[ Pobierz całość w formacie PDF ]

obrażeń.
Emma przystąpiła do zbadania brzucha. W przy-
padku przemocy w rodzinie często dochodzi do
obrażeń wewnętrznych, które można przeoczyć, zaj-
mując się widocznymi ranami twarzy.
 Uderzył cię w brzuch? Niezle musieliście się
szamotać.
 Chciał mnie kopnąć, ale uciekłam do sąsiadki...
 Dziewczyna rozpłakała się na dobre.  Krzyczał,
że następnym razem mnie zabije.
 Następnym razem?
 On uważa, że go zdradzam z jego kumplem.
Ale to nieprawda. Jest zazdrosny.
68 JUDY CAMPBELL
Wymienili oburzone spojrzenia, a Emma pokle-
pała dłoń pacjentki.
 Nie myśl o tym teraz. Zaczniemy od rany na
policzku, więc leż spokojnie. Poproszę lignokainę
 zaordynował Sean.
Emma z nieskrywanym podziwem obserwowała
go przy tej skomplikowanej pracy. Zakładał kolejne
szwy w ogromnym skupieniu, przez cały czas
omawiając każdy krok. W końcu wstał i wypro-
stował się.
 Doktor Fulford, jak pani to ocenia?
 Zwietna robota, doktorze Casey. Za kilka mie-
sięcy nie będzie ani śladu.
Pielęgniarz odwiózł Doreen do jednej z kabin.
 I po co to wszystko?  zadumał się Sean,
zdejmując fartuch.  Zapewne wkrótce tu wróci
z nowymi poprawkami na obliczu, zrobionymi pięś-
cią ukochanego Lena.  Tarł zmęczone oczy.  Całe
szczęście, że mam wolny weekend. Na pewno go nie
zmarnuję.
 Co będziesz robił?
 Zapowiada się ładna pogoda. Mam ochotę po-
oglądać delfiny w zatoce. Jak one pięknie skaczą!
Widziałaś?
 Nie. Ale wiem, że tu są.
 Dożo straciłaś. A może byś się ze mną wybra-
ła?  Przyglądał się jej badawczo.  Zrobimy sobie
piknik. Wykąpiemy się w jakiejś małej zatoczce...
Kusząca i zarazem bardzo ryzykowna propozy-
cja! Byłoby bardzo nierozsądnie przystać na taką
wyprawę z Seanem...
PO DY%7łURZE 69
 Z miłą chęcią. Bardzo mi się ten pomysł po-
doba.
 Wobec tego przyjadę po ciebie jutro o dzie-
siątej.
Pierwszy punkt strategii sprawdził się, myślał
Sean, oddalając się szpitalnym korytarzem.
ROZDZIAA PITY
Dzień był piękny: bezchmurne niebo, morze bez
ani jednej falki, srebrzyście połyskujące w blasku
słońca. Emma niezadowolona stanęła przed lust-
rem. Gdyby padało, można by tę wycieczkę od-
wołać.
 Głupia! Coś ty zrobiła? Umówiłaś się z nim
,,na delfiny  ! Przez cały dzień będziecie tylko we
dwoje! Kretynka!
Westchnęła, związując włosy w koński ogon.
Jedno jest pewne: usiądzie w łodzi jak najdalej od
niego! Przecież mu jasno powiedziała, że nie chce
się angażować. Umówiła się z nim tylko po to, żeby
zobaczyć delfiny. Miejmy nadzieję, że on to zro-
zumie.
 Wychodzisz, siostrzyczko?
Aż podskoczyła. W drzwiach ujrzała Charlesa
z Benem. Praktycznie już się przeprowadzili do
domu pani Fulford.
 Kolega z pracy zabiera mnie na delfiny  wyja-
śniła.  Potrzebujesz czegoś?
On zawsze czegoś potrzebuje.
 Obiecałem Benowi, żepójdziemy do wesołego
miasteczka na plażę, ale zostawiłem portfel w sta-
rym domu. Pożyczysz mi czterdzieści funtów?
PO DY%7łURZE 71
Tłumiąc westchnienie, wręczyła mu pieniądze.
Charles zawsze zapominał portfela.
 Dzięki, oddam jak najszybciej.
Ciekawe kiedy, pomyślała.
 Zdaje się, że zajechał twój kawaler  zauważył
Charles, wyglądając przez okno.  Niezła bryka!
 To nie jest mój kawaler  sprostowała.  To
lekarz, kolega z pracy.
 Zobaczymy, czy nam szczęście dopisze i czy
delfiny się pokażą  mówił Sean, zmniejszając pręd-
kość łodzi.  Patrz uważnie.
 Jaką mamy szansę?
 Pięćdziesiąt procent. Czasami zjawia się cała
rodzina i ich popisy można oglądać godzinami, ale
kilkanaście minut pózniej nie ma ani jednego.
 Jak cudownie!  rzekła rozmarzona.  Jakby
szpital w ogóle nie istniał.
 Ale istnieje. Popatrz tam, na górze. To jest
bardzo piękny budynek, a widok z jego okien jest sto
razy lepszy niż z Grand Hotelu w centrum Carrfield.
Nie widziała jego tęsknych spojrzeń. Gdyby tylko
zechciała mu zaufać, zamiast żyć wspomnieniami
tego niegodziwca, który ją tak bardzo skrzywdził.
Teraz sprawiała wrażenie bardzo szczęśliwej. Ma-
rzył, by zawsze taka była.
Sięgnął po lornetkę.
 Widzisz coś?  zapytała.
 Wypatruję jakiegoś ruchu pod samą powierz-
chnią wody. Przejmij ster, to się skoncentruję.
Przesiadła się i posłusznie chwyciłakoło sterowe.
72 JUDY CAMPBELL
Sean był teraz bardzo blisko. Miała tuż obok jego
muskularne nogi. Zauważyłabliznę na kolanie. W pe-
wnej chwili zamachał ręką, byutrzymać równowagę.
To jest ta sama ręka, która tak niedawno ją pieściła.
Wstała niepewnie, by nieco się odsunąć. W tej samej
chwili Sean uniósł dłoń w ostrzegawczym geście.
 Zwolnij. Chyba coś mam. Widzisz tę spienioną
linię trzysta metrów przed nami?
Są! Jeden za drugim delfiny zaczęły wyskakiwać
z wody. Trzeci, czwarty!
 Fantastyczne widowisko!  szepnęła zachwy-
cona.
Po chwili tańczyło przed nimi co najmniej dwa-
dzieścia delfinów, rozbryzgując krople we wszyst-
kich kolorach tęczy.
 Popisują się!  parsknął Sean rozbawiony.
 Uwielbiają się popisywać, kiedy wyczują, że mają
publiczność, która im nie zagraża.
 One chyba same bardzo dobrze się bawią.
Patrz, jak wymachują ogonami i płetwami!  Emma
śmiała się uszczęśliwiona.  Nawet nie myślałam, że
coś takiego uda mi się zobaczyć!
 Poszczęściło się nam. Podpłyńmy bliżej.
 Nie przestraszymy ich?
 Czasami bardzo lubią płynąć za łodzią. Patrz,
skaczą za nami!
Z zapartym tchem obserwowali harce delfinów,
które po kilkunastu minutach znudziły się akrobac-
jami i zniknęły w morskich głębinach.
 Cudowny był ten spektakl  rzekła Emma
zauroczona.
PO DY%7łURZE 73
 Obyśmy mogli oglądać je jak najdłużej. Ogro-
mnym zagrożeniem dla delfinów jest ropa naftowa
spuszczana do morza, ścieki oraz śmieci zostawiane
przez plażowiczów i zmywane do wody.
Jego niebieskie oczy smutno pociemniały, a Em-
ma zaczęła się zastanawiać, dlaczego poczuła do
niego taką antypatię, gdy spotkali się po raz pierw-
szy. Zaczęło do niej docierać, że ma do czynienia
z człowiekiem pełnym współczucia dla innych. Nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl