[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Konrad, mój ukochany...
Tymczasem może nigdy nie poznają Ciebie, kochany. Może
nigdy nie dowiedzą się, jak wiele stracili, nie znając cię i nie
mogąc przebywać w Twoim otoczeniu. Na szczęście i pomimo
wszystko jestem wybrańcem losu. I jestem szczęśliwy.
Gdybym jednak wrócił do Ciebie, nikt mnie nie powstrzyma
od powrotu do domu z Tobą. Cokolwiek się stanie, jakakolwiek
będzie ich reakcja, jest mi to obojętne. %7łałuję bardzo, że wcześniej
byłem tak ślepy i strachliwy. Nawet jeżeli mnie kolejny raz
odrzucą i na nowo surowo osądzą, życie spędzę z Tobą, nie z nimi.
I jeżeli trzeba będzie, odejdę z domu po raz drugi.
Dlaczego przez całe życie nieustannie się czegoś boimy?
Przecież to nie ma sensu.
Tej nocy śniły mi się białe gołębie. Spadały z nieba
zakrwawione, bez życia, uderzając o ziemię z charakterystycznym
łopotem nieżywych, bezwolnych ciał. Kiedy zdziwiony spojrzałem
w niebo, okazało się, że jest czyste i przejrzyste, tymczasem przed
chwilą coś wydarzyło się w górze, czego świadkiem były leżące na
ziemi ptaki, coś, co nie dotyczyło innych. Zmierć dosięgła je, nie
nas, patrzących na nie z dołu...
Pomyślałem, że przecież i ze mną jest tak, jak w tym śnie. Z
tym, że ja nie spadałem w dół martwy, mnie po prostu podcięto
skrzydła i nie jestem już w stanie pofrunąć dalej. Zrozumiałem też
tego ranka, że nikogo innego tak naprawdę nie dotyczy moja
dzisiejsza sytuacja, stan, w jakim się znajdowałem, ponieważ dla
ludzi świeci inne słońce, patrzą na swoje niebo, które w moim
świecie już od paru dni pozostaje zachmurzone.
%7łyjemy w jednym świecie, jednak dla każdego czas biegnie
inaczej i świeci inne słońce...
Sen, o którym tu wspomniałem, śnił mi się o świcie, kiedy na
chwilę udało mi się zmrużyć oczy. Powoli zaczynam się
przyzwyczajać, że w nocy nie będzie mi dane spać, nie staram się
więc na siłę zaciskać powiek i uwalniać głowy od natrętnych
myśli.
Tak bardzo chciałbym wstać i wyjść na zewnątrz, aby
chociaż na chwilę odetchnąć świeżym powietrzem! Niestety,
jestem tak słaby, że nie potrafią nawet usiąść. Jak długo potrwa
jeszcze ta gehenna? Odwiedził mnie doktor, inny, młody, może
nawet młodszy ode mnie. Od razu mu zaufałem, miał takie ciepłe,
dobre oczy. Ludzie nie zawsze wierzą młodym, wolą
doświadczonych ludzi wokół siebie, jeżeli chodzi o skrajne
życiowe sytuacje, ale ja jestem pełen uznania i wiary w młodość.
To prawda, że nie ma zbyt wielkiego doświadczenia, jednakże jego
wzrok od razu powiedział mi, kim jest: człowiekiem pragnącym
ratować życie drugiego, ponieważ takie jest jego powołanie.
Pamiętasz, jak kiedyś ci mówiłem, że od dziecka wiedziałem, kim
będę? Urodziłem się już z przekonaniem, że jestem lekarzem i nie
potrafiłem zrobić nic, żeby się nim nie stać. Jakbym miał to
zakodowane. Podobnie było z tym człowiekiem i on narodził się,
by leczyć ludzi. To jego przeznaczenie.
Wydaje mi się, że wszystko mnie boli. Zmęczenie nachodzi
mnie nawet po tym, jak na chwilę uniosę głowę, by móc spojrzeć,
co dzieje się wokół. Czasami tak bardzo jest to trudne, że wolę
leżeć tylko i wsłuchiwać się w odgłosy dochodzące z pobliska.
Moje uszy jakby nauczyły się słyszeć więcej, stały się bardziej
wrażliwe na najmniejsze nawet i najcichsze dzwięki. Nie wiem,
jak mam się ułożyć, marzę, aby chociaż przez chwilę poleżeć na
boku, to taka zwykła pozycja, ale jawi mi się jako coś
nieosiągalnego. Zwykłe rzeczy, jak zmiana pozycji ciała, na które
kiedyś nie zwracałem uwagi, były przecież takie naturalne i
normalne, teraz przybierają jakąś słodką i nieosiągalną potrzebę.
Potrzebę, na spełnienie której brak mi sił. Zresztą nawet jeślibym
chciał, muszę leżeć na plecach, inaczej rana nie zagoiłaby się i
mogłyby powstać komplikacje. Parę dni leżenia, a ja czuję się,
jakbym już nie żył. Ból ciała bowiem, jego nieustanne potrzeby
ruchu, są uciążliwe. Ciało czegoś się domaga, wysyła sygnały do
mózgu, ale ten nie jest w stanie zareagować zadania. To
prawdziwy koszmar. Szczęśliwi ci, którym nic nie dolega.
Właściwie nie ma tutaj dnia ani nocy, półmrok, w jakim żyję
od paru dni, się nie zmienia. Tu nie gasną światła na noc i nie
widać słońca przedostającego się przez okna o brzasku. Tylko
czasami dosięgają mnie jego skryte za zimnym welonem
promienie. Mam uczucie, jakbym znalazł się w nieznanej mi
próżni. Jest to coś, co postanowiłem nazwać stanem nieważkości. I
nie pytaj mnie o wytłumaczenie tego, bo sam nie rozumiem tej
sytuacji.
Nie wiem, który to już dzień, ale po raz pierwszy czuję strach
podchodzący mi do gardła. W nocy miałem silny atak, myślałem,
że to już koniec ze mną i jedyne, co miałem na ustach, to prośbę do
siostry, by przekazała te listy pod wskazany adres.
Bałem się...
Nie o siebie, najgorszy jednak był strach, że te listy nie dotrą
do Ciebie, że zaginą gdzieś po drodze, lub ktoś je wyrzuci do
kosza, a wtedy nie pozostanie po nich ślad. Te zapisane kartki
pożółkłego papieru wiele dla mnie znaczą. Odchodząc z tego
świata, każdy chce w jakiś sposób być rozgrzeszonym, powiedzieć
słowa, na które w ciągu życia brakło mu odwagi bądz też nie miał
czasu, o których może nie myślał, że są istotne, ważne i potrzebne.
Ty znasz wszystkie moje myśli, znasz słowa, którymi cię
raczyłem każdego dnia, gdy byliśmy razem. Więc te listy
właściwie pomagają mi się uspokoić, jakbyś tu był ze mną i
trzymał mnie za rękę, gładził po włosach, bo tak to sobie często
wyobrażam. Twoja ciepła dłoń na mojej głowie...
Chyba płaczę przez sen, bo zawsze kiedy się przebudzę,
jestem spocony i mam mokre od łez policzki. Nie wiem, czemu
staję się takim mięczakiem, przecież jestem mężczyzną.
Właściwie nie tak wyobrażałem sobie odejście z tego świata.
Nie tak. Nigdy nie chciałem umierać w osamotnieniu, gdzieś
daleko od kraju, w innej, obcej ziemi. Tymczasem stało się
dokładnie to, czego zawsze się obawiałem. Ale jak ja właściwie
chciałem stąd odjeść? Umierając jako schorowany starzec, co
chodzi pochylony aż do ziemi, szurając butami? Tak, tak właśnie
siebie wyobrażałem. Niestety, trzeba będzie chyba przyspieszyć
historię, zresztą co ja piszę, czas już dawno przyspieszył. Biorąc
pod uwagę, jak ciężko czuję się na ciele, stałem się już owym
dziadkiem.
Tak bardzo chciałbym przeczytać jakąś książkę, lecz niestety
nie ma tutaj ani jednej, zresztą co by w tym miejscu zapomnianym
przez Boga, robiła polska książka? Pozostaje mi więc tylko
wspominać o tych przeczytanych, zacierających się w pamięci.
Gdybym dziś miał wyjść z tego całego brudu, w jakim się
znalazłem, zacząłbym wszystko od nowa, jak już ci wspominałem:
uśmiechałbym się częściej, zabrał cię do rodziny, poznał z moją
siostrą, która z pewnością pokochałaby Cię równie mocno jak ja,
przedstawił rodzicom i wreszcie starałbym się nigdy na nic nie
uskarżać, cieszyć się nadal z małych rzeczy i więcej podróżować,
aby widzieć trochę świata, wstawałbym szczęśliwy że nic mnie nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl