[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Jacobie, pamiętasz twarz Nigdybyła?
 Dawno temu.  Potrząsnął głową.  Dawno temu.
Katarakty padającego śniegu przemieniły okno w ślepe oko. Romanovich postukał palcem w szkiełko
zegarka i uniósł brwi.
Może pozostało nam niewiele bezcennego czasu, ale nigdzie nie mógłbym spędzić go lepiej niż tutaj,
gdzie przysłało mnie medium, niegdyś martwa Justine.
Intuicja podsunęła pytanie, które nagle stało się dla mnie ważne.
 Jacobie, znasz moje nazwisko.
 Odd Thomas.
 Tak. Nazywam się Thomas. Znasz swoje nazwisko?
 Jej nazwisko.
 Zgadza się. To również nazwisko twojej matki.
 Jennifer.
 To imię, jak Jacob. Ołówek znieruchomiał, jakby wspomnienie matki wypełniło
całą głowę i serce artysty, nie zostawiając miejsca na myśli.
 Jenny  powiedział.  Jenny Calvino.
 Wiec jesteś Jacob Calvino.
 Jacob Calvino  potwierdził.
Intuicja mówiła, że nazwisko wiele wyjaśni, nic jednak roi nie mówiło.
Ołówek ruszył, łódz stała się statkiem, z którego znikły prochy Jenny Calvino.
Jak w czasie poprzedniej wizyty na stole leżał drugi duży blok. Próbowałem wymyślić pytanie, które
pomogłoby wydobyć z Jacoba ważne informacje, i gdy za każdym razem ponosiłem kompletne fiasko,
tym bardziej moją uwagę przyciągał stół.
Jeśli obejrzę drugi blok bez pozwolenia, Jacob może uznać moją ciekawość za naruszenie
prywatności. Urażony znów zamknie się w sobie i nie powie słowa.
Z drugiej strony, jeśli zapytam o pozwolenie, a on odmówi, ta ścieżka dochodzenia zostanie
zamknięta.
Nazwisko Jacoba nic nie wniosło wbrew moim oczekiwaniom, ale w tym przypadku sądziłem, że
intuicja mnie nie zawiedzie. Blok niemal się jarzył, niemal unosił nad stołem, był najbardziej żywą
rzeczą w pokoju, hiperrealną.
Przysunąłem blok, a Jacob albo nie zauważył, albo go to nie obchodziło.
Kiedy podniosłem okładkę, zobaczyłem rysunek jedynego okna w tym pokoju. Do szyb przyciskał się
kalejdoskop kości oddany z najdrobniejszymi szczegółami.
Wyczuwając, że znalazłem coś ważnego, Romanovitch postąpił krok w głąb pokoju.
Podniosłem rękę, żeby go zatrzymać, i podniosłem rysunek, żeby mógł zobaczyć.
Kiedy przewróciłem kartkę, ujrzałem kolejny portret bestii w tym samym oknie, choć tutaj kości
tworzyły inny wzór.
Albo to coś przywierało do okna dość długo, że Jacob zdążył narysować szczegóły, w co wątpiłem,
albo miał fotograficzną pamięć.
Trzeci rysunek przedstawiał postać w długiej szacie z naszyjnikiem z ludzkich zębów i kości: Zmierć,
jaką widziałem na wieży, z bladymi rękami i bez twarzy.
Już miałem pokazać rysunek Romanovichowi, gdy trzy bodachy wśliznęły się do pokoju. Zamknąłem
blok.
ROZDZIAA 43
Albo nie będąc mną zainteresowane, albo udając brak zainteresowania, trzy grozne cienie skupiły się
wokół Jacoba.
Ich ręce nie miały palców, brakowało im szczegółów, podobnie jak twarzom i sylwetkom. A jednak
bardziej kojarzyły się z łapami  albo błoniastymi kończynami płazów  niż dłońmi.
Gdy Jacob pracował, nieświadom widmowych gości, boda-chy gładziły go po policzkach. Drżąc z
podniecenia, muskały jego kark i masowały ciężkie ramiona.
Wydaje się, że bodachy odbierają wrażenia na tym świecie paroma lub nawet wszystkimi pięcioma
zwykłymi zmysłami, a może również jakimś własnym szóstym zmysłem, lecz na nic nie mają wpływu.
Gdyby przebiegły setką w zwartym stadzie, nie uczyniłyby dzwięku, nie poruszyły powietrza.
Zdawało się, że drżą z emocji, pławiąc się w świetle promieniującym z Jacoba, dla mnie
niewidocznym, może w jego sile życiowej, wiedząc, że niebawem zostanie mu wydarta. Gdy w końcu
dojdzie do nieszczęścia, które je tu ściągnęło, będą drżały, dygotały, omdlewały z ekstazy.
Wcześniej miałem powody podejrzewać, że być może nie
są duchami. Czasami się zastanawiam, czy nie są podróżnikami w czasie, którzy wracają do
przeszłości nie fizycznie, ale w wirtualnych ciałach.
Jeśli nasz obecny barbarzyński świat będzie zmierzać ku coraz większemu zepsuciu i brutalności, nasi
potomkowie mogą stać się tak okrutni i moralnie zdegenerowani, że będą przekraczać linię czasu, by
z podnieceniem patrzeć na nasze cierpienie i masakry, z jakich wyrosła ich chora cywilizacja.
W gruncie rzeczy niewiele stopni wiedzie od dzisiejszej fascynacji relacjami z katastrof, historiami
krwawych morderstw i bezustannym sianiem strachu, z czego składają się wiadomości telewizyjne.
Ci nasi potomkowie z pewnością będą wyglądać jak my i mogliby uchodzić za nas, gdyby podróżowah
w prawdziwych ciałach. Dlatego uważam, że budząca dreszcz forma bodacha, ciało wirtualne, może
być odzwierciedleniem ich wypaczonych, chorych dusz.
Jeden z tej trójki okrążył pokój na czterech łapach i wskoczył na łóżko, gdzie obwąchał pościel.
Jak dym wessany przez przeciąg drugi bodach prześliznął się przez szczelinę pod drzwiami łazienki
Nie wiem, co tam robił, ale z pewnością nie korzystał z sedesu,
Bodachy nie przenikają przez ściany i zamknięte drzwi, jak zagubieni zmarli. Muszą mieć szczelinę,
rysę, dziurkę od klucza.
Nie mają masy i nie powinny podlegać sile ciążenia, a jednak nie latają. Wspinają się po schodach i
schodzą po trzy, cztery stopnie naraz, susami, ale nie suną w powietrzu jak filmowe duchy.
Widziałem, jak pędzą w szalonych stadach, szybkie niczym pantery, zawsze zgodnie z
ukształtowaniem terenu.
Zdaje się, że podlegają niektórym  nie wszystkim  prawom naszego świata. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl