[ Pobierz całość w formacie PDF ]

postêpowa³a ochmistrzyni. - Sêdziwoj wita³ siê z ubóstwion¹.
35
- Przecie¿, najdro¿sza! doczeka³em ciê znowu, wiêc dzieñ ten nie stracony, bo teraz ja ¿yjê
tylko, gdy ciebie widzê, reszta jest d³ugim, nudnym czekaniem wieczoru!
- Kochany - rzek³a Adela - ty siê tak nara¿asz, ja dr¿ê, aby to szczêScie zbyt prêdko siê nie
rozchwia³o, Reudlin nas Sledzi! Przebacz, i¿ w tej chwili o tym do ciebie mówiê, ale serce
moje przysz³oSæ ca³ym ciê¿arem tak ciê¿ko przywala, i¿ mimo ca³¹ walkê, dusza tylko nie-
szczêScie przeczuwa!
- Zaufaj mi, Adelo, i zapomnij o tych ciemnych przeczuciach. Tobie, kochane dzieciê, serce
dr¿y tak lêkliwie w piersiach, jak pierzchliwa ³ania, co w ka¿dym st¹pieniu po lesie s³yszy
mySliwca, chocia¿ ten spokojnie w domu spoczywa. Kiedy teraxniejszoSæ nasza, na co mamy
blad¹ przysz³oSæ badaæ.
- TeraxniejszoSæ - rzek³a smutnie dziewica - a ojciec mój! A to ukrywanie siê?...
- Jeszcze czas, jesteS wolna, uciekajmy; czegó¿ masz ¿a³owaæ? Czy rodziny, która ciê dla
pieniêdzy i znaczenia poSwiêca? Czy tych gmachów, w których tylko jesteS pierwsz¹ niewol-
nic¹? Gdzie co chwila dr¿eæ musisz, aby fala wypadków nie zamieni³a waszej siedziby w ku-
pê gruzów, a was w dumnych ¿ebraków! Uciekajmy do mojej ojczyzny. Ja dziS nie ofiarujê
ci ani bogactw, zbytku, ani honorów, ale ci dam spokojnoSæ, swobodê i mi³oSæ bez granic;
tam, wolni od k³opotów, ¿yæ mo¿em, tam mi³oSæ raj nam otworzy!
- Najdro¿szy, na jak¹¿ mnie wystawiasz próbê, nie mów tak! W z³¹ godzinê mySl ta ci przy-
sz³a, nie wymagaj, abym s³uchaj¹c ciê wpad³a w przepaSæ poni¿enia i wstydu!
- Ja czyta³am, mnie opowiadano, ja wierzê w to, ¿e mi³oSæ nie jest wieczyst¹, ¿e mi³oSæ wa-
sza prêdzej niknie od naszej; a gdyby tak siê sta³o, gdyby od ucieczki po³¹czonych mi³oSæ
nasza znik³a, czy nie pomySla³byS sam, spojrzawszy na mnie obojêtnie: to jest kobieta, która
opuSci³a ojczyznê, wyrzek³a siê swego nazwiska, swojej rodziny, wzgardzi³a religi¹, zdepta³a
wszystkie stosunki, aby dogodziæ chwilowej ¿¹dzy i namiêtnoSci! - Czy nawet wtedy nie
pomySla³byS: ona, wyrzekaj¹c siê w³asnego szczêScia, zagrodzi³a mi do szczêScia drogê!
Mo¿e byS przekl¹³ chwilê, w której bym przysta³a na porzucenie tego zamku moich przod-
ków.
- O! masz s³usznoSæ! jeszcze pora przypominaæ mi, ¿e zwi¹zek nasz jest wystêpkiem. Trzeba
strzec siê Swiadków; ale jeSli tak jest, to zakryj to niebo, aby przysi¹g naszych nie s³ysza³o,
aby gwiazdy nas nie b³ogos³awi³y, bo jutro mo¿e do nich przylgn¹æ wyrzut krzywoprzysiê-
stwa.
- Drogi! tyS zawsze dziki, gwa³towny, moj¹ roztropnoSæ i obawê stracenia ciê karcisz tak
krwawo, ale zechciej pamiêtaæ, co nas rozdziela: religia, maj¹tek, urodzenie! - to przepaSæ do
przebycia - a ja taka s³aba!
- O, jak rozumnie! ta ch³odna rozwaga honor ci czyni! Gdy mnie wszystko pali, wre, gdy
ca³¹ przesz³oSæ i przysz³oSæ jak w szkle pal¹cym w jedno zbijam ognisko, w tê jednê chwilê
i w niej ca³y Swiat, niebo widzê! - Ty tak zimno rachujesz godziny i stosunki! - Stokroæ prze-
klêty, kto tobie da³ tyle rozs¹dku.
- A wiêc widzê teraz - rzek³a Adela ze ³zami - ¿e mi³oSæ twoja nie jest mi³oSci¹, ale sza³em,
który nie pyta o przysz³oSæ i ofiary! - Gdy tutaj przychodzê, serce drga rozkosz¹, rozumiem,
i¿ czerpnê pociechy, ¿e ty mnie natchniesz, wynajdziesz radê do zwalczenia przeszkód, a ty...
- Adelo! p³aczesz? - zawo³a³ padaj¹c jej do nóg - to znowu ja teraz b³agam twej litoSci, two-
jego rozs¹dku! Niechaj ³zy twoje nie spadaj¹ na mnie, bo piek¹ jak roztopione ¿elazo! Ty nie
uwa¿aj na te moje s³owa, ale rozkazuj mi! - To szatan mój, który czêsto mnie unosi. To ten
36
sam szatan, który, gdy dzieckiem by³em, na szczyty wal¹cych siê ruin, na najwy¿sze dêby
i ska³y wdrapywaæ mi siê kaza³; nad urwiska mnie wodzi³ i z g³êbi przepaSci do siebie nêci³!
- Adelo! ten szatan nie opuSci³ mnie teraz, tylko ty go na chwilê uSpi³aS, ale on czyha zdra-
dziecko na godzinê, w której by z sw¹ przeklêt¹ w³adz¹ na nowo wybuchn¹³. Nie odpychaj
mnie od siebie, bo jestem jako Samson twymi pêtami skrêpowany, któremu czarownym na-
pojem odebrano si³ê i tylko u nóg twoich spoczywaæ pragnê!
- S³abe s¹, o luby - rzek³a Adela - wiêzy rêk¹ kobiety splecione, i nie mam¿e siê obawiaæ co
chwila, aby gwa³townoSæ i nieopatrznoSæ twoja ich nie rozerwa³y?
- Przysiêgam ci na Boga, którego duch piersi moje zapali³, i¿ sam nie wyrzeknê siê ciebie, po-
zostanê twoim niewolnikiem dopóki jedno tchnienie te twoje czarowne usta o¿ywiaæ bêdzie!
- Nie przysiêgaj, ukochany - rzek³a smutno odwracaj¹c siê dziewica - czy¿ los s³ucha naszych
przysi¹g?
- Tak jest - z wzrastaj¹cym zapa³em rzek³ Sêdziwoj - los mo¿e nam byæ pos³uszny, tylko ty
zechciej, a szczêScie u nóg twoich uklêknie!
- Nie, nigdy! je¿eli Bóg nas nie po³¹czy, mo¿e nie prze¿yjê tej chwili, ale nie ¿¹daj, abym
z wyroków Najwy¿szego siê wy³amywa³a.
- S³uchaj, Adelo! Ty dot¹d nie rozumiesz mnie albo nie chcesz rozumieæ, i nie zapomnienia,
ciemnoSci i wyrzutów dla ciebie ja pragnê, lecz chwa³y, jak nikt mo¿e jeszcze, dla mojej ko-
chanki! - Od pocz¹tku, kiedy czuæ i mySleæ zacz¹³em, nigdy nierad w teraxniejszoSci, niespo-
kojny, ogl¹da³em siê, jakbym oczekiwa³ kogoS, czu³em niezmiern¹ samotnoSæ mojej duszy.
Z miernej zrodzony familii, wzdycha³em, marzy³em, chcia³em dobiæ siê wy¿szoSci, stan¹æ na
pierwszym szczeblu i w tym ogromnym szeregu liczb, które stanowi¹ ludzkoSæ, wyskoczyæ
na czo³o - inn¹, szczêSliwsz¹ nadaæ twarz Swiatu!
- To by³y marzenia dziecinne!
- Wyrós³szy na m³odzieñca pozna³em naukê i spostrzeg³em, i¿ ona jedna jest w stanie otwo-
rzyæ mi wrota do nowego ¿ycia. Ta nauka tajemna, o której tylu nawet w¹tpi, ów klucz nad-
ziemskiej potêgi, ja poSwiêci³em jej ¿ycie i wszystkie jego rozkosze. Lecz im bardziej brn¹-
³em, tym gmach ca³y wydawa³ mi siê niezmierniejszym labiryntem. Ogrom jego przywala³
s³ab¹ mySl moj¹, w tysi¹cach kolumn tego gmachu, którego szczyt ukryty w ob³okach, b³¹ka-
³em siê niepewny. W poSrodku tej nauki, tej jedynej ¿¹dzy mego ¿ycia, jeszcze mi kogoS bra-
k³o; serce by³o niespokojne, ciemno i martwo doko³a, wtedy spotka³em ciebie. Pamiêtasz, raz
pierwszy w waszej pracowni, ojciec twój przywiód³ was dla pokazania doSwiadczeñ; spoj-
rza³em na ciebie i odt¹d sta³aS siê duchem o¿ywiaj¹cym, Swiat³em moich biednych mySli.
Mi³oSæ natchnê³a nowe ¿ycie w moj¹ naukê - ty sta³aS siê celem. Odt¹d razem posiad³yScie
moje serce. Wszêdzie widzia³em ciebie i tylko ciebie. Na krzepniej¹cej pow³oce metalu za-
miast gwiazdy jutrzenki o¿ywnego s³oñca b³yszcza³y mi twoje xrenice; nieme i suche zagad-
ki odwiecznych rêkopismów szepta³y mi twoje imiê - to imiê, którego wdziêk czarodziejski
natchnie mnie si³¹ geniusza i doprowadzi do zaklêtej bramy...
- Bo¿e! - rzek³a dziewica - b³ogos³aw twoim marzeniom, lecz mimowolne niedowierzanie
zape³nia moje serce. Ojciec mój poSwiêci³ niema³o z³ota zwodniczym badaniom. A nawet,
gdybyS by³ bliski celu, gdybyS zdoby³ palmê, to mi coS wewnêtrznie szepce, ¿e mi³oSæ moja
pêtami, a nie skrzyd³em jest dla ciebie...
- Najdro¿sza, nie w¹tp na chwilê! Gdy namawia³em ciê do ucieczki, to z wiar¹, i¿ wkrótce
wrócê do twego ojca, do twoich dumnych baronów, posiadaj¹c tajemnicê zamieniania pod-
37
³ych metali na z³oto, zasypiê nim ich tarcze herbowe i ich przodków grobowce - a wszak¿e
oni tego tylko pragn¹! A gdyby i to nie wystarcza³o dla chciwoSci, to w jego rêce z³o¿y³bym
odwieczny sekret. A wtedy on móg³by niewyczerpanym potokiem zlewaæ wszechmocnoSæ na
ca³¹ ziemiê, bo z³oto w tym wieku zepsucia jest wszechmocnym! Ten wal¹cy siê zamek na
ca³e Niemcy by zajaSnia³ niewidzianym dot¹d Swiat³em. On by móg³ legiony mocarzy utrzy-
mywaæ na swoim ¿o³dzie, ³zy nêdzy na Smiech wesela, dumê i si³ê na jêki zgryzoty zamie-
niaæ! Wola jego z³otymi strumieniami p³ynê³aby w ¿y³y ludzkoSci, nowe dzie³a, nowe cuda
wywo³a³aby g³osz¹c imiê jego do koñca wieków. - I có¿ mo¿e cz³owiek wiêcej wymagaæ? [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl