[ Pobierz całość w formacie PDF ]

A teraz ten jego przeklęty wiek i ta słabość popsują wszystko! Nie był w stanie dzwigać
worka. Ktoś musi mu pomóc. Już ma! Głowa pracuje jeszcze jak dawniej! W skroniach
łomotała krew. Sakari znał się na tym - już on znajdzie kompana na odludziu. Ta myśl ożywiła
jego siły; ostatni kawałek drogi przebył bez wysiłku.
Miejscem jego kryjówki była wioska Nalkapera - Otchłań Głodu - mała wioska w
najgłębszym zakątku odludzia. Aż dotąd więc za sprawą państwa droga zatoczyłaby swój łuk.
Wkrótce Sakari będzie mógł odejść stąd w wygodny sposób; ale on zdaje się nie planował nic
innego oprócz tej ostatniej wyprawy... Przedtem chciał jednakże coś uczynić, chciał dać
nauczkę światu, na którym unosiła się wokół mąka, tak jakby Sakari nie istniał.
W Nalkapera było dosyć biedy - szczególnie w jednej chałupie w sąsiedztwie
Sakariego. %7łyła tam wdowa Hulta z dziećmi - jeśli to można w ogóle nazwać życiem.
Dokładniej rzecz biorąc był to wielki cud. Pracowała w nędznym gospodarstwie, a wieczorami
przędła w swej chałupie. I jeśli nawet tak nędznie żyli, to nie umierali z głodu. Chleba nie było,
pomimo tego czuć było woń kału. Już samo to było boskim cudem.
Tak rozmyślał Sakari, gdy siedział na wąskiej ławie w wieczornym mroku chaty
wdowy. Przez jego głowę przemykały pospieszne myśli. Nie siedział tam jak jakiś przybłąkany
żebrak - on miał coś ważnego do powiedzenia. Chrząknął i w mrocznej izbie rozbrzęczał się
głos jak bzykanie komara.
Wdowa poparła go swym lamentem: gdyby mąż jej żył, to mieliby teraz jedzenie. - Te
inne, które mają męża do kopania rowów, dostają teraz mąkę.
- Ja nie wymagałbym od mężczyzny niczego więcej, tylko żeby na saniach pociągnął
worek mąki - powiedział Sakari.
U wdowy była akurat Leena, zwana też  Leena Niedzwiedzie Futro , która chodziła po
osadzie, by z ludzi wypędzać choroby. Stawiała bańki, upuszczała krew lub też zaklinała. Ta
znana wszystkim osoba wpadła właśnie na pogawędkę. Jak to jest właściwie, chciała się
dowiedzieć, czy naprawdę trzeba kopać w zamarzniętej ziemi.
- W swej złośliwości żądają tego. Mężczyznom, którzy są wystarczająco silni, kopanie
przecież nie zaszkodzi. Ale tym innym potrzebującym trzeba by też dać mąkę.
- A więc tak to jest?
- Tak, tak to jest. Znam to, widziałem to wszystko, gdy wędrowałem po okolicy.
I obie kobiety uskarżały się na okrucieństwo i zło świata. A po tym brzęczenie starego
ponownie wypełniło izbę, która oświetlona była ogniem z kuchni. Jeśli im się nie daje mąki,
wyjaśniał, to powinni ją sami sobie wziąć. Z pewnością nie jest ona zbyt daleko
zmagazynowana, w każdym razie nie za solidnymi kłódkami..
- Panie Boże! Przecież pójdzie się do więzienia! - zawołała z przerażeniem wdowa.
- Ale co tam, któż gada o więzieniu - uspokajał Sakari. - Nie odważą się przecież
rozdmuchać takiej sprawy i wnieść do sądu. Przegraliby tylko.
Lecz wdowa powtarzała uparcie, że to w każdym razie byłoby grzechem.
Sakari zdenerwował się. - Grzech! - przedrzezniał ją gniewnie. - To tylko takie słowo,
przy pomocy którego straszy się głupi naród. O wiele większym grzechem jest to, że nie dają
mąki głodnym!
- Za to odpowiedzą przed Sądem Ostatecznym, a za kradzież idzie się do więzienia
jeszcze na ziemi.
- A gdyby i nawet! Więzienie to instytucja panów. Tu na odludziu Kaira oraz gdzie
indziej wielu musi głodować przez całe swoje życie, a jest to tak samo dożywotnie jak i
więzienie. Jaki sąd mógł skazać ich na coś takiego?
- Wy możecie i tak myśleć. Ale gdy oni nas zabiorą, to co stanie się z dziećmi?
Mówiąc to wdowa wytknęła Sakariemu, że swego czasu nie troszczył się o rodzinę.
Gdy zwracała się do Sakariego, w głosie jej brzmiał zawsze pełen wyrzutu ton, tak jak u ludzi,
którzy sami wiodą nienaganne życie. Gryzło to starego, nie lubił aluzji do swej przeszłości.
- I co z tego mają dzieci, że matka jest z nimi? - zaburczał zjadliwie. - Czyżby pod
dostatkiem chleba, co?
- To przecież jawna drwina ze strony tego, który sam tkwi w tarapatach! - wybuchnęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl