[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dyskrecja w czasach, kiedy ogólny bilans malwersacji, defraudacji i wszelkich
sprzeniewierzeń finansowych przewyższa dziesięciokrotnie wartość łupów zdobytych przez
pospolitych bandytów w całej Republice Francuskiej.
 A zatem, pani zdaniem, kiepscy z nas myśliwi?
 Tak. Zastawiacie sidła na drobne ptaszki, ale nie polujecie na grubego zwierza.
 Pani mnie prawie nie zna, wyniki moich poprzednich dochodzeń świadczą o czymś
wręcz przeciwnym...
Miałem zamiar szerzej rozwinąć ten temat, pragnąłem, żeby mnie wreszcie przestała
uważać za przeciętnego nędznego gliniarza, ale nie chciałem też uchodzić w jej oczach za
faceta, który się bez przerwy usprawiedliwia. Powtórzyłem w myśli zdanie, które już miałem
na końcu języka, ale dialektyka uczuć nakazała mi powściągliwość. Pogrążyłem się więc w
milczeniu. Klaudyna spostrzegła moje zmieszanie. Skorzystała z tego, by przejść do kolejnej
ofensywy.
 System bardzo sprawnie strzeże swoich interesów... Policja jest jednym z
najważniejszych ogniw skomplikowanego urządzenia zabezpieczającego. Od czasu do czasu
należy znalezć jakąś pokazową ofiarę, zademonstrować, że w wyższych sferach też się
trafiają parszywe owce. A przy okazji udowodnić, że siła moralna warstwy uprzywilejowanej
polega na zdecydowanym odcięciu się od zdeprawowanych jednostek. Landru, doktor Petiot...
Takich jak oni obciąża się maksymalnie, spycha się te potwory w ludzkim ciele na margines
patologiczny, podkreśla ich nienormalność. Bezrobotny, który włamał się do sklepu
spożywczego, jest postacią powszednią i na swój sposób normalną. Ukazuje się go jako
typowego przedstawiciela klasy niższej, jako produkt środowiska, nie zaś systemu, który go
skazał na nędzę i zmusił do kradzieży.
 Gdyby ludzie postępowali zgodnie z pani rozumowaniem, wszyscy bezrobotni zostaliby
przestępcami. Na szczęście tak nie jest.
Klaudyna westchnęła głęboko. Jej letnia bluzeczka rozchyliła się na piersi, przez ułamek
sekundy mignęła połyskująca czerń stanika obszytego koronką. Moje serce wybite ze
spokojnego obiadowego rytmu gwałtownie załomotało.
 Nie chce mnie pan wysłuchać do końca. Mogę się zgodzić, że wielki dyrektor i zwykły
biedak są pod wieloma względami zupełnie równi. Każdy z nich na przykład ma jednakowe
szansę zostania zboczeńcem. Twierdzę jednak stanowczo, że bezrobotny częściej niż bogacz
ulega pokusie kradzieży. Bo mu kiszki marsza grają!
Klaudyna aż się zarumieniła z przejęcia. Ja też dostałem wypieków wpatrując się w
falującą pierś mojej rozmówczyni. Skapitulowałem.
 W tej kwestii zapewne nie dojdziemy do porozumienia... Nie zapominajmy jednak o
sprawie, która nas łączy. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby zaaresztować mordercę
Bernarda. Nawet gdyby się okazało, że nie jest żebrakiem, lecz miliarderem! Ale skoro już
mowa o morderstwie, chciałbym panią o coś zapytać. Pani Thiraud wspominała mi o pewnej
rozprawce, o monografii miasta Drancy, nad którą jej mąż pracował w wolnych chwilach.
Czy wie pani o niej?
Klaudyna kiwnęła twierdząco głową.
 Tak, mam ją w domu. Bernard pragnął doprowadzić do końca pracę swojego ojca.
Mogę ją panu wysłać do Tuluzy, jeżeli pan sądzi, że przyda się na coś w śledztwie.
 Chciałbym załatwić to jak najszybciej. Zdążę jeszcze wpaść do pani po drodze na
dworzec. Poproszę taksówkarza, żeby trochę zboczył z trasy...
Napisała mi swój adres na karteczce wydartej z notesu.
W siedem godzin pózniej wylądowałem na Dworcu Centralnym w Tuluzie. Starszy
sierżant Lardenne oczekiwał mnie na peronie, na którym zatrzymuje się ekspres  Corail .
Przyjechał po mnie, chociaż tego dnia nie miał służby wieczorem. Odwiózł mnie do domu, a
przy okazji nie omieszkał się pochwalić sukcesami w najnowszych grach elektronicznych.
Udało mu się nawet pokonać syna w  Bitwie o Falklandy . Cztery Exocety do jednego!
Bezapelacyjne zwycięstwo... Słuchając go można było pomyśleć, że podczas mojej
nieobecności w Tuluzie nie wydarzyło się tu nic ważniejszego.
Rozdział VII
 Co z tymi lipnymi wezwaniami, sierżancie? Trafił pan na jakiś ślad?
Bourrassol siedział w fotelu przed moim biurkiem. Był wyraznie zakłopotany.
Po chwili wybąkał niewyraznie pod nosem.
 I tak, i nie... Podobno ci z biura Prodisa coś tam wywąchali.
Na dzwięk jego nazwiska aż się zatrząsłem ze złości.
 Bourrassol, proszę sobie zapamiętać raz na zawsze: nie chcę nic zawdzięczać
Prodisowi. Wie pan doskonale, że facet wypominałby nam do końca życia swoje zasługi.
Nadęta żaba, zarozumialec! Sierżancie, otrzymał pan rozkaz wykrycia tych dowcipnisiów.
Nie kto inny, a właśnie pan! Celem ich ataku jest policja, nie merostwo. To nasza wewnętrzna
sprawa!... A co opowiadają urzędnicy Prodisa?
Bourrassol chrząknął i przystąpił do sprawozdania.
 Podczas wyborów do władz miejscowych w 1981 rozlepiono po całym mieście
fałszywy plakat wzywający do głosowania na  Najlepszego z najlepszych . Przedstawiał
oficjalnego kandydata, gołego jak go Pan Bóg stworzył, na plaży, w ramionach młodej
kobiety. Trzy miesiące przedtem kandydat miał kraksę, a trzeba panu wiedzieć, że prowadził
kampanię wyborczą między innymi pod hasłem walki o podwyższenie odszkodowań i rent
inwalidzkich... Urządzał takie  wiece połamańców , uważa pan... Plakat przypominał
wyborcom o tamtej historii:  Nie wierzcie w jego wypadek samochodowy! To była zemsta
zazdrosnego męża! Kandydat złożył skargę przeciwko nieznanemu sprawcy, jak zwykle, bez
żadnego skutku. Dopiero podczas prac przy rozbudowie drukarni miejskiej robotnicy znalezli
klisze offsetowe, przy których pomocy wykonano plakat. Przesłuchano pracowników
drukarni. Jeden z nich przyznał się do udziału w akcjach grupy sytuacjonistów, która działała
w Tuluzie od 1976 roku.
 Czy wspominał również o fałszywych wezwaniach? O rzekomej kartotece
antyterrorystycznej!
 Nie, przyznał się tylko do operacji przeprowadzanych od 77 do 82 roku. Twierdził, że
kolektyw rozpadł się potem wskutek konfliktów ideologicznych. Możliwe, że niektórzy
członkowie grupy kontynuowali działalność wywrotową na własną rękę, ale już w znacznie
trudniejszych warunkach, bez zaplecza logistycznego. Ich specjalnością, a zarazem
najgrozniejszą bronią, był druk ulotek i plakatów oraz podrabianie urzędowych formularzy.
Po stracie wtyczki w drukarni miejskiej musieli przenieść się do prywatnej drukarenki... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl