[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Chandlera.
Wiesz, pomyślał Lodziarz, gdy byłem młodszy i silniejszy, prawdopodobnie spróbowałbym
wyłączyć Chandlera i osobiście zabić Wyrocznię... gdyby moja historyjka była prawdziwa. Znów
jesteś zbyt sprytny, Praed Tropo. Jeśli wszystkie Błękitne Diabły podobne są do ciebie,
zastanawiam się, czemu wasz lud uważa, że potrzebna mu Wyrocznia.
- Wobec tego - powiedział głośno - może mi opowiesz o jej kwaterze. Jakie są jej wymiary,
ile Błękitnych Diabłów jej strzeże, jakie ma systemy bezpieczeństwa?
- Sam to zobaczysz, gdy przyjedziemy - odpowiedział Praed Tropo.
- Zwietnie - rzekł z westchnieniem Lodziarz. - Ale jedno powiem ci już teraz.
- Dobrze. Co takiego?
- Moja rasa nazywa się Lorhn - rzekł Praed Tropo. - Określenie Błękitne Diabły uważamy
za obrazliwe.
- Zapewniam cię, że nie miałem zamiaru nikogo obrażać. Słyszałem o was tylko jako o
Błękitnych Diabłach.
- My nazywamy was Ludzmi, jak to wolicie, zamiast... - Wydał dzwięk niewypowiadalny w
żadnym ziemskim języku. - I nauczyliśmy się mówić tak jak wy, chociaż nie ma to nic wspólnego z
naszym językiem i powoduje u nas ból gardła. - Przerwał. - A przecież, choć Demokracja wie, że
nazywamy się Lorhn, upiera się, by określać nas mianem Błękitnych Diabłów i nie uczy swych
dyplomatów ani przedstawicieli naszego języka. Czy trudno się więc dziwić, że nie pragniemy
zostać przez was przyłączeni?
- Nie jestem politykiem ani przedstawicielem - podkreślił Lodziarz. - Jestem zwykłym
biznesmenem i od tej chwili z przyjemnością będę was określał jako Lorhn. Jeśli uważacie, że
Demokracja traktuje waszą rasę w sposób pozbawiony szacunku, powiedzcie to jej
przedstawicielom.
- Nie mamy żadnych stosunków z Demokracją i nie spodziewamy się mieć, chyba że nas
napadnie - stwierdził Praed Tropo. - Mówię ci to, bo jeśli przeżyjesz, będę oczekiwał, że przekażesz
tę wiadomość.
- Możesz być tego pewien - skłamał Lodziarz.
Błękitny Diabeł ponownie zamilkł, Lodziarz zaś, wyczerpawszy możliwe pytania, dalej już
w milczeniu znosił niewygodę.
Gdy upłynęła jeszcze godzina, poczuł, jak wóz skręca w lewo i nagle szum wiejącego wiatru
ucichł, jakby wjechali pomiędzy wielkie budynki albo naturalne formacje. Następnie pojazd zaczął
zwalniać i zatrzymał się przejechawszy jeszcze milę.
- Przybyliśmy - oznajmił Praed Tropo i okna znów stały się przezroczyste.
Od intensywnego blasku słonecznego, odbitego od wielkiej połaci piasku, Lodziarzowi
zaczęły łzawić oczy.
Zobaczył budynek, znakomicie zakamuflowany w zagłębieniu pod wielką, wystającą skałą.
Była to wariacko nieregularna konstrukcja, lecz gdyby wybudowano wokół niej ścianę załamującą
się pod prostymi kątami, w ocenie Lodziarza ta miałaby boki po jakieś czterysta stóp.
Natychmiast zwrócił uwagę na kwarcowy dach, odbijający oślepiające, czerwone,
pomarańczowe i złote promienie. Wydawał się zanadto skomplikowany, nawet jeśli służył za
kolektor energii słonecznej.
Rozejrzał się w poszukiwaniu jakichkolwiek okien i drzwi, dostrzegł je w miejscach, gdzie
nie powinny się znajdować, więc wzruszył ramionami. Przebywał na dostatecznie wielu obcych
planetach, by nie próbować szukać sensu w konstrukcjach przestrzennych rdzennych mieszkańców.
Jeśli ci uważali, że dach powinien w jednym miejscu znajdować się na wysokości pięćdziesięciu, a
w innym dziesięciu stóp, bez ładu czy składu, usprawiedliwiającego nagłe zmiany, no to świetnie;
obchodziła go tylko kobieta rezydująca pod tym dachem.
Na drugim końcu budynku znajdowały się potężne, trójkątne wrota. Gdy zaś Lodziarz,
Praed Tropo i cztery uzbrojone Błękitne Diabły wysiedli z pojazdu, kierowca ruszył ponownie i
przez owo wejście przejechał do czegoś, co, jak uznał Lodziarz, powinno być potwornej wielkości
garażem.
Po otaczającym ich terenie chodziło jedenaście Błękitnych Diabłów, krocząc bardzo
zawiłymi trasami, które zdawały się nie mieć wzajemnego związku. %7ładen z nich nie był uzbrojony.
- Kim oni są? - zapytał Lodziarz.
- To są członkowie służby domowej.
- Co robią?
- Odprawiają swe rytuały religijne - powiadomił Praed Tropo.
- Są przerazliwie łatwymi celami - zauważył Lodziarz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona Główna
- John Gregory Betancourt New Amber Trilogy 02 Chaos And Amber
- Camille Anthony Rb'qarm Royals 02 Light On Her Toes
- Diana Palmer [Night of Love 02] King's Ransom (pdf)
- Laurie King Mary Russel 02 A Monstrous Regiment of Women
- Banks Leanne Million Dollar Men 02 Pokochac milionera
- 27. Roberts Nora Niebezpieczna miĹoĹÄ 02 Kuzyn z Bretanii
- 0874. Hannay Barbara Krzyż południa 02 Tajemnicza randka
- Gwiazdka miĹoĹci 1994 02 Hohl Joan ĹwiÄ teczne pojednania
- Smith Lisa Jane Pamietniki Wampirow 02 Walka
- Joe Vitale_Impulsowy_Marketing
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- galeriait.pev.pl