[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tę myśl jako niemożliwą.
Kiedy w milczeniu zajadał swoją kanapkę, Robbie pod­
suwał kolejne propozycje imienia dla osła. Fred. Harvey.
Orzechowa Głowa.
Ostatnia propozycja rozśmieszyła Corrine.
- Orzechowa Głowa?
- A nie ma głowy podobnej do orzeszka ziemnego?
Mały jest spostrzegawczy, pomyślał Matt. Sam miał kilka
propozycji imion dla ich ulubieńca, jednak zamiast się nimi
podzielić, wstał i zwrócił się do Robbiego.
- Posprzątałeś po sobie w kuchni?
- Czysto jest - skłamał z miną absolutnego niewiniątka
Robbie.
Matt wszedł do kuchni i zabrał się za porządki. Z pokoju
dobiegał go głos Robbiego, lecz po chwili zaległa cisza.
Kiedy wszedł do salonu, zastał ich obydwoje, przytulonych
ramię do ramienia, śpiących w najlepsze na sofie. Niesamo­
wite. Robbie nigdy tak łatwo nie obdarzał zaufaniem obcych.
Szczególnie po śmierci matki. Co było takiego w ich nieprzy­
stępnej sąsiadce, co przełamało zwykłe opory chłopca?
Westchnął i podniósł go delikatnie. Z Robbiem na ręku
zajrzał jeszcze do jej sypialni, zdjął ze świeżo pościelonego
łóżka koc i przykrył nim Corrine. Śpiąca była taka bezbronna
i niewinna. Jak dziecko. Matt wiedział, że jeszcze tu wróci.
Znajdzie sobie wymówkę, jakieś ogrodzenie do naprawy albo
czyjś złamany kciuk.
Corrine obudziła się zdrętwiała i obolała. Miała wrażenie,
że paskudnie opuchł jej język. Poruszyła się i jęknęła, gdy
TRZECIA SIOSTRA
61
fala bólu rozeszła się od dłoni aż po ramię. Spojrzała ze
złością na gips i zauważyła, że śpi na sofie, przykryta kocem.
Musiała zasnąć, gdy oni jeszcze tu byli! To wszystko przez
te środki przeciwbólowe.
Powoli przypominała sobie wypadki tego dnia. Naprawę
płotu, zmiażdżony kciuk, Matta niosącego ją w ramionach
do ciężarówki. Do tego te błyski uczucia w jego oczach, za
każdym razem, gdy spoglądał na swego siostrzeńca. No i nie
mogła zaprzeczyć, że robiła na niej wrażenie jego siła, jego
bardzo męska uroda. Było w tym mężczyźnie coś staroświec­
kiego. Napełniał ją uczuciem zaufania.
Z jej wiarą w ludzi zazwyczaj wcale nie było tak łatwo.
Jedynie swoje siostry obdarzyła kredytem bezwarunkowego
zaufania. Jak się okazuje - niesłusznie. Zupełnie niesłusznie,
gdyż wpadły na chwilę do szpitala po to tylko, by zaraz
zostawić ją na łasce sąsiada.
- Wspaniały mężczyzna - szepnęła jej do ucha Britta­
ny zamiast powitania. Nie zapytała nawet, jak się czuje
i czy bardzo cierpi!
Tak, Brittany można było zaufać w każdej kwestii, wy­
jąwszy sprawy damsko-męskie. Pamiętała jeszcze tą okropną
książkę, którą obie z Abby dostały od siostry, kiedy dowie­
działy się o warunku przejęcia swoich spadków. „Jak znaleźć
idealnego partnera". To było oczywiście na długo, zanim
Brittany sama zakosztowała słodkiego nektaru miłości. Teraz
pozbyła się cynizmu i stała się nieuleczalną optymistką. Prag­
nęła zarazić swoim romantycznym entuzjazmem wszystkich
w promieniu wielu kilometrów. A szczególnie swoją jedyną
niezamężną siostrę.
- Pani Pondergrove zamówiła kolejną suknię ślubną. -
62
CARA COLTER
szepnęła konspiracyjnie jeszcze w szpitalu, puszczając do
niej oko. Jakby to miało z nią cokolwiek wspólnego.
- Przecież mówiłaś, że nie ma jej w mieście.
- Nie ma, ale przysłała Abby wzór skądś z Wyomingu.
Biedny Jordan. Jemu też nie powiedziała, gdzie jest.
Jordan był świeżo upieczonym teściem Brittany. Według
niej ten dystyngowany starszy pan w obecności Angeli Pon-
dergrove zamieniał się w zakochanego młodzieńca.
Brittany wypadek przy naprawie ogrodzenia dla osła po­
strzegała jako początek romansu Corrie z przystojnym
i opiekuńczym sąsiadem.
- A ten chłopczyk, jaki śliczny! - roztkliwiła się na mo­
ment, po czym nagle spoważniała. - Corrie, Matt nie jest
chyba żonaty?
Corrine spojrzała na nią, trochę rozzłoszczona.
- Właśnie, że jest - burknęła, mając nadzieję, że zakoń­
czy tym nieszczęsne dywagacje siostry.
Jednak Brittany nie dało się tak łatwo zepchnąć z raz
obranej drogi. Spojrzała siostrze głęboko w oczy i oświad­
czyła, że najlepiej zapyta o to bezpośrednio Matta.
Corrine poddała się. Tylko tego brakowało, żeby dowie­
dział się, że dyskutowały o jego stanie cywilnym!
- Dobrze już, dobrze. Nie jest żonaty. Robbie jest siost­
rzeńcem. Jego matka, a siostra Matta, nie żyje.
Abby zareagowała z właściwą sobie wrażliwością, jednak
Brittany ta informacja nie powstrzymała od dalszych pytań.
Gdzie dokładnie mieszka, kiedy się poznali, czy często się
widują. Osioł został nazwany „darem niebios", a koniecz­
ność naprawy ogrodzenia „szczęśliwym zrządzeniem losu"!
Kiedy Brittany zaczęła nerwowo zerkać na zegarek, Cor-
TRZECIA SIOSTRA
63
rine domyśliła się, że siostry coś knują. Ale nie podejrzewała,
że zostawią ją samą w szpitalu!
Nawet jeśli jej sąsiad był osobą godną zaufania, to czyż
należało jego zaufania nadużywać w ten sposób?
Poczuła dziwny ucisk w piersi.
Przypomniało jej się, jaki opiekuńczy był mały Robbie
podczas ich szpitalnej eskapady i po powrocie do domu.
W szpitalu obwieścił, że ona „jest najlepsza z nich trzech",
a wcześniej, kiedy jechali do szpitala, na ucho szepnął jej coś
zupełnie niesamowitego. „Czekałem na ciebie. Modliłem się,
żebyś do nas przyjechała".
Jak to możliwe? Jak mały chłopiec mógł wymyślić coś
takiego?
Co się ze mną dzieje? - zapytywała się w myślach. Naj­
pierw osioł po przejściach, a teraz jeszcze osierocony mały
chłopiec. Nie potrafię dać miłości żadnemu z nich, więc nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl