zna ją cały powiat. Ależ, człowieku, każdego pięknego ranka będziesz jej
szorował nogi przez całe swoje życie doczesne!
Zapewniam cię, szanowna małżonko odparł wielebny Bero-sus z
godnością że jestem gotów służyć duchowym potrzebom siostry Febe w
miarą moich skromnych możliwości. Ale, dalibóg, czysto świeckie posługi, o
jakich mówisz, winno się powierzyć komu innemu, oddać w zdolniejsze i,
śmiem rzec, niewieście ręce.
Ciotka wytrzeszczyła oczy ze zdumienia.
Och, ty stary durniu! zawołała. Febe to krowa!
W takim razie powiedział jej małżonek z niezmąconym spokojem
oczywiście spada na mnie troska o jej dobro cielesne. Czeka mnie wprawdzie
walka z szatanem i ostem kanadyjskim, ale z radością poświęcę każdą wolną
chwilę kończynom Febe.
Z tymi słowy wielebny Huggins wcisnął kapelusz na oczy, odmówił nad
żoną krótkie błogosławieństwo i wyniósł się na podwórze.
Otóż należy wyjaśnić, że wiedział od początku, kim jest Febe i znał z
opowiadań jej wszystkie grzeszne nawyki. Ponadto miał już zaszczyt złożyć jej
wizytę, przez godzinę pozwalał jej oglądać się ze wszystkich stron, oczywiście
na dystans. Jednym słowem on i Febe przeprowadzili wzajemny rekonesans
i przygotowali się do działań zaczepnych.
Wśród przedmiotów zbytku, które złożyły się na wiano zacnego pastora,
znajdowała się solidna pompa z lanego żelaza, która miała ponad siedem stóp
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona Główna
- Arango Sascha Prawda i Inne KĹamstwa
- Wybór opowiadań Antoni Czechow
- 77.Fiolki sa niebieskie .JAMES PATTERSON
- Antologia ZĹota podkowa 42 Oczy alchemika i inne opowiadania
- Jan Himilsbach Ĺzy SoĹtysa i inne opowiadania
- Andrzej Sejan_Intruz i inne opowiadania
- Erckmann Chatrian Chatrian El bloqueo
- Alan Dean Foster Commonwealth 05 Sentenced to Prism
- 49 3 83
- Forgotten Realms Anthologies 04 Realms of the Underdark
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- sklep-zlewaki.pev.pl