[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zechce. Z powodu Davide. Davide, za którego w końcu wyszła rok pózniej tylko po to, żeby
rozzłościć Tancrediego, dotknąć go, zachwiać tą jego zdystansowaną, zimną, wyniosłą postawą.
Ze swojego ślubu uczyniła wydarzenie roku. Udawała bezgranicznie zakochaną, zadbała o każdy
najmniejszy szczegół, od platynowych obrączek po wyszukane menu, od upominków dla gości z
lekkiego kryształu z Murano z ukrytymi wewnątrz prawdziwymi płatkami róż po wynajem Villa
Sassi na podturyńskim wzgórzu. Na weselu grała sześć-dziesięcioosobowa orkiestra, wystąpił
najbardziej rozchwytywany wówczas piosenkarz. Goście bawili się w rytm utworów klasycznych i
jazzowych, z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych oraz współczesnych.
Jej ojciec, bardzo bogaty producent stalowych prętów na skalę światową, wydał co do centa
wszystkie przeznaczone na ten cel pieniądze.
Sarze nie zależało na tym, żeby uszczęśliwić albo zaskoczyć Davide, nie. Robiła to dla
Tancrediego. Miała nadzieję, że, jak to bywa w bajkach albo filmach, Tancredi wpadnie do kościoła
w ostatniej chwili, kiedy oni będą zbliżać się już do ołtarza. Przeprosi za tamtą noc, za tamten błąd,
za to, że postąpił wtedy wbrew własnym uczuciom, że ją odrzucił. I w obecności wszystkich,
również swojego przyjaciela Davide, bez obłudy, bo miłość nie zna obłudy, wezmie ją w ramiona i
zabierze stamtąd, przebiegną między gośćmi, zaskoczonymi, ale i wzruszonymi nową, współczesną
bajką, tą niespodziewaną miłością i nagle odkrytą namiętnością.
Nic takiego się oczywiście nie stało. Kiedy prowadzona przez ojca po miękkim dywanie, wzdłuż
którego ustawiono piękne kwiaty, w oszałamiającej sukni ślubnej, dotarła do ołtarza, Tancredi już
tam stał. Ich spojrzenia się skrzyżowały. Uśmiechał się do niej, stojąc w pierwszej ławce, tuż obok
ojca pana młodego.
Tancredi zapowiedział, że prawdopodobnie nie będzie mógł przyjść. Jednak po kilku dniach, o
czym Sara dowiedziała się dużo pózniej, zadzwonił do Davide i potwierdził swoją obecność.
Oznajmił, że z radością wystąpi w roli świadka.
- Jesteś pewny?
- Oczywiście, o ile nadal tego chcesz i nie poprosiłeś kogoś innego. Mam tylko jedną prośbę.
Chciałbym, żeby to była dla wszystkich niespodzianka, również dla Sary.
- Dla niej też? Dlaczego?
- Chcesz, żebym przyszedł? To zrób tak, żeby nikt o tym nie wiedział.
- Obiecuję. Masz moje słowo.
Davide dotrzymał obietnicy. I tak dzień, który miał być najpiękniejszy w życiu Sary, przerodził
się w koszmar rodem z najgorszego snu. Wypowiedziała sakramentalne tak, a mężczyzna jej życia
stał tuż za nią i, wtedy była już tego pewna, właśnie straciła go na zawsze. Kiedy wyszła z kościoła,
wydawało jej się, że widzi, jak Tancredi ukradkiem się uśmiecha.
- Kochanie?
- Tak? - Sara przestała suszyć włosy.
- Nie pamiętam, czy to w tę sobotę mamy gości na kolacji? - Tak. - Kto będzie? - Oboje Saletti,
Madiowie, Augusto i Sabrina... - Co ty na to, żebym zaprosił też Tancrediego z przyjaciółką? Sara
milczała przez chwilę.
- Dobrze... I tak pewnie nie będzie mógł przyjść. Zauważyłeś, że prawie nigdy nie spotyka się z
nami obojgiem? Umawia się tylko z tobą.
Davide rozważał jej słowa.
- Nieprawda, ostatnio u Ranesich byliśmy wszyscy razem.
- Dziękuję bardzo, przyszliśmy razem, ale potem już się nie zobaczyliśmy. Tam było dwieście
osób!
- Moim zdaniem masz jakąś obsesję na tym punkcie. Ale jeśli się zgadzasz, to do niego
zadzwonię.
- Daj spokój, będzie mi bardzo miło. Chociaż zobaczysz, że odmówi. Znajdzie jakąś wymówkę,
żeby się nie pojawić.
Davide nie zamierzał przyznawać jej racji. Sięgnął po telefon i wybrał prywatny numer
Tancrediego. Oprócz niego znał go jeszcze tylko Gregorio. Był to dowód niezwykłego szacunku i
przyjazni.
Odebrał po pierwszym sygnale.
- Co tym razem kombinujesz, Davide? Jaki to interes świetny dla ciebie, a kiepski dla mnie
chcesz ubić?
- Okay, nie ma sprawy, zadzwonię do Paolego... - Davide podłapał żartobliwy ton.
Paoli był przedsiębiorcą, z którym niejednokrotnie musieli konkurować. Tancredi, dokładając do
interesu, zawsze wygrywał. I chociaż z pozoru traktował te inwestycje raczej jak wyzwanie, to
jednak w końcu okazywały się one bardzo intratne i zawsze na nich dużo zarabiał. To
niewiarygodne, ale wszystko, czego dotykał Tancredi, zamieniało się w dochodowe
przedsięwzięcie.
- Do Paolego? - Tancredi się zaśmiał. - To on ma jeszcze jakieś pieniądze? W takim razie nie
może chodzić o żaden duży biznes... Pewnie coś w twoim stylu: kupuję, błyskawicznie sprzedaję i
zarabiam na tym jakieś grosze...
Davide również się roześmiał. W rzeczywistości ten rodzaj biznesu nie był taki zły. Musiałeś
mieć tylko płynność finansową i znalezć kogoś, kto w krótkim czasie kupi to, co mu zaoferujesz.
- Nie, nie... Tym razem nie będzie cię to dużo kosztować. Co najwyżej butelkę i kwiaty dla pani
domu. Chcieliśmy zaprosić cię na sobotnią kolację. Będą Saletti, Madiowie oraz Augusto z Sabriną,
których, jak wiem, lubisz...
Davide zamilkł. Pomyślał, że Tancredi przyniósłby butelkę szampana, może nawet dwie, biorąc
pod uwagę liczbę gości. Ale to nie dlatego zależało mu na jego obecności. Naprawdę ucieszyłby go
widok przyjaciela, poza tym zadałby kłam temu absurdalnemu przekonaniu Sary. Po drugiej stronie
kabla Tancredi wstał zza biurka i wyjrzał przez okno. Golden Gate pławił się w słońcu, które
zalewało zatokę San Francisco. Pózniej pójdzie na obiad z Gregoriem do restauracji Francisa Forda
Coppoli, żeby skosztować jego wina z najnowszego rocznika, Rubiconu. Porozmawia z nim
osobiście, chciał nawiązać współpracę z jego firmą producencką Zeotrope i sfinansować następny
film. Ciekawe, czy się zgodzi. Słyszał, że Coppola jest bardzo towarzyski i sympatyczny, i to wcale
nie ze względu na pieniądze czy biznesy. To nawet lepiej, pomyślał Tancredi, wiele ułatwi, a on na
pewno mnie polubi. Już widział, jak wchodzi w świat filmu. W wyobrazni ujrzał pewną scenę.
Zainstalowana na wózku kamera robi najazd na drzwi mieszkania. Zatrzymuje się. Widać dłoń
wciskającą dzwonek.
W środku Sara przerywa nakrywanie stołu do obiadu i przechodzi przez salon.
- Ja otworzę. - Dociera do drzwi i otwiera, nie pytając kto tam. Przed nią wyrasta gigantyczny
bukiet czerwonych róż ozdobiony drobnymi białymi polnymi kwiatuszkami. Nagle zza niego
wyłania się Tancredi.
 Cześć... Możemy zapomnieć o tamtym wieczorze?" Sara stoi przed nim milcząca. Na
pierwszym planie zbliżenie jej twarzy. W tle muzyka. Jaka będzie odpowiedz?
- Osiemnastego wieczorem, tak? - Tancredi spojrzał na leżący na biurku kalendarz.
- Tak.
Przesunął palcem po notesie. Czy ma jakieś zobowiązania? Wieczorne spotkanie w klubie, ale to
nic ważnego. Chyba już je i tak odwołał. Wrócił myślami do sceny z bukietem. Sara nadal stoi w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl