[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kiedy noszę czerwone rzeczy. Kupiłam ci w sklepie suchą żywność, żebyś miała co jeść, ale jeszcze
jest w samochodzie. Przyniosę wszystko, kiedy mama pójdzie spać. Musisz przestać przestawiać rze-
czy na dole. Doprowadzasz Helenę do szaleństwa. Nie rozumie, co się dzieje. A, i kupiłam ci kanapkę
u Chloe, ale zjadłam ją w drodze do domu.
- Josey, muszę ci powiedzieć coś ważnego - oznajmiła Della Lee z powagą. - Wahałam się, czy
to ma coś wspólnego z tym, że tu jestem, ale sądzę, że tak, więc powinnaś się dowiedzieć.
- Niech zgadnę. Jesteś seryjną szafową dziką lokatorką i nie ja pierwsza padłam twoją ofiarą.
- Nie. - Della Lee sięgnęła w głąb szafy i przyciągnęła pudło, które Josey zabrała z jej domu.
Ustawiła je między sobą i Josey. - Zajrzyj do środka.
Josey przysunęła pudło do siebie i uniosła pokrywkę.
- Widzisz te zeszyty? - spytała Della Lee. - Należały do mojej matki. Proszę. Możesz je przej-
rzeć.
Josey wzięła zeszyt leżący na samym wierzchu. Był to zwykły kołonotatnik, jaki dzieci noszą
do szkoły. Kartki były cienkie i poszarzałe, ale słowa, chyba pisane flamastrem, pozostały wyrazne.
- To pamiętnik?
- Raczej rejestr. Moja matka lubiła śledzić Marca Cirriniego i zapisywać wszystkie jego czyn-
ności. Robiła to niemal dwadzieścia lat. Kiedy byłam mała, woziła mnie po mieście naszym samocho-
dem, podążając za nim jak cień. Pamiętam, jak wysiadywałyśmy godzinami przed domami, urzędami i
schroniskiem narciarskim, bo on tam był. Mama przez cały czas mamrotała do siebie i przeklinała go,
gryzmoląc w tych zeszytach. Czasami, gdy parkował samochód, wychodziła i wyłamywała mu wycie-
raczki albo zarysowywała drzwi, a potem wracała pędem i zaśmiewała się z tego. Obsesyjnie chciała
wiedzieć, co robi i z kim jest.
Josey z zażenowaniem przerzuciła parę kartek. Większość notatek wyglądała jak ta z trzydzie-
stego marca sprzed dwudziestu trzech lat:
Marco przejechał przez ulicę Górską.
Marco zaparkował na siódmym miejscu parkingowym z brzegu.
Marco wrzucił dwadzieścia centów do parkometru.
Marco ma na sobie szary garnitur z czerwonym krawatem.
Stali na chodniku i rozmawiali. Marco roześmiał się trzy razy. Dotknęła jego rękawa.
R
L
T
Numery rejestracyjne samochodów na ulicy: ZXL-33, GGP-40, DIW-07, FNE-82, HUN-61,
CMC-75, DFB-93.
Josey zamknęła zeszyt, odcinając się od bijącej z jego stron gorączkowej energii.
- Nie rozumiem. Dlaczego twoja matka to robiła?
Marco Cirrini był postacią bardzo znaną ale o ile wiedziała, nie miał prawdziwych wrogów. Ze
wstydem uświadomiła sobie, że bardzo niewiele wie o ojcu - tylko to, że wszyscy twierdzili, iż jest
wielki, no i były także te urywki informacji, które czasami jej wyjawiał podczas niedzielnych przejaż-
dżek. Miał w schronisku własne mieszkanie i rzadko sypiał w domu.
Della Lee przesunęła językiem po krzywych przednich zębach. Zastanawiała się nad odpowie-
dzią.
- Moja matka miała problemy ze sobą - odpowiedziała wreszcie. - I była zbyt piękna jak na swój
stan ducha. Zawsze wyglądała, jakby wiedziała więcej niż naprawdę. Uciekła z domu jako szesnasto-
latka, bo ojczym ją molestował. Rzuciła liceum i została kasjerką w supermarkecie. Poznała mojego
ojca i uznała go za swojego zbawcę. Uwielbiała mi opowiadać, jak pewnej soboty siedziała na ławce w
centrum, popijając przez słomkę pepsi-colę, kiedy on podszedł do niej i powiedział:  Nigdy nie wi-
działem piękniejszej dziewczyny. Mogę ci postawić obiad?". Jak w kinie. Urodziłam się dziewięć mie-
sięcy pózniej. Matka miała osiemnaście lat.
Josey zastanowiła się; jak przez mgłę przypomniała sobie matkę Delli Lee, małą, ładną i gwał-
towną jak ona, ale o wielkich, zielonych oczach lalki.
- Twoja mama nazywała się Greenie Baker, tak?
- Tak.
- Pamiętam ją z widzenia.
- Wcale mnie to nie dziwi. Jeżdżenie za tobą i ojcem, kiedy wybieraliście się na niedzielne wy-
cieczki, było jej ulubionym zajęciem.
- Jezdziła za nim, kiedy z nim byłam? Della Lee przytaknęła.
Trzy wątki, jak trzy nitki, zaczęły się ze sobą splatać.
- Byłaś z nią?
- Czasami. Ale kiedy dorosłam na tyle, że mogłam zostać w domu sama, zostawałam. Nie zno-
siłam za wami jezdzić. Po prostu nienawidziłam. Ale potem zawsze mi o tym opowiadała, gdzie cię
zabrał, jak się śmiałaś, kiedy z nim byłaś. Czasami aż zatykałam uszy palcami. Nie chciałam słuchać,
że jest dla ciebie dobrym ojcem.
- Co się stało z twoim tatą?
- Zmarł, kiedy miałam dziewiętnaście lat.
- I pozwalał twojej matce tak postępować?
R
L
T
- Nie wiem, czy w ogóle wiedział. Poznałam go dopiero, kiedy miałam dziewięć lat. Gdy się
urodziłam, dał mojej matce pieniądze. Kupił jej dom. Kupił jej samochód. Kupił jej milczenie.
- Dlaczego? - spytała Josey, chłonąc każde słowo Delli Lee.
- Pewnie dlatego, żeby jego żona się nie dowiedziała. Ale kiedy miałam dziewięć lat, moja mat-
ka, Panie świeć nad jej duszą, poszła do niej.  To jest córka pani męża" - powiedziała, pamiętam to.
 Proszę się jej przyjrzeć. To jego krew, a on nie chce się z nią nawet spotkać".
- Musiałaś to bardzo przeżyć.
- Właściwie tego dnia wszystko nabrało sensu. Wtedy zrozumiałam, dlaczego moja matka jez-
dzi po mieście za Markiem Cirrinim.
- Dlaczego?
Della Lee spojrzała na coś za ramieniem Josey. Powiodła wzrokiem po sypialni.
- Byłam raz w twoim domu. Tego dnia, gdy miałam dziewięć lat. Stałam w twoim salonie. No,
właściwie to jeszcze się nie urodziłaś, więc wtedy to nie był twój salon. Nie mogłam uwierzyć, że ist-
nieje coś tak pięknego. Aż pachniał bogactwem.
Josey zaczęła się otrząsać, wycofywać. Nie, nie. Nie chciała poznać zakończenia tej historii. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl