[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kopię Mount Vernon. Wygląda na to, że jest czysto. Matt pomknął w stronę ściany, na której
znajdowało się ukryte wejście do VR Caitlin. Tym razem jednak nie uderzył w nią, tylko
zahamował ostro. Następnie - trzymając w prawej ręce klips Caitlin i wiadomość - wolno
zaczął ją przeciskać przez ścianę. Jego majstrowanie przy protokole komunikacyjnym działa!
Wirtualna ściana nie zniszczyła programu, ale zaczęła ustępować. Jego program nie był
doskonały, więc Matt czuł, jakby przeciskał rękę przez glinę albo mokry piasek. Jednak udało
mu się przedostać na drugą stronę i zostawić w VR Caitlin wiadomość.
Początkowo zamierzał wrócić do domu i trochę odpocząć przez dwie godziny, które
musiał przeczekać. Potem jednak zmienił zdanie i postanowił mieć na oku jaśniejący Mount
Vernon. Przecież Caitlin i jej przyjaciele mogą się tu spotkać i zgotować mu gorące
przywitanie. Jeśli będzie obserwował wirtualną willę, dostrzeże ich przygotowania.
Minuty wlokły się niemiłosiernie i nic się nie działo w pobliżu willi Corriganów.
Wreszcie rozległo się stłumione „Bip!”. Matt zaprogramował ostrzeżenie, że nadeszła
północ. Kiedy zaczął się zbliżać do willi, przez ścianę przeszła jakaś postać. Matt rozpoznał
rozwścieczoną Cat Corrigan. Ręce wepchnęła do kieszeni luźnych dżinsów i patrzyła na niego
oczami, w których czaiła się furia.
-
Groziłeś mi! - oskarżyła go. - Za kogo ty się...?
Matt przerwał jej wpół zdania: - A co, twoim zdaniem, robił twój kumpel z tym
sześciostrzałowym rewolwerem? Albo żaba ze szpadą? A twój błyszczący przyjaciel z
wielkimi pięściami? To nie jest droga jednokierunkowa, Caitlin. Twoi kolesie o coś mnie
poprosili, a ja to załatwiłem. Nie spodziewaj się, że można mnie tak łatwo spławić.
Cat zgubiła gdzieś swoją buńczuczną pozę. Teraz miał przed sobą wystraszoną
dziewczynę. - Pójdziemy zobaczyć się z resztą - powiedziała. - Ale nie groź im! I tak już są
doprowadzeni do ostateczności. Jeszcze trochę i zrobią coś naprawdę głupiego!
- Dlaczego są doprowadzeni do ostateczności? - spytał Matt.
Ale Caitlin tylko spojrzała na niego dużymi, pełnymi obaw oczami.
Wzruszył ramionami. - No dobrze, żadnych pytań, póki nie dotrzemy na miejsce.
Caitlin położyła na dłoni czarną czaszkę, która pokaże im drogę do pozostałych
wirtualnych wandali. Matt wziął dziewczynę za rękę, mając cichą nadzieję, że złowroga ikona
nie jest zapowiedzią przyszłych wydarzeń. Z dużą prędkością ruszyli w podróż po Sieci. Matt
nie był pewien, ale zdawało mu się, że obrali inną drogę niż poprzednio. Wyglądało na to, że
lecą w to samo miejsce co ostatnim razem - do małego, pustego białego pokoju, w którym
czekało na nich trzech pozostałych członków grupy. Teraz przynajmniej nie mieli przy sobie
broni. Rysunkowy kowboj zsunął z czoła swój kapelusz.
-
Koleś, który tak mocno na nas naciska, powinien mieć jakiegoś asa w rękawie
- powiedział złowieszczo.
-
Fakt - zgodził się Matt. - Nie chciałbym, żebyś zaczął się srdit.
-
Cholerna racja - powiedział kowboj. - Łatwo mnie wkurzyć.
Matt pozwolił sobie na uśmiech. Jego wysiłki nie poszły na marne. Srdit znaczyło po
serbsku „rozgniewać się”. To, że kowboj natychmiast je rozpoznał, oznaczało, że mówi w
tym języku.
Gerald Savage zamachał Mattowi przed nosem swoją potężną połyskującą klejnotami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl