[ Pobierz całość w formacie PDF ]

krople.
- Może pobiegniemy? - spytał Jake. Hallie skinęła głową.
Dopadli ganku, gdy rozpadało się na dobre.
- W samą porę - mruknęła i zaczęła przeszukiwać kieszenie. Gdzie ten klucz?
- Może ja otworzę? - zaproponował Jake i wyjął klucz z jej drżących palców.
Weszła do środka i zapaliła światło. Drżała, lecz nie z zimna, tylko ze
zdenerwowania. Nagły błysk rozdarł niebo. W tej samej chwili światło
zamigotało i zgasło.
Jake zmarszczył gniewnie brwi.
- Do diabła - zaklął. - Nie ma prądu. Muszę wrócić i sprawdzić, czy wszyscy
siedzą bezpiecznie w domkach.
Hallie westchnęła. Nie wiedziała, czy powinna być wdzięczna losowi, czy raczej
czuć rozczarowanie. Właśnie zastanawiała się, jak skończą wspólny wieczór, a
tymczasem zdecydowała za nich Matka Natura.
- Wiem, gdzie jest latarka. Zaraz przyniosę - zaproponowała Hallie.
- Czekaj - wtrącił Jake. - Zapasowe światła są w tych samych miejscach we
wszystkich domkach. Zaczekaj.
Już po chwili wrócił z zapaloną latarką i specjalną latarnią, osłoniętą kloszem.
Hallie przytrzymała latarkę, kiedy sięgnął po zapałki. Już po chwili płomyk
tańczył wesoło w latarence.
- Masz. To musi wystarczyć, póki nie włączą prądu.
- Dziękuję.
RS
Skąpana w ciepłym blasku świeczki, wydała mu się jeszcze bardziej krucha. Nie
chciał jej zostawiać, ale wiedział, że musi iść i spełnić obowiązki.
- Dasz sobie radę, dopóki nie wrócę?
- A wrócisz? - spytała bez tchu.
- Jeśli zechcesz mnie wpuścić.
Wahała się przez ułamek sekundy, potem westchnęła. Czy zechce? O niczym
innym przecież nie marzyła. Wpuści go i pozwoli mu się całować, dotykać i...
- Tak - szepnęła zduszonym głosem.
Jej myśli musiały być doskonale widoczne na jej twarzy, bo Jake posłał jej
porozumiewawczy uśmiech.
- Myśl o mnie - poprosił.
Mogłaby przysiąc, że do niej mrugnął. Nie zdążyła nic powiedzieć, bo
natychmiast znikł w mroku. Zamknęła drzwi i już miała przekręcić klucz, gdy
przypomniała sobie, że Jake ma wrócić. Wzruszyła ramionami i poszła do
sypialni.
Zastanawiała się, czym mogłaby się teraz zająć, póki Jake nie wróci. Jej
spojrzenie wyłowiło laptopa, leżącego na łóżku. Właśnie. Mogłaby trochę
popisać. Oprócz zasilania z sieci, przenośny komputer działał też na baterie.
Ekran będzie dobrze oświetlony, więc będzie mogła pracować.
Jewel czekała na zewnątrz stodoły, wiedząc z doświadczenia, że Jake będzie
ostatnią wychodzącą osobą. Nagle, ku jej rozpaczy, ujrzała, jak tanecznym
krokiem wyprowadza Hallie z budynku. Nie zamierzała mu tego puścić płazem.
Kiedy znikli w ciemności, ostrożnie ruszyła ich śladem. Po chwili usłyszała
gorączkowe szepty. Zobaczyła, że stają, Jake pochyla się na tą nędzną chudziną
i zaczyna ją całować. Prawie krzyknęła ze złości. Nienawiść dławiła ją w gardle.
Wypaliła z niej całe poczucie przyzwoitości. Teraz Jewel pragnęła już tylko się
zemścić.
RS
Kiedy zagrzmiało, podskoczyła przestraszona. Poczuła krople deszczu na twarzy
i już chciała uciekać, gdy zrozumiała, że w ten sposób zdradzi swoją obecność.
Musiała poczekać, aż zakochana para ruszy się pierwsza.
W końcu zaczęli biec w poszukiwaniu schronienia i ona też mogła zrobić to
samo. Postanowiła jednak sprawdzić, co gołąbeczki zamierzają. Kiedy
zrozumiała, że biegną do chatki Hallie, podskoczyła jak smagnięta batem.
Mogła się domyślić, co będzie dalej. Deszcz lał coraz większy, a ona stała w
pobliżu, chcąc się przekonać, czy Jake zaraz wyjdzie. Kiedy zgasło światło,
jęknęła.
Nie mogła uwierzyć, że ta płaska dziewucha dokonała w kilka dni czegoś, co jej
się nie udało przez dwa lata. Dopiero po chwili zrozumiała, że nie zgasili światła
celowo. Burza spowodowała przerwę w dostawie prądu, bo światła pogasły na
całym ranczu. Ta świadomość jednak w niczym jej nie pomogła. Jewel
przygarbiła ramiona. Pora było się poddać. Z początku planowała zostać na cały
turnus, ale teraz to już nie ma sensu. Deszcz spływał jej po twarzy, spłukując
kunsztowny makijaż i przyklejając włosy do czaszki.
- Cholera, cholera, cholera - powtarzała bezmyślnie, gapiąc się w ciemne okna.
Już miała odejść, gdy nagle jej wzrok przyciągnął błysk światła.
Po chwili z chatki Hallie wybiegł Jake z latarką w ręku. Jewel cofnęła się głębiej
w mrok, patrząc, jak nieświadomy jej obecności przebiega obok. Znów uczyniła
ruch, jakby miała odejść, gdy nagle dostrzegła w oknie domku podświetloną
światłem świecy sylwetkę kobiety.
To była ona.
Jewel zamarła, wpatrując się w postać za szybą. Gdyby miała być szczera, co jej
się rzadko zdarzało, przyznałaby, że jedyne, co łączyło ją z Jake'em, to jej ośli
upór. Jednak ranczo zawsze było jej słodkim azylem. Teraz też tu przyjechała,
pragnąc zapewnień, że jest piękna i godna pożądania. Tymczasem spotkało ją
kolejne odrzucenie. Pewnie wszyscy się z niej śmieją. Dlaczego wciąż wybierała
takich podłych mężczyzn?
RS
Oszukali ją w domu, oszukali i tutaj. Policjanci mówili, że szanse na
odnalezienie oszusta, który ukradł jej karty kredytowe, są znikome. Tymczasem
przed sobą miała osobę odpowiedzialną za jej kolejną krzywdę. Może łobuzowi
się upiecze, ale ona ma szansę coś zrobić z tą Hallie O'Grady. Rozejrzała się
wokół, sprawdzając, czy nikogo nie ma w pobliżu i weszła na ganek.
Deszcz głośno bębnił o dach, a historia, którą Hallie tworzyła, zajmowała ją bez
reszty. Dlatego nie słyszała kroków na ganku ani cichego skrzypnięcia
zawiasów, gdy ktoś otworzył drzwi. Dopiero powiew chłodnego powietrza
sprawił, że uniosła wzrok znad monitora.
- Co ty tu robisz?
- Dam ci nauczkę, ty mała zdziro! - wrzasnęła Jewel i rzuciła się na nią z
pięściami.
Wylądowała na Hallie, przewracając ją na materac. Mimo że była niższa i
lżejsza, zawrzała w niej irlandzka krew. Każdy cios oddawała z nawiązką.
Każde szarpnięcie włosów zostawiało w jej dłoni takie samo pasmo, jak to [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl