[ Pobierz całość w formacie PDF ]

całą długość. Drugiego malamuta trzymał pod sobą  zdruzgotaną, krwawiącą
masę, a właśnie gdy Błyskawica i Muszka patrzyli, trzeci pies został porwany w
ogromne łapy niby dziecko w ramiona olbrzyma i na jego śmiertelne wycie krew
zakrzepła w \yłach suki.
W tej\e chwili jeden z okutanych w futra i zakapturzonych łowców
przyskoczył, a dzida jego błysnęła i zgasła wnet, gdy ostrze pogrą\yło się
głęboko w piersi Wapuska. Niedzwiedz z rykiem miotnął się na wroga, który
mu cios zadał i tym samym odsłonił się niebacznie. Nowy myśliwy doskoczył
bez zwłoki, uderzając dzidą w szerokie barki zwierza, między łopatki.
Była to straszna rana i niedzwiedz na chwilę przykucnął. W tym\e mgnieniu
dziewięć pozostałych psów obsiadało go zewsząd, zaś trzeci łowca, z tak bliska,
\e mógł u\yć obu rąk, wbił dzidę do połowy.
Lecz stary Wapusk powstał raz jeszcze i runął między psy. Nie ryczał ju\.
Gardło miał pełne chrapliwych bełkotów. Morderca od zarania \ycia, włóczęga
na morzu i lądzie, po\eracz zwierząt, a nawet ludzi, płacił wreszcie krwawą
daninę. Eskimosi podbiegli znowu zbrojni w świe\e dzidy. Wapusk opędzał się
psom słabo i na oślep. Wreszcie w jakiejś chwili nie zdołał ju\ odgórnie sfory.
Zachwiał się, padł i potoczył na 'bok. Dzwięki w jego krtani zamarły. Eskimosi,
u\ywając rękojeści dzid niby batów, odpędzili pokrwawione i pokiereszowane
malamuty. Wapusk nie \ył.
ROZDZIAA XIX
We dwoje
Podczas tej epickiej walki Musika zdawała się ledwo oddychać. W
mózgu jej wizje i wspomnienia innego świata ginęły bez śladu pod
naciskiem tragicznej rzeczywistości. Nawet na statku ochraniano ją i
pieszczono. Obecnie zaś miała przed oczyma nagi wizerunek śmierci, a
nozdrza pełne woni krwi dymiącej i szkarłatnej.
Odór krwi tę\ał szybko. Przy pomocy nocy trzej łowcy jęli oprawiać
Wapuska, zanim jeszcze ciało ostygło. Zdjęli z niego skórę. Potem dzie-
lili mięso, składając je na kupę i od czasu do czasu ciskając zgłodniałym
psom kość lub ochłap.
W pewnej chwili jeden z ludzi, unosząc głowę dostrzegł na tle nieba
sylwetkę Muszki. Psy, podniecone bitwą, nie zauwa\yły jej. Myśliwiec
zaprzestał pracy. Potem wyprostował się, odrzucił ramię wstecz, miotnął
nim ku przodowi i lśniący, do assegaii podobny dziryt z gwizdem
przeciął powietrze. Stalowe ostrze uderzyło o lód o dwanaście cali mniej
więcej poni\ej przednich łap Muszki. Dwanaście cali wy\ej i pocisk by ją
trafił.
Brzęk \elaza zbudził w suce poczucie niebezpieczeństwa i co rychlej
skoczyła wstecz. Błyskawica przyłączył się do niej momentalnie i kłusem
odprowadził w głąb lodowej platformy.
Dla Błyskawicy widok, którego byli świadkami, nie stanowił \adnej
tragedii. Było to po prostu zwykłe zabójstwo - najbardziej powszechne ze
zdarzeń na tym świecie. Tote\ nie rozumiał uczuć miotających Muszką;
sam ani się bał, ani gorszył. Był najwy\ej zawiedziony. Oto miała miejsce
walka  rzecz, której tak pragnął  i nie mógł w niej wziąć udziału. Z
tego punktu widzenia jedynie ubolewał nad śmiercią Wapuska.
W miarę jak morski brzeg Ussiooi pozostawał w tyle, Błyskawica
coraz goręcej pragnął dowieść swej pięknej towarzyszce, do jak wspa-
niałych czynów jest zdolny. Prawdę mówiąc, po raz pierwszy w \yciu
gwałtownie chciał się czymś poszczycić. Zarówno jak wino pobudza
działanie umysłu, tak szczęście czasem podnieca zarozumiałość, stąd
Błyskawica nerwowo wyglądał właściwej okazji.
W tej myśli wiódł Muszkę ku zwróconym w stronę lądu stokom
Ussiooi. Góra lodowa zbiegała tu ku równi barren jako długa, gładka
pochyłość, mierząca zapewne trzysta do czterystu stóp od szczytu do podnó\a.
Normalnie Błyskawica zachowałby najdalej idącą ostro\ność. Lecz nocy
dzisiejszej traktował z głęboką wzgardą wszelkie mo\liwe niebezpieczeństwa.
Tanecznym krokiem poskoczył na zdradliwą krawędz, jak gdyby przekonany, \e
nawet Ussiooi nie ośmieli się wobec niego na \aden kawał.
W oczach Muszki lśniący stok wyglądał zupełnie niewinnie. Nie odczuwała
przed nim cienia trwogi. W świetle księ\yca i gwiazd robił wra\enie zwykłej
drogi bezpiecznie wiodącej w dół.
Lecz wtem stało się, co się miało stać. Przednie łapy Błyskawicy pośliznęły
się gwałtownie. Cały przód ciała poszedł za tym ruchem. Sekundę lub dwie
Błyskawica wisiał jeszcze rozpaczliwie uczepiony krawędzi pazurami tylnych
łap. Potem cal za calem, pod zdumionym i nic nie rozumiejącym wejrzeniem
Muszki, rozpoczął swą haniebną podró\ w dół.
Około dwunastu jardów mniej więcej sunął gładko niby sanie, potem du\a
gruda lodu obróciła go bokiem, stracił kompletnie równowagę i od tej chwili
słabo ju\ rozumiał, co się z nim dzieje. Ostatnią rzeczą, jaką widział, była
Muszka, stojąca w górze bez ruchu i wpatrzona weń uparcie. Na przestrzeni
dobrych trzystu stóp toczył się podskakując i wiercąc, coraz to nabierając
silniejszego pędu. Jak strzała przelatywał rozpadliny lodowe. Zaparło mu dech.
Czasem jechał na grzbiecie, czasem na nosie, to znów koziołkował w powietrzu.
Gdy wreszcie dotarł do podnó\a, był niby nieforemny wór. Wstał chwiejnie.
Kręciło mu się w głowie. Miał wra\enie, \e mu się \ołądek przewraca. Lecz
wzrok zachował normalny, to zaś co w następnym mgnieniu ujrzał, wróciło mu
od razu zdolność ruchu jakkolwiek mniej chy\ą ni\ zazwyczaj.
Lecąc w dół Ussiooi wylądował pośród gromady białych zajęcy. Jego nagłe
pojawienie sparali\owało i oszołomiło zwierzęta. Być mo\e, zresztą wzięły go na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl