[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jakie mechanizmy twórcze pozwalają mi mówić o arcydziele w jednym przypadku, a o
miłych wra\eniach albo artyzmie rozproszonym i sporadycznym, przesiąkniętym
naturalnością  w drugim? Oto garść uwag (które mo\na rozwinąć), pozwalających dokonać
porównania między filmami Tota i filmami Chaplina. Przede wszystkim uniwersalizm.
Arcydzieło, nawet jeśli opowiada jakąś niezbyt wyszukaną historyjkę, skłania odbiorcę do
odnajdywania w nim siebie i problemów całej ludzkości. Chaplin to osiąga; jego emigranci,
jego poszukiwacze złota, jego odrzuceni kochankowie to zawsze my sami. Dlatego śmiejemy
siÄ™ półgÄ™bkiem, a w oku pojawia siÄ™ Å‚za. Natomiast Totò pozostaje neapolitaÅ„czykiem z
marginesu, kimś, z kogo śmiejemy się do rozpuku, gdy\ wyczuwamy swoją nad nim
wy\szość.
Drugim elementem jest logika tekstu. Nie mo\na gagu z jedzeniem buta przenieść do filmu
Nasze czasy ani wziąć Chaplina powtarzającego kumpulsywnie gest narzucony przez taśmę
monta\ową i umieścić go w Gorączce złota. Ka\dy gag jest zintegrowany z całym dziełem.
Natomiast scena z wagonu sypialnego jest wspaniała (jak wygwie\d\one niebo nad naszymi
głowami), ale mogłaby się znalezć w ka\dym filmie Tota  i nie ma tu najmniejszego
znaczenia, czy jest on akurat muzykiem, który nie zrobił kariery, czy podupadłym arystokratą.
Cudowny zastrzyk na schodkach u wydawcy Zozzogno (albo Tiscordi) wypadłby równie
dobrze w Totó le Mokò, jak w Totò cerca moglie.
Po trzecie oszczÄ™dność, albo umiejÄ™tność odrzucania tego, co zbÄ™dne. Totò wpasowuje siÄ™
harmonijnie w utwór, jedynie gdy re\yser narzuci mu dyscyplinę i umiar (jak to było w
przypadku Pasoliniego albo w przypadku nadajÄ…cej siÄ™ do antologii sceny z Fu Cimin w I
solili ignoti). Poza tym jego komizm oparty jest na nadmiarze i powtarzaniu bez końca  do
diabła, a nawet do pioruna . Sztuka natomiast to wynik rachunku posługiwania się
węgielnicą, cyrklem i miarką. Chaplin błądzi w obłokach, i czujemy to, kiedy powtarza bez
powodu pewne ruchy albo pełne zakłopotania uśmieszki i przewraca się, i kiedy nie potrafi
opanować swoich tików. Totó ma z pewnością technikę instynktowną i świadomą, ale
gospodaruje nią bez umiaru. Oszczędność konstrukcji pozwala nie obcować zbyt często z
wielkim dziełem sztuki; pamiętamy jego schemat, najwa\niejsze fragmenty, klimat.
Natomiast komizm naturalny konsumujemy zachłannie, gdy\ nie podlega oczyszczeniu przez
pamięć, ale za ka\dym razem porusza nerwy i trzewia.
Tę analizę mo\na by kontynuować. Chodzi o  anatomizację tekstów. Niektórzy
powtarzają co jakiś czas, \e analizując z anatomiczną precyzją teksty, dochodzi się w końcu
do ukazania, \e Myszka Miki dziennikarzem jest utworem równie wielkim jak Król Lear. Ten,
kto tak uwa\a, najwyrazniej nie jest w kursie i nigdy nie przeczytał uwa\nie ani jednej
stronicy z rosyjskich formistów, Jakobsona, Barthes a, Greimasa ani Cesara Segrego.
Uświadomiłby sobie bowiem, \e dzieje się coś wręcz odwrotnego; tylko badając dzieło jako
zręczną strategię wykorzystywania efektów mo\na wyjaśnić to, co w innym razie pozostałoby
nie podlegającym wyjaśnieniu wra\eniem, i właśnie dlatego Kordelia jest wa\niejsza ni\
Clarabella.
KTO URODZIA SI PIERWSZY, CZAOWIEK CZY KURA?
W przedostatnim numerze  Espresso pewien czytelnik, Franco Tassi, podejmuje dyskusjÄ™
z dwoma felietonami, w których zająłem się ekologią i polemizowałem z ekologicznym
radykalizmem, uznającym, \e warto zniszczyć rodzaj ludzki, jeśli dzięki temu uratuje się
planetę. Mówiłem o ekologii rozumnej, dla której Homo Faber (istota ze swej natury
zmieniajÄ…ca NaturÄ™) jest synem Wielkiej Matki Ziemi przynajmniej w tym samym stopniu co
foka mniszka. Otó\ Franco Tassi zastanawia się, czy to Ziemia pragnęła pojawienia się Homo
Faber.
Pierwsza hipoteza powiada, \e Ziemia to czysty system samoregulacji, pozbawiony woli,
celów i intencji. W tej sytuacji wszystko odbywa się tu tak, jak tworzą się kryształki śniegu
albo jak zbocza górskie osuwają się, tworząc lawiny, moreny i piar\yska. Zatem na Ziemi
dochodzi do zdarzeń, które nie są ani złe, ani dobre, zarówno wtedy gdy Ziemia zabija
dinozaury, jak i gdy powoduje pojawienie się gatunku Homo Faber (a następnie tego, kto
wynajduje skalę wartości). Ale w takim razie to, \e Homo Faber produkuje tlenek węgla,
niszcząc własny gatunek, jest tylko faktem, a jeśli w ciągu paru najbli\szych tysiącleci drzewa
znowu porosną całą Ziemię, która dojdzie do nowego stanu równowagi, ale ju\ bez
człowieka, te\ będzie to tylko fakt. Nie ma czym się przejmować, zanieczyszczajmy
środowisko, Ziemia sobie z tym poradzi.
Albo te\ pojmuje się Ziemię jako istotę boską, mając własne zamiary. Jeśli w tej sytuacji
pojawił się Homo Faber, widocznie w ten czy inny sposób tego właśnie chciała, a skoro tak,
musi dojść do stanu równowagi poprzez współpracę z człowiekiem. Co prawda mo\na
równie\ wyobrazić sobie (jak to czyniło wiele religii) bóstwo, które musi liczyć się z
obecnością Zła. Ale Zło (w naszym przypadku człowiek) pojawiło się, poniewa\ bóg na nie
zezwolił, by poddać próbie swoje stworzenia, albo zostało stworzone przez antybóstwo
(diabła albo niegodziwego demiurga  lecz wyłania się wtedy na nowo straszliwe pytanie,
dlaczego bóstwo dopuściło do tego wydarzenia), albo samo bóstwo rządzi się własną
wewnętrzną dialektyką, sprawiającą, \e jest ono początkiem nie tylko Dobra, lecz i Zła. W
ka\dym z tych przypadków Wielka Matka Ziemia (podobnie jak bóstwa w innych religiach)
staje się współodpowiedzialna za metafizyczne kłopoty, które jej zagra\ają. Ziemia musi
liczyć się z człowiekiem, bo albo go chciała, albo pozwoliła na jego pojawienie się, albo
stwierdza, \e plącze się on pod nogami jako jej cząstka. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl