[ Pobierz całość w formacie PDF ]

najszybciej przyleć nad urwisko.  Dotknęła jego dłoni.
Ten drobny gest nie miał żadnego znaczenia, lecz zara-
zem był bardzo wymowny.  Dziękuję ci... kochany.
ROZDZIAA DWUNASTY
Do tej pory gładkie jak stół morze pod wieczór za-
częło się burzyć. Południowo-zachodni wiatr gonił fale,
które z łoskotem rozbijały się o przybrzeżne skały. Gdy
Marcus wyprowadził łódz na pełne morze, zaczęło nimi
niemiłosiernie huśtać.
 Zawiąż porządnie tę kamizelkę!  krzyknął.
Jego łódz należała do najlepiej wyposażonych na
całej wyspie. Całe szczęście, że gdy nadeszła wielka
fala, nie była przycumowana na przystani, lecz wypły-
nęła w morze. Akurat tego dnia Marcus miał wolny
dzień. Teraz prowadził ją wprawną ręką.
Jacy oni są podobni, Grady i Marcus, pomyślała.
Jest między nimi dwadzieścia lat różnicy, ale za dwa-
dzieścia lat Grady będzie taki sam jak ten rybak. A jed-
nak...
Nie, Grady nie jest taki jak Marcus. Marcus kocha
bezgranicznie swoją rodzinę oraz wyspę i patrzy na
świat ze stoickim spokojem. Bije z niego akceptacja
i zadowolenie z życia, jakie wybrał.
Grady natomiast... jest tu zaledwie od dwóch dni,
a już myśli o nowych wyzwaniach.
Aódz mknęła jak strzała, prując białe grzywy fal. Ich
celem był południowy cypel.
 Dobrze się czujesz?  Marcus przekrzykiwał ryk
morza.
134 MARION LENNOX
 Dobrze!  Jeśli pyta o chorobę morską, bo prze-
cież jest chora ze strachu.
 Przyleciał twój facet!  Wskazał na migotliwe
światełko unoszące się nad urwiskiem. Upłynęło dopie-
ro dwadzieścia minut, a on już zdążył skompletować
załogę.
Jak Marcus go nazwał? Moim facetem? Głupi żart.
 Jesteśmy blisko  poinformował ją Marcus. W tej
samej chwili podszedł do niej jeden z jego ludzi, niosąc
uprząż.
 To lina asekuracyjna  powiedział.  Zastawia-
my tu pułapki na langusty, ale nie w taką pogodę. Tu nie
jest niebezpiecznie, jeśli się wie, co się robi, a my wie-
my, ale zawsze pracujemy w uprzęży.
Podpływali do urwiska. W dzieciństwie wraz z oj-
cem i siostrą łowili tu ryby. Za dnia. Teraz, po ciemku,
najeżona ostrymi głazami czarna skała wydała jej się
upiornie złowieszcza.
Rybak, który przypiął jej linę, włączył reflektory.
Robbie. Hamish. Gdzie oni są?
Silny słup światła omiatał skalną ścianę. Czy przy-
pływając tutaj, postąpili irracjonalnie? Czy ciało Hami-
sha od dawna jest w morzu? Czy Robbie jest w innej
części wyspy i tam szuka przyjaciela, którego nie znaj-
dzie?
Nie będzie płakała. Nie płakała, porzucając Gra-
dy ego ani gdy umierała Beth. Teraz też jej nie wolno,
mimo że tak bardzo jest jej żal biednego Robbiego.
Nieustannie wpatrywała się w urwisko, lecz z każdą
chwilą ogarniał ją coraz większy strach. Zmigłowiec
zawieszony w powietrzu również wycelował swoje
szperacze na ścianę.
OCALONA WYSPA 135
Jeśli chłopcy tam są, przynajmniej będą wiedzieli, że
ktoś ich szuka, pomyślała. Wszyscy ich szukają. Aącz-
nie z Gradym. O dziwo, ta irracjonalna myśl podniosła
ją na duchu. Znajdowali się jakieś pięćdziesiąt metrów
od urwiska. Bliżej Marcus nie odważył się podpłynąć.
Między nimi i ścianą otwierała się prawdziwa kipiel,
z której wystawały ostre skały.
 Musimy nieco się oddalić  orzekł Marcus.
W chwili, gdy Morag odwróciła się w jego stronę,
drugi rybak zawołał:
 Tam! Jedna trzecia od góry! Poświeć w prawo!
Nie, cholera, wydawało mi się...
Słup światła się przesunął. Jeszcze trochę. Marcus
nagle zmienił wcześniejszy zamiar, ktoś inny rzucił się
do radia, ponieważ na skalnej półce...
 To Hamish  szepnęła Morag, nie spuszczając
wzroku z chłopca, jakby za moment miał zniknąć. Lecz
on tam stał, rozpaczliwie wymachując ramionami i coś
krzycząc.  To Hamish.  Azy popłynęły jej po poli-
czkach. Nareszcie jakiś happy end. Zawiadomi Rob-
biego. Ci na górze go znajdą i przekażą mu wiadomość,
że jego przyjaciel żyje.
 Zdejmą go z helikoptera!  krzyknął do niej Mar-
cus.  Spuszczą kogoś.
Jasne. Bo tam jest Grady.
 Czy to jest pies?  Marcus wytężał wzrok.
 Ja widzę dwa psy  oznajmił rybak stojący
obok Morag. Przetarł soczewki w lornetce i ją jej
podał.  Dwa, jak Boga kocham! Skąd one się tam
wzięły?! Czy to nie jest ten debilny Mutt naszego
pisarza?
Mutt, znudzony pustelniczym trybem życia swego
136 MARION LENNOX
pana, często uczestniczył w wyprawach Hamisha i Rob-
biego.
Morag dostrzegła wielkie czarne psisko skulone za
chłopcem, wyraznie przerażone hałasem i światłem re-
flektorów. Trudno mu się dziwić.
 Ja widzę tylko jednego psa  powiedziała.  Mut-
ta. William będzie wniebowzięty.
Dlaczego Hamish nie przestaje krzyczeć i wymachi-
wać rękami? Na miły Bóg, chyba nie boi się śmigłow-
ca? Może być głodny i spragniony, ale dlaczego sprawia
wrażenie przestraszonego? Przecież już go znalezli.
I zaraz go stamtąd zdejmą.
Przetarła sól z soczewek. I znieruchomiała. Zza skal-
nego załomu wyłonił się drugi pies. Biszkoptowy gol-
den retriever. O Boże, to Elspeth!
Jeśli tam jest Elspeth, to musiała przyjść z Robbiem!
To znaczy, że Robbie schodził z góry! Nagle pojęła,
że Hamish rozpaczliwie wskazuje im na wodę.
 Robbie spadł do morza!  krzyknęła przerazliwie,
doskakując do reflektora, ale rybacy ją ubiegli i już
kierowali światło na białą kipiel.
 Gdzie?
Dostrzegli go w tej samej chwili. Rude włosy tuż nad
powierzchnią wody. Jego blada twarzyczka na moment
wynurzyła się, po czym zalała ją kolejna fala.
Morag zdarła z siebie nieprzemakalny kombinezon,
zrzuciła buty.
 Dajcie mi linę!
 Grady spuści się po niego ze śmigłowca  krzyk-
nął Marcus.  Jesteśmy w kontakcie.
 To za długo! On zaraz utonie. Popłynę.
 Zostań. Roztrzaskasz się na skałach!
OCALONA WYSPA 137
 Razem się roztrzaskamy. Dajcie mi linę, a jak nie,
to i tak popłynę.  Marcus patrzył na nią przerażony.
 Wiesz, że pływam lepiej od ciebie.  To prawda,
w dzieciństwie była najlepsza na wyspie.
Marcus dłużej się nie upierał. Wydał ludziom pole-
cenie, by przypięli linę do jej uprzęży.
Grady wyruszył, jak tylko Jaqui zmieniła go przy
Hubercie. Nie był dobrej myśli. Jakie szanse ma dziecko
uwięzione na urwisku przez półtorej doby? Gdy jednak
ludzie na łodzi wypatrzyli Hamisha, uwierzył w cuda.
 Max, możesz podejść bliżej?  zapytał pilota.
 Psy zdejmiemy rano  orzekł Doug.  Teraz naj-
ważniejszy jest dzieciak.
Chłopiec sprawiał wrażenie zdrowego, ale na grani-
cy histerii, sądząc po tym, jak wrzeszczał.
 Niech go pan ratuje  szepnęła May Rafferty.
 Za kilka minut go pani dostarczę  obiecał jej
Grady.  Psy muszą poczekać.
 Psy?  zdziwiła się May, ale nie doczekała się
wyjaśnienia, bo odezwał się głos w radiotelefonie:
 Robbie jest w wodzie!
Co takiego?! Grady padł na podłogę, by w poświacie
reflektorów wypatrywać rudej głowy. Jest!
 Morag wchodzi do wody!  zawołał Doug.
Grady przeniósł wzrok na łódz.
Morag już płynęła.
Heroicznie walczyła z falami, by jak najszybciej
znalezć się tam, gdzie przed chwilą widziała Robbiego.
Dzięki reflektorom mogła się zorientować, jak płynąć.
Po lewej szczelina między skałami. Musi tam do- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl